8 maja 2015

Rozdział 10



- Ugh...- westchnęła Lily.- Dopiero wyszedłeś ze skrzydła i już coś kombinujecie?

Przysiadła na kanapie w Pokoju Wspólnym i położyła płócienną torbę na kolana.

- A co? Martwisz się o naszego Jelonka...?- zapytał rozbawiony Syriusz.
- Martwię się o was wszystkich. Narobicie sobie kłopotów, a jutro wyjście do Hogsmade.
- Och jakaś ty troskliwa...- mruknął Łapa.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i odparła:
- Może na mnie spadnie kara przebywania z wami na szlabanie.
- Doprawdy uracza kobieta James- odezwał się z wyższością Black.- Będzie świetną żoną...

Lily posłała mu karcące spojrzenie i powoli odeszła w stronę dormitorium.

- To co... Kiedy pełnia Luniak?- zapytał Syriusz i włożył sobie dłonie do kieszeni spodni.

- Za dwa dni...- odparł i potarł skronie.

- Już? Fajnie...- szeroko się uśmiechnął.

- Zależy dla kogo...- mruknął Remus.

- Nie przejmuj się Remek...- poklepał przyjaciela po plecach James.- Będziemy tam z tobą.

- Chłopaki... Jestem wam strasznie wdzięczny, ale po zakończeniu Hogwartu gdy będziecie mieli żony i  może dzieci nie będziecie mogli tak ryzykować. Już teraz nie powinniście tego robić...

- Luniek...- zaczął Łapa, ale przerwała mu Miley.

- Cześć. O czym gadacie?- spytała dziewczyna.

- O niczym takim...- burknęli na raz.

- Nie chcecie mówić to nie- mruknęła i wyminęła ich z pełną godności miną.

- Ej no nie obrażaj się...!- krzyknął długowłosy na co ona prychnęła, ale wrzawa pomieszczenia skutecznie je zakłóciła.








***








Młoda gryfonka otworzyła powoli oczy. Jasne promienie słońce przyjemnie łaskotały jej twarz. Rudo- kasztanowe włosy leżały rozrzucone kaskadami na poduszce. Jej szmaragdowe oczy wesoło błyskały. Wyciągnęła ręce za siebie i mocno się rozciągnęła, po czym opuściła ramiona na buzię. Nieprzyjemnie mruknęła i spuściła nogi na podłogę. Gdy wstała sprawdziła zegarek, który wskazywał szóstą trzydzieści. Jej twarz przyozdobił grymas. Każda z jej współlokatorek słodko sobie chrapała w łóżeczku . Wzięła czarne spodnie i swój ulubiony sweter w kolorze oczu z szafy i udała się do łazienki. Rozczesała pokołtunione włosy i umyła zęby. Opłukała swoją twarz zimną wodą z mydłem i nałożyła bezbarwną pomadkę. Makijaż stosowała tylko na jakieś specjalne okazje. Całe życie uważała, że chodzenie w makijażu jest jak nakładanie maski. Naciągnęła pospiesznie ubrania i zerknęła w lustro krytycznie. Jej włosy w końcu przestały mieć intensywnie pomarańczowy kolor i przybrały barwę lekko wpadającą w brąz. Nadal jednak pozostawała usiana piegami twarz. Jedyne co zawsze ceniła sobie jako atut to oczy. Prawie cała rodzina ma pospolity zielony odcień tęczówek, ale ona po ojcu odziedziczyła odcień kamienia szlachetnego. Westchnęła głęboko. Po chwili przygotowana wyszła z pomieszczenia. Założyła zielone buty na obcasie pasujące do górnej garderoby. Chwyciła leżącą przy łóżku torbę i wyjęła książkę zabraną wczoraj z biblioteki. Pogładziła ręką tytuł i ruszyła ku wyjściu. Wzięła jednak jeszcze różdżkę i dotknęła nią zegarka. Równo o dziewiątej jeśli dziewczyny się nie obudzą zrobi to owy przedmiot. Nie mogła pozwolić by spóźniły się do Hogsmeade.

Usiadła na kanapie w pokoju wspólnym i podciągnęła nogi pod brodę. Oparła na kolanach książkę i zagłębiła się w lekturze.

" Dawno, dawno temu..."


Lily głośno westchnęła. Nienawidziła takich początków. Natychmiast opuściła wzrok na tekst. Ku jej zdziwieniu teraz zaczynało się inaczej.


" - Lukulus Street 82- to tutaj Annabeth- powiedział mężczyzna w średnim wieku i odwrócił się do towarzyszki. Na zewnątrz od dawna panował mrok.

- Chyba powinnam pójść sama...- mruknęła niepewnie.

- Tak, masz rację. Nie jestem mile widziany w tym domu- odparł po czym wskazał kobiecie drzwi jednego z niewielkich, szarych domków, od których wręcz roiło się na ulicy.

Blondynka głośno przełknęła ślinę. Miała piękne złote włosy sięgające do pasa i oczy kolory chmur burzowych, w których teraz szkliły się łzy. Miała bladą, wręcz porcelanową cerę, a jedynym kolorem były lekkie wypieki na policzkach. Oblizała nerwowo malinowe wargi i chwyciła delikatnie klamkę. Ku jej zdziwieniu było otwarte. Obejrzała się jeszcze raz na przyjaciela i powolnym krokiem weszła do środka. Zatrzasnęła za sobą drzwi i udała się głębiej w stronę palącej się świeczki. Była ona jedynym światłem w ciemnym mieszkaniu. Wyciągnęła ręce przed siebie, żeby nie trafić na żaden mebel. 

- Skup się - powtarzała sobie w myślach.

            Gdy dotarła do płomyka, kątem oka dostrzegła czerwony błysk. Zaciekawiona udała się tam po omacku. Znowu błysnęło, a dziewczynę poraziło ostre światło.”

            Evans głośno syknęła. Z książki nagle wydobył się blask i ją oślepił. Spadła z kanapy. Potarła obolały tył, na który spadła i chwyciła księgę w rękę. Spojrzała na tekst, ale wciąż emanował czerwienią. Nagle jej oczy zmieniły kolor na karmazynowy. Otworzyła usta i rozszerzyła oczy. Dotknęła palcami powierzchni strony, a ta zafalowała. Jej dłoń zaczęła przenikać aż po chwili lektura wciągnęła ją aż do łokcia.

- Lily?- doszedł do niej głos. Przy schodach prowadzących do dormitorium dziewcząt stała Dorcas.- W porządku?

            Rudowłosa pokręciła głową i odłożyła czytadło na blat stolika. Prawie natychmiast barwa zeszła z jej tęczówek, a te przybrały normalny odcień.

- T-tak…- mruknęła i podniosła się z siedziska.- Czemu tak wcześnie dzisiaj wstałaś? Jest niedziela.

- Wcześnie? Już trochę po dziesiątej. Dziewczyny już się szykują- wskazała na sypialnię.- Ładną nam pobudkę zafundowałaś. Utrata słuchu z samego rana- odparła ironicznie Meadows.

- Niemożliwe przeczytałam krótki fragment…

- Hm…-wzruszyła ramionami.- Może usnęłaś.

- Tak na pewno…

- Chodźmy na śniadanie reszta do nas dojdzie- zaproponowała czarnowłosa i pociągnęła za rękę przyjaciółkę.









***








            Dziesiątka gryfonów z siódmego roku jadła śniadanie w Wielkiej Sali. Nagle wleciała do niej chmara sów. Na talerz Ann wleciała sowa z Prorokiem Codziennym i wyciągnęła ku niej nóżkę by odebrać pięć knutów.

- Piszą coś nowego?- zapytała ją Miley.

- O nie…

- Co?

- Kolejne ataki…- powiedziała i przekazała znajomym gazetę.

- To straszne...- mruknęła Alicja i zasłoniła swoje usta dłonią.

Lily wyrwała przyjaciółce gazetę i sprawdziła listę poległych. Z ulgą stwierdziła, że nikt znajomy nie ucierpiał.

- Voldemort jest okrutny- szepnął James, a część towarzystwa wzdrygnęła się.

- Jak ludzie mogą być tak głupi i ślepi by się do niego dołączać- westchnęła Ann.

MASOWE ATAKI NA MUGOLACH

Śmierciożercy znowu atakują! Dzisiaj w nocy między godziną pierwszą a drugą, doszło do poważnego incydentu. Słudzy tego-którego-imienia-nie wolno-wymawiać napadli na wioskę Shermington w północnej Anglii. Zabitych zostało ponad 30 mugoli (nazwiska na następnej stronie) oraz trzech aurorów: Florian Speed, Bella Molone i Syvill Fortel. Dowiedzieliśmy się, że użyto na nich wielu czarnomagicznych zaklęć, min. Cruciatus. Wielu zostało poranionych w wyniku czego, Mugole w ciężkim stanie trafili do Świętego Munga, po uzgodnieniu tego z Mugolskim premierem. (cały artykuł str.6)
Koło godziny szóstej, na ulicy Pokątnej, przed księgarnią Esy Floresy. Zaatakowana została Matilda Berger- ordynatorka szpitala Św. Munga.
Na Pokątnej także pojawili się aurorzy i zdążyli zaaresztować dwójkę przestępców, w których była niejaka Amelia Black i Barty Lestrange. Staną dzisiaj o 17 przed Ministerstwem pod zarzutem wielokrotnego użycia zaklęć Niewybaczalnych.
Czy powinniśmy się bać? Od dłuższego czasu o sami-wiecie-kim jest coraz głośniej. Mamy nadzieję, że Minister Magii jakoś zaradzi zamieszkom i obroni niewinnych mugoli i czarodzieji.


- To straszne...- mruknęła Alicja i zasłoniła swoje usta dłonią.

Lily wyrwała przyjaciółce gazetę i sprawdziła listę poległych. Z ulgą stwierdziła, że nikt znajomy nie ucierpiał.

- Voldemort jest okrutny- szepnął James, a część towarzystwa wzdrygnęła się.

- Jak ludzie mogą być tak głupi i ślepi by się do niego dołączać- westchnęła Ann.

- Wiesz Lorence ludzie pokroju mojej rodzinki uważają, że oprócz czystokrwistych nie powinni nawet oddychać tym samym powietrzem co oni-  odparł spokojnie Syriusz smarując sobie kanapkę masłem.- Gdy pojawił się ktoś taki jak Voldemort od razu go poparli. Dał im możliwość zlikwitowania mugoli i mugolaków, a nawet charłaków.  Teraz prowadzi ich do tego co więcej prawie w ogóle nie ponoszą za to odpowiedzialności bo czarodzieje są zbyt przerażeni.   

- Tak...- skrzywiła się blondynka.- Tak o tym nie myślałam.

Mimowolnie sojrzała na wyjście z Wielkiej Sali gdzie stała niska, zapłakana puchonka. Wyglądała na bardzo młodą. Mogła być najwyżej na trzecim roku. Przytulała ją długonoga krukonka, a obok niej stała profesor McGonagall ze współczującym spojrzeniem. 
- Pewnie zginął ktoś z jej bliskich- pomyślała i poczuła silne przywiązanie do uczennicy Hufflepufu.

- Może w Hogsmeade się rozdzielimy- zmienił temat Remus.- Potem spotkamy się w trzech miotłach...?- zapytał bardziej niż stwierdził.

- Tak to dobry pomysł- potwierdziła Lily.

- To o 13:00?

- Ok, ale nie idziecie na razie z nami? No wiecie drogę do miasta...

- My Evans dołączymy trochę później. Mamy plany- powiedział James i puknął ją w nos. 

Dziewczyna posłała mu wrogie spojrzenie i wróciła do konsumpcji tostów z serem. Gdy odwróciła wzrok Potter mrugnął do Blacka i uśmiechnął się hucwocko.










***











- To gdzie teraz?- zapytała Lily swoich przyjaciółek. Wszystkie oprócz Dorcas wyszły właśnie z Miodowego Królestwa. Panna Meadows poszła na randkę z Syriuszem. Wypadek Jamesa- chociaż niechciany z powrotem bardzo zbliżył do siebie tę dwójkę. 

- Może do Madame Linet?- zaproponowała Ann.

- Do tego różowego sklepu dla cukierkowych panienek? Nie ma szans...- mruknęła Alicja.- Po co chcesz tam iść Ann...?

- Chcesz zmienić styl?- zironizowała Miley.

-Hahaha... Moja kuzynka ma urodziny. Jestem pewna, że gdyby chodziła do Hogwartu należałaby do fanclubu Potter&Black.

- Tleniona lalka?- spytała Evans.

- Acha... Ale jestem z nią dość blisko, więc wiecie...- mruknęła i pociągnęła dwie przyjaciółki za dłonie. Ala pobiegła za nimi i już po chwili stały przed pomalowanym na jaskrawy róż budynkiem. Czuć było od niego mocnymi, różanymi perfumami i mleczną czekoladą. Dziewczęta skrzywiły się.

W środku doszedł je jeszcze intensywny zapach malin i wanilii. Oba zapachy były piękne, ale w takim nagromadzeniu dziewczyny po prostu mdliło.

- Dzień Dobry- powiedziała z uśmiechem ekspedientka. Natychmiast jednak spełzł z jej twarzy gdy zobaczyła  z kim ma do czynienia. Była to Elsa Malone- absolwentka zeszłego roku i jedna z najgorszych dziewczyn jakie poznała.- W czym mogę służyć?- wydukała z trudnością.

- Poradzimy sobie- odparła Stewart ze sztucznym uśmiechem.

 Podeszły do stoiska z pudrami, szminkami i innymi produktami  do makijażu. Ann zdradziła im, że Sally- jej kuzynka, uwielbia wszelkie zapachowe pomadki i ozdoby do włosów. Rozdzieliły się szukając odpowiedniego prezentu. W ostateczności panna Lorence wybrała zestaw 7 owocowych szminek i cztery opaski przyozdobione różnokolorowymi piórami.

- W końcu- odetchnęła Lily.- Myślałam, że uduszę tę sprzedawczynię

- Tia ja też... Nienawidzę jej bardziej niż większości ślizgonów- mruknęła Ann.

- Czemu jesteście na nią takie cięte?- zapytała Miley nie znając przyczyny zachowania koleżanek.

- Chodziła do Hogwartu w zeszłym roku. Przewodniczyła lalkom w większości zakochanym w Jamesie lub Syriuszu- odpowiedziała jej Lils.

- Była taka okropna?

- Potworna...- Westchnęła Lorence.- Cieszę się, że odeszła...

- Chyba przesadzacie...

- Wcale nie!- wrzasnęły na raz wszystkie trzy.

- Jak myślicie co robi Dor z Łapą?- zapytała Ann.

Lily wzruszyła ramionami.

- Miejmy nadzieję, że nam się zespowiada- zaśmiała się rudowłosa i puściła reszcie perskie oko.








***








- Jak Ci się podoba?- zapytał Syriusz zdejmując dłonie z oczu brunetki.

- Tu jest... Pięknie!- zachwyciła się Dorcas.

- Miałem nadzieję, że ci się spodoba- uśmiechnął się lekko i obserwował jak dziewczyna rozgląda się w około próbując zapamiętać każdy szczegół.

Zaprowadził Meadowse na wzgórze, z którego widać było całe Hogsmeade. Różnokolorowe domki ułożyły się w chaotyczną, lecz cudowną mozaikę. Prawie ze wszystkch stron otaczały ich drzewa różnego gatunku. Rozłożył koc piknikowy w niebiesko-żółtą kratkę na zielonej trawie. Położył na nim wiklinowy koszyk i złapał dziewczynę za rękę. Pociągnął ją na posłanie tak, że wtuliła się w jego klatkę piersiową. Zaciągnęła się jego zapachem. Miętą i witkami od miotły. 

Siedzieli chwilę w milczeniu, jednak nie takim niezręcznym. Oboje czuli się dobrze w swoim towarzystwie i nie potrzebowali w tym momencie żadnych słów. Wiedzieli jednak, że za moment będą musieli zacząć rozmowę mającą znaczący wpływ na ich związek. Woleli jednak jak najdłużej ją odwlekać.

- Dor...- zaczął Syriusz.- Chyba powinniśmy porozmawiać...

Dor jednak nie chciała słuchać go dalej. Po prostu zatkała mu usta pocałunkiem.









- Miejmy nadzieję, że nam się zespowiada~ Lily



Dorcas i Syriusz

4 komentarze:

  1. Ojoj! Ten rozdział jest cudny! :D
    Dorcas pocalowała Syriusza! To było takie przesłodkie :) Naprawdę takie po prostu cudne :D
    Co do poprzedniej części to jak widzę Voldemort nie próżnuje. Zastanawiam się jak dalej pociągniesz ten wątek. Co z Zakonem? Hmm... Czytałam już wiele wersji i każda jest inna włącznie z moją i przyznam, że bardzo mnie ciekawi jak to wszystko pójdzie dalej :)
    I muszę ci powiedzieć, że ten fragment, w którym James stuknął Lils w nos, był po prostu przecudowny!!!!!!!!!!!! Ja nie wiem, dlaczego aż tak strasznie mi się spodobał, ale jest naprawdę świetny :D
    ok, a teraz przejdę do najbardziej ciekawiącej i moim zdaniem najbardziej interesującej sprawy. Mianowicie.... KSIĘGA. Zaintrygowałaś mnie. Dziwna książka, specyficzna historia w środku i w dodatku ta książka żyje zupełnie jak dziennik Toma Riddla (dobrze to napisałam?). I w dodatku ta książka ma wpływ na Lils. Zmienia kolor tęczówek i w dodatku tak jakby ją... wchłania... Dość tajemnicza sprawa. No i intrygująca. I wogóle ten wątek starasznie, ale to naprawdę strasznie mnie zainteresował. Teraz tylko pozostaje mi pytać... I co zrobisz dalej z tym fantem i jak postanowisz to rozwinąć? Interesuje mnie to bardziej niż sprawa Zakonu i naprawdę popudza moją wyobraźnię :) I wogóle dzięki temu twojemu rozdziałowi dostałam nagłego natchnienia i mam pomysł na fabułę na kolejnym, albo jeszcze następnym roku :D
    W każdym razie, rozdział jest świetny pod każdym względem, zarówno pomysłu jak i wykonania, choć powtórzyłaś jeden fragment i gdzieś tam brak w przecinku sprawił, że miałam maleńki problem ze zrozumieniem sensu zdania, ale szybko to ogarnęłam :D Piszesz coraz lepiej i z wielką przyjemnością czytam twoje rozdziały, więc teraz jedyne co mogę powiedzieć, a tak dokładniej to napisać ;) to błagam pisz szybko następny rozdział, bo jestem naprawdę prze-, prze-, przeciekawa, co wymyślisz dalej :D
    Pozdrtawiam i życzę weny oraz czasu XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no na prawdę jak ty napiszesz kom to się później trzy godziny szczerzę jak głupi do sera. Tyle razy już Ci pisałam, ale po prostu kocham twoje komentarze za to, że poświęcasz na to ten czas i dodajesz te pochlebstwa -nieskromne odgarnianie włosów. To na mnie mega wpływa :3 I w ogóle fajnie, że Ci się podoba bo w końcu o to chodzi :-) Moje opowiadanie raczej nie będzie się bardzo skupiało na Voldemorcie, ale oczywiście wplotę wątki bitwy, Zakonu itp. A i jeszcze coś tam pisałaś o zdaniu, że się nie mogłaś połapać to jakbyś mogła mi napisać dokładnie gdzie to poprawię. Ogólnie sory za tamto i za literówki, ale muszę teraz pisać ciągle na telefonie i zdarza mi się czegoś nie zauważyć. Ciepło pozdrawiam i czekam na rozdział u ciebie Mademoiselle :>

      Usuń
    2. Nie wiem, gdzie brakowało mi tego przecinka, przepraszam, ale doskonale cię rozumiem. Ja mam spory kłopot z pisaniem poprawnie na tablecie, a co dopiero mówić o telefonie. O nie, to nie dla mnie. Ja potrzebuję kompa, w najgorszym razie ujdzie jeszcze tablet ;)
      U mnie rozdzialik 52 już jest a 53 się pisze :)
      Również pozdrawiam i życzę weny :D

      Usuń
  2. nominowałam cie do liebster award
    wiecej info na lily-evans-james-potter-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic