3 maja 2016

Sowia Poczta (WAŻNE!)

BARDZO WAŻNE!!!!!
Odkąd opublikowałam pierwszy rozdział na blogu, dużo się zmieniło, m. in. moje podejście do bloga.  Kiedy zaczynałam, uwielbiałam blogi o Lily i Jamesie, najlepiej było, kiedy para po nie bardzo długim czasie była już razem. Wolałam zwykłe obyczajówki. Teraz wolę gdy jest więcej akcji i przez to zrobię zmiany w rozdziałach. 
Kilka zostanie usuniętych, bądź złączonych w jeden. Strasznie przepraszam was za kłopot, ale, żebyście nie musieli czytać wszystkiego od początku, napiszę tu wszystkie zmiany:
-Frank Longbottom nie jest już z huncwotami w dormitorium. Jest to krukon na siódmym roku.
-Miley od początku wiedziała, że James chce wzbudzić zazdrość w Lily.
-Syriusz wcześniej zaczął odsuwać się od Dorcas.

Przepraszam za to, ale nie chcę zawieszać bloga, lub zaczynać go od początku.

Pozdrawiam, Azi

2 maja 2016

Rozdział 16

Co jest ze mną nie tak!? Wiem, znowu nawaliłam. Ale od 3 tygodni nawet się nie wyspałam i mimo, że się staram nie mam ani weny ani siły i czasu. Nikt nie komentuje, nie wiem czy ktoś to jeszcze czyta i wiem-należy mi się, jednak byłabym bardzo wdzięczna gdybyście dali mi znać, że jesteście i to czytacie. 

Gify wstawię gdy będę miała dostęp do komputera ;-)

Dzisiaj mija także 18 ROCZNICA BITWY O HOGWART. Różdżki w dłoń czarodzieje za naszych kochanych bohaterów poległych w walce /*

Rozdział dedykuję Dosi, która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział- za co ogromnie jej dziękuje oraz mojej kochanej tigrari sk, która ostatnio zawiesiła coś swoją blogową działalność, a za którą bardzo tęsknimy.
Nie przedłużam i zapraszam do czytania.



***





-James...-zaczął Syriusz patrząc na przyjaciela siedzącego przy stole gryfonów.
 Czarnowłosy tępo wpatrywał się w stół Ravenclawu. Po środku siedział wysoki brunet razem z dwiema dziewczynami, które co chwilę chichotały. Lily odgarnęła zwisające z ramion pukle miedzianych włosów i położyła mu dłoń na ramieniu.
 Potterowi zadrżała powieka i wcisnął sobie pół kiełbaski do buzi. Meadowes popatrzyła na niego z obrzydzeniem i mruknęła:
-Nie wiem o co ci chodzi...-westchnęła.-Ja uważam, że jest słodki-popatrzyła na Alexa i uśmiechnęła się ponieważ właśnie podniósł na nich wzrok.
 Syriusz spojrzał na nią z wyrzutem.
-Proszę cię...-okularnik drążył temat.-To nie jest prawdziwy facet... Spójrz na jego chude rączki i kwiatek w mundurku. Po co do cholery mu kwiatek w mundurku!?
-Jak spotyka ładną laskę to ją czaruje i wręcza ten badyl-mruknęła Maya.
 James prychnął.
-Ta... Wszystkie napewno na to lecą-przewrócił oczami i zaczął jeździć jabłkiem po stole.
-Uwierz mi, że tak-brunetka zaczęła smarować kanapkę masłem.-Nie martw się... Nie ma mowy, żeby Lila na niego poleciała. W dzieciństwie nazywała go swoim bratem i uczyła go rozmawiać z dziewczynami. Jakby nie ona pewnie byłby nieokrzesańcem.
-Skąd wiesz? Nie mieszkaliście razem.
-Odwiedzałam go czasami i opowiadał mi o nich. Nazywałam go ciotą bo spędzał z nimi więcej czasu niż z chłopakami-uśmiechnęła się pod nosem na to wspomnienie.
 Dor przestała tworzyć szlaczki w dżemie na talerzu i zaczęła przyglądać się każdej osobie w okolicy.
-Jest gejem?-zapytał Peter plując nie połkniętą babeczką na Blacka.
-Peter ty prosiaku- długowłosy skrzywił się i wytarł twarz serwetką.
-Nie. Miał więcej dziewczyn niż wy. No...-zwęziła oczy patrząc się na Łapę.-No może pan Zboczuch go wyprzedził.
-Oooo...-westchnął z ironicznym uśmiechem.-Ktoś się obudził i nabrał ochoty na ironiczne rozmówki.
 Chłopak wychylił się na środek stołu, tak, że prawie stykali się nosami.
-Dla ciebie zawsze-wystawiła szczękę do przodu i nie spuszczając z niego wzroku opadła z powrotem na swoje miejsce i włożyła leżący obok zeszyt z pobazgraną okładką do torby.
 Dorcas siedziała bez ruchu, patrząc na nich zdezorientowana i powiedziała:
-Mam teraz zaklęcia. Idzie ktoś ze mną?-wstała gwałtownie od stołu i spojrzała na swojego chłopaka.
-Wiesz co... Mamy jeszcze pół godziny. Skuszę się na deser-wyciągnął dłoń w stronę puddingu, który leżał obok Solton, ale ta walnęła go w rękę.
-Będziesz gruby.
-Słońce... Spójrz na te muskuły-napiął przed nią mięśnie na chwilę i szybko chwycił słodycz.
 Meadows spojrzała raz na niego raz na nią i uświadamiając sobie, że nikt nie zwraca na nią uwagi zacisnęła usta w wąską linię i wyszła z zaszklonymi oczami na zajęcia.
-Ostatnio coś z nią nie tak-James popukał się łyżeczką po brodzie.
-Z kim? Z Dorcas?-Łapa nakładał sobie coraz to większe porcje budyniu do buzi.








 Dorcas szła szybkim krokiem przez korytarz, dociskając chusteczkę do kącików oczu, starając się nie rozmazać starannego makijażu. Jej oczy były załzawione. Nie mogła dłużej zostać na stołówce z resztą. Widziała jak ta nowa flirtowała z jej chłopakiem. A Syriusz wcale nie pozostawał jej dłużny, ledwo zauważył jak wyszła z sali, gapiąc się na Solton. Ale czego się spodziewała, że bez problemu usidli sobie podrywacza? Kaya była idealna dla Blacka. Z niepohamowanym temperamentem, przebojowością, odwagą i ciekawą urodą. Była taka jak Meadows...była kiedyś. Próbując zatrzymać chłopaka przy sobie nie zauważyła jak zmieniła siebie i jego.
 Dawniej była tajemniczą, pociągającą i gotową na nowe rzeczy dziewczyną, w której kochali się wszyscy chłopcy.. Teraz stała się wariatką, desperacko starającą się zatrzymać prze sobie chłopaka, który podświadomie próbował od tego uciec.
 Nie było to dokładnie tak, że tego nie zauważała. Nie była idiotką. Tylko... Starała się nie przyjmować do wiadomości, że ktoś kogo tak bardzo kochała mógłby po prostu znudzić się nią, nawet jeżeli jego uczucia były niegdyś równie głębokie.
 Stanęła przed salą zaklęć.
 Zerknęła na tarczę drobnego zegarka ze skórzanym, brązowym paseczkiem i uświadomiła sobie, że ma jeszcze dwadzieścia minut, więc skręciła za róg i weszła do łazienki.
 Była to jedna z tych rzadziej używanych ze względu na okropne zaniedbanie jak mech wydostający się z pomiędzy dziur w kamiennych ścianach, które zrobił rocznik 1954 wraz z rozbiciem kilku sedesów i umywalek. Weszła do kabiny z drzwiami z drewna, pomalowanego niegdyś na biało, teraz, z poszarzałym od brudu kolorem i zamknęła się w niej. Usiadła na klapie i przyjrzała się żłobieniom w drzwiczkach. Były tam imiona w serduszkach, które ktoś wyrył nożem.
„Na pewno jakieś zdesperowane dziewczyny”-pomyślała i pociągnęła nosem.
 Pomimo tego, poczuła potrzebę napisania tam czegoś. Wyciągnęła różdżkę i za pomocą zaklęcia zaczęła pisać: Syriusz. Otoczyła imię serduszkiem i szybko je przekreśliła. Nie ze zdziwieniem zauważyła, że nie tylko ona to zrobiła. Pomiędzy romantycznymi wyznaniami było wiele złamanych serduszek oraz wyzwisk skierowanych nawet w większości do Blacka. Wzięła kilka głębszych oddechów i przeglądając się w kieszonkowym lusterku poprawiła makijaż.








-Maya, profesor Mcgonagall mówiła, żebyś dała jej znać czy zostajesz w zamku na święta. Była tu lista, ale musiała już ją zdjąć- rudowłosa wskazała ręką na tył pokoju wspólnego.
-Ym... Jasne. Gdzie mam się zgłosić?-podniosła wzrok znad wełnianego szalika Gryffindoru, który właśnie robiła na drutach.
-Przekażę jej, tylko daj mi odpowiedź.
-Zostaję.
-Lily!-trochę za głośno powiedziała Dorcas.-Ja jednak nie mogę zostać. Rodzice wyjeżdżają do Hiszpanii i postanowiłam pojechać z nimi-wzruszyła ramionami i spojrzała wyzywająco na Syriusza, który aktualnie nie zwracał na nią uwagi.
-O nie...! Myślałam, że będziemy miały damskie święta.
-Wiesz, że zawsze chciałam zobaczyć skąd pochodzę-uśmiechnęła się do niej słodko.



***




-Najedz się owoców i przywieź mi jakieś lokalne słodycze-miedzianowłosa utuliła swoją przyjaciółkę, ale ta tylko skrzywiła się gdy meszki ze swetra wpadły jej do buzi.
-Lily wyjeżdżam tylko na święta, jak co roku-przewróciła oczami, ale nie towarzyszyło temu żadne ciepłe uczucie na twarzy.
 Czarnowłosa odsunęła się od dziewczyny i z bagażem w ręku uścisnęła przyjaciół jednym ramieniem.
-Syriusz możemy porozmawiać?-zapytała i poprawiła sobie włosy.
 Zdziwiony chłopak oparł się jedną ręką o czerwony wagon i powiedział:
-Pewnie, o co chodzi?
-W cztery oczy.
 Kiedy nikt się nie poruszył, Ann szturchnęła Remusa i Alicją ramionami, a ci oprzytomnieli i pociągnęli resztę zostawiając parę samą.
-Coś się stało?
-Nie udawaj debila-Dorcas się wściekła i uderzyła go torebką w nogę, na co ten, syknął.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Myślisz, że nie wiem, że już ci na mnie nie zależy? Kiedy siedzimy razem to nawet mnie nie obejmujesz, a jak splotę nasze dłonie to ty przerywasz uścisk i odwracasz wzrok. Jak wychodzę z dormitorium do Pokoju Wspólnego kręcą się przy tobie małolaty jak kiedyś, ale tobie to nie przeszkadza. Ponadto...- od dłuższej chwili jej głos się chwiał, a jej policzki były mokre od łez.-Ponadto jakoś dziwnie bliską i zadziorną relację masz z tą nową-teraz płakała już na dobre.
 Włosy przykleiły się do jej mokrej twarzy i co chwilę pociągała nosem. Syriusz patrzył na nią bez wyrazu, aż w końcu ruszył się i mocno ją uścisnął.
-Masz rację. I przykro mi z tego powodu, ale nie potrafię nic na to poradzić, nie zawsze związki mają szczęśliwe zakończenia.
-Czyli to koniec?
-Na to wygląda.
 Brunetka odepchnęła go i strzeliła mu w twarz.
-Dobra, czyli jesteśmy wolni.
 Podniosła kufer z ziemi i weszła do pociągu.
-Czyli jesteśmy wolni...-westchnął i odwrócił się.
Dorcas patrzyła na niego zza szyby, ale odetchnęła ciężko i usiadła w fotelu. Jako, że niedużo osób wracało do domów, znalazła pusty przedział. Załkała głośno i wydmuchała nos. Wyjęła kolejną chusteczkę i zmyła delikatny makijaż. Z torebki, na którą nałożyła zaklęcie zmniejszająco-zwiększające wyjęła lusterko i poręczny zestaw kosmetyków, który dostała na święta od kuzynek. Starannie namalowała sobie kreskę nad okiem i nałożyła sobie na rzęsy dużą ilość tuszu, a usta podkreśliła kredką i krwistoczerwoną szminką. Cmoknęła i wzięła jeszcze kilka wdechów, aby uspokoić oddech.
-Koniec z waleczną Dor, czas na Dorcas łamaczkę serc.



***




-Nie sądziłem, że do tego dojdzie-James skrzywił się.-Ale to prawda, zmieniła się właściwie już na wakacjach. Straciła zadziorność i nabyła... Desperację?
-Lubiłem w niej tą zadziorność-kopnął butem kupkę śniegu.
-Przykro mi stary-przyjaciel poklepał go po plecach.
-Taaa, mi w sumie nie bardzo. Wiedziałem, że do tego dojdzie, a teraz mam swobodę na nowy cel-wskazał palcem na brunetkę idącą przed nimi razem z resztą gryfonów z siódmego roku.
-Syriuszu Orionie Blacku. Ty niewyżyty, chamski babiarzu-Potter zaśmiał się i rzucił w towarzysza śniegiem.
-No to wojna!
 Po chwili cały Hogwart bawił się na śniegu. Kaya skoczyła swojemu bratu na plecy i wrzuciła mu biały puch za koszulkę. Ten krzyknął i zrzucił ją na ziemię i zaczął nacierać jej twarz gdy piszczała.
-Miley! Pomóż...
 Odpychała go rękami, ale ten, pomimo dość chuderlawej budowy miał dużo siły.
Szatynka jak na zawołanie przybiegła z kilkoma śnieżkami.
 Zabawa trwała jeszcze dobre pół godziny gdy ludzie zaczęli się rozchodzić. Bliźniaki wraz ze Simon udali się do zamku, aby się rozgrzać, podczas gdy ich przyjaciele wciąż bawili się jak dzieci.
 Alex dmuchnął w ręce i potarł je o siebie, aby je ocieplić.
-Idziemy na gorącą czekoladę? Wujek mówił mi jak wejść do kuchni-roześmiał się.
-Ym... Ja skoczę do biblioteki. Lily miała iść ze mną, wrócę po nią-powiedziała Kaya i wyszła z powrotem na błonia.
-Idziemy sami?-spytał brunet.
-Jasne-uśmiechnęła się słodko.
 Przez jakiś czas wisiała nad nimi niezręczna cisza. Po raz pierwszy od kilku lat zostali sami i żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
-Jak było w twojej starej szkole?
-Zimno i sztywno-roześmiał się.-Oboje zostawiliśmy Rudą i wyjechaliśmy za granicę.
-A teraz wróciliśmy

-Dzień dobry!-krzyknął z nadmierną energią, niziutki skrzat domowy, gdy Alex z Miley przeszli przez wejście do kuchni.-Jestem Zduszek sir. Do państwa usług.

Brunet podrapał się z zakłopotaniem po głowie, a dziewczyna uśmiechnęła sie do skrzata przymilnie i kucnęła.
-Jestem Miley, a to jest Alex i proszę mów nam po imieniu.
-Tak jest pani Miley-zasalutował niziołek, a ta przewróciła oczami, na co jej kompan się zaśmiał.

Chłopak podał jej rękę i delikatnie ją pociągnął, aby wstała i objął ją delikatnie w pasie.
-Moglibyśmy gdzieś usiąść?
-Oczywiście, oczywiście-stworek pokiwał głową i gwizdnął na pozostałe skrzaty.
Te przebierając szybko nóżkami, podbiegły do pobliskiego stolika, sprzątnęły z niego wałek i deskę oraz składniki spożywcze potrzebne do przygotowania ciasta. Jeden wytarł ścierką mąkę, która została na nim rozsypana i dostawił dwa krzesła. Gdy poszły, podszedł do nich Duszek i wychudzoną ręką wskazał im miejsca siedzące i zapytał:
-Co państwu podać?
-Dla mnie kawę z mlekiem-poprosiła i powiesiła na oparciu płaszcz.
-Dla mnie gorąca czekolada i ciasto-chłopak zrobił to samo, wpierw wyplątując się z dwóch szalików.
-Jakie?
-Zdaję się na twój gust.
Skrzat zasalutował i w pośpiechu odszedł przygotowywać zamówienie.
-Są słodkie-uśmiechnęła się szatynka.
Po dosłownie kilku chwilach stało przed nimi parujące picie oraz ciepłą szarlotkę z gałką lodów obok i sosem czekoladowym. Wyłożył jeszcze na talerzyk dwa widelczyki i odszedł po uprzednim podziękowaniu.
Miley zacisnęła wargi i zarumieniona, schowała odrobinę twarz w dużym, wełnianym kominie, luźno zawiązanym na jej szyi, kiedy zobaczyła, że Alex bierze jeden widelec i podsuwa smakołyk na środek stołu.
-Głupia-zganiła się w myślach.
-Gorąco tu, nie chcesz się rozebrać? Jesteś cała czerwona-roześmiał się, nie domyślając się przyczyny rumieńców.
-Taaaak-mruknęła i zdjęła z siebie dodatkowo gruby, wełniany  sweter w kolorze mętnej zieleni.
Jedli w ciszy, aż w końcu gdy została jeszcze połowa i nietknięte lody, Miley naciągnęła na dłonie  rękawy bluzki i wzięła latte w dłonie.
-Nie wiem jak możesz to pić. Ja daję radę tylko szklanka mleka, kapka kawy i pół worka cukru-zaśmiał się i wypił łyk napoju, który poparzył go w język, więc syknął cicho.
Pili tak, rozmawiając o szkole, o starych czasach i przyjaciołach. Dziewczyna stopniowo rozluźniała się w jego towarzystwie, przypominając sobie, że to wciąż ten sam chłopiec, z którym pożegnała się, mając dziesięć lat.

Nagle zaczął się do niej zbliżać. Spięła wszystkie swoje mięśnie i patrzyła co robi. Ten chwycił w przelocie serwetkę i wytarł mleczną piankę z kącika jej ust.
-Um... Przepraszam- zawstydziła się i wytarła lekko to miejsce nadgarstkiem. Ten natomiast uśmiechnął się i przyciągnął delikatnie jej twarz do swojej łącząc ich wargi w delikatnym i krótkim pocałunku.

Alex


***



Kaya wróciła się po Lily, aby wspólnie pójść do biblioteki szkolnej.
-Mogliby tu zrobić ogrzewanie- rudowłosa potarła o siebie dłonie, aby je rozgrzać.
 -Nie marudź-westchnęła i poprawiła spadającą z ramienia torbę, z którą praktycznie  nigdy się nie rozstawała.-Jesteś zwykłym zmarźluchem- zaśmiała się i zaczęła biec w stronę pomieszczenia, do którego się kierowały.
Evans zaśmiała się i poprawiając ciężki płaszcz na ramionach pognała za koleżanką. Dziewczęta weszły do biblioteki i otuliło je ciepło, tymczasowego, zaczarowanego kominka po obu stronach sali. Po prawej stronie stało ogromne, dębowe biurko, podniszczone już lekko przez starość. Zawalone było woluminami, a za nimi przysypiała stara i marudna pani Gracen. Dziewczyny cicho weszły w głąb, gdzie siedziała pewna para z Ravenclawu, trzymając się za ręce i studiując grube księgi z Historii Magii. Solton weszła za zielonooką w jeden z większych działów ksiąg.
-Nie pamiętam gdzie to stało-syknęła.
-Zapytaj się tej pomarszczonej ropuchy za biurkiem.
Lily zgromiła ją wzrokiem, ale jej usta wygiął lekki grymas uśmiechu.
-Nie mogę, nie zgłosiłam, że ją biorę.
-Uuu... Niegrzeczna-roześmiała się i machnęła biodrem.
Lilka wyciągnęła powieść z przewieszonej przez ramię torby, którą przykrywało kilka warstw ubrań. Otarła jej okładkę z kurzu i odstawiła ją pomiędzy jakąś bajkę o jednorożcach i goblinach oraz poradnik ogrodniczy „Jak wtórnie wykorzystać smocze łajno”. Kaya gwałtownie drgnęła i złapała ją za nadgarstek, odsuwając niedelikatnie. Nerwowo pociągnęła zdobiony grzbiet lektury, wyrzucając na ziemię kilka innych. Ruda natychmiast schyliła się, aby je podnieść.
-Odbiło ci? Ta nerwula zaraz tu przylezie.
Czarnowłosa wbiła jej paznokcie w skórę i chowając książkę do własnej teczki. Szybko wybiegły na korytarz. Solton prowadziła ją wzdłuż piątego piętra, w końcu zatrzymując się przy drzwiach do nieużywanej klasy. Nastolatka kucnęła, szepnęła ciche Alochomora i prędko wskoczyła do pomieszczenia, ciągnąc za sobą przyjaciółkę.
-Odbiło ci!?-krzyknęła gdy Kaya zamknęła drzwi.
-Skąd wzięłaś tą książkę?-warknęła zła.
-Z biblioteki.
Zdenerwowana odgarnęła włosy i odwróciła od niej wzrok.
-Ona nigdy nie powinna się tu znaleźć. Czytałaś ją?- oparła się o stół i zacisnęła na nim swoje chude palce.
-Kiedyś zaczęłam, ale była jakaś dziwna, zresztą nie miałam czasu-przewróciła oczami.- Key? O co chodzi?
-Ta książka była częścią spadku przekazywanego w naszej rodzinie. Ja lub mój brat mieliśmy ją dostać-podniosła rękę z przedmiotem w górę.- Razem z nią był medalik, który jest gdzieś w rodzinie ze strony ojca, brata naszej matki-wzięła głęboki oddech.-Zgwałcił moją babcię. W każdym razie, jako, że nie jesteśmy jeszcze pełnoletni, dostał ją nasz wuj i miał nam przekazać w dniu urodzin. Znalazł zagubiony naszyjnik i wytłumaczył nam o co chodzi. Został mu skradziony, gdy chciał przekazać je Dumbledorowi. Podobno medalion nosi na sobie śmiercionośną klątwę, a kiedy włoży się go do księgi jest bezpieczny. Strony przesiąkają zaklęciami, ale jest niebezpieczna tylko jak się ją czyta-potarła skronie i przytuliła ją.-Dobrze, że przeczytałaś tylko kawałek.
-Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. Skąd ta książka się tu wzięła?
-Nie wiem-wzruszyła ramionami zrezygnowana. 
Po około minucie ciszy odezwała się ponownie:
-Sądzę, że była w Dziale Ksiąg Zakazanych-zagapiła się w pustą przestrzeń.- Wuj zdążył ją oddać dyrektorowi. No bo... Kto by potrzebował jakiejś zniszczonej książki? Pytanie kto włożył ją do działu o magicznych stworzeniach-zastanowiła się.-Chodźmy lepiej.
Poprawiła swoje hebanowe włosy i włożyła ostrożnie obiekt rozmyślań do torby. Machnęła ręką do przyjaciółki i powłóczyła do wyjścia.





***




-Już jutro święta-zapiała Evans wbiegając do Pokoju Wspólnego.
Usiadła na miękkiej kanapie najbliżej kominka, na której siedziała już Miley z Alexem. Nie rozmawiali do tej pory o tym co stało się w kuchni pamiętnego wieczoru, ale często zdarzało się im siedząc, bawić się swoimi dłońmi lub ucinać prywatne rozmowy tylko we dwójkę i chociaż oboje chcieli czegoś więcej, nie umieli zrobić pierwszego kroku.
Na przeciwko siedzieli huncwoci wraz z Ann.
Ruda wyjęła z kieszeni kopertę i rozerwała ją pośpiesznie.
-Od kogo to?-zapytał Syriusz.
-Od Dorcas...-spuściła wzrok i poprawiła się na siedzisku.
Chłopak cały się naburmuszył, a ona zaczęła czytać.
-I co u niej?-zapytała Ann siadając częściowo na niej, częściowo na podłokietniku sofy.
-Wiesz... Chodź do dormitorium- pchnęła ją ze swoich kolan i pobiegła w górę schodów, a blondynka za nią.
Prześlizgnęły się do dormitorium i usiadły na łóżku. Po chwili przez drzwi zajrzała głowa Simon.
-Mogę?
-Szybko!
W podskokach ruszyła w ich stronę.
-Czytaj na głos-poleciła jej Ann.
-Same przeczytajcie-podała jej kartkę i zaczęła obgryzać paznokcie.
Nad jej ramieniem zawisła szatynka.

Droga Lily!
Piszę jeden list, bo przecież pokażesz go dziewczyną, więc po co mam się trudzić kilkoma.
Wiem, że mój nagły wyjazd i zerwanie z Syriuszem mogło was bardzo zaskoczyć, ale miałam powód. Wraz z początkiem tego roku szkolnego robiło się między nami coraz gorzej. Często mnie okłamywał, nie zwracał na mnie uwagi lub mrugał do jakichś małolat-nawet przy mnie. Gdy przyszła ta cała Kaya, zrozumiałam, że nie ma się co oszukiwać, bo i tak flirtował z nią nawet przy mnie i wyraźnie go pociągała.
Zrozumiałam, że zmieniłam i siebie i jego, a przecież nigdy tego nie chciałam. Uciekłam. Najzwyczajniej w świecie uciekłam. Dostałam okazję, abyśmy oboje odsapnęli.
Poznałam kogoś. Tak zdaję sobie sprawę, że to za szybko, ale nie znam tu nikogo innego i to tylko coś w stylu przelotnego, wakacyjnego flirtu. Ma na imię Jorge i jest sąsiadem mojej ciotki. Jorge. Czyż to nie brzmi pięknie? Jest mugolem i jest starszy, ale nie przeszkadza mi to, w przeciwieństwie do mojego ojca.
Podsumowując nie martwcie się bo na spokojnie wracam do „Dorcas sprzed fatalnego okresu”.
Tęsknię, pozdrówcie chłopców.
Wasza, Dor.


-Łał... 
-No. A nie widziałyście zdjęcia-podała im fotografię.
Czarnowłosa na niej całowała pewnego przystojnego bruneta robiącego zdjęcie, który spojrzał w obiektyw zapewne spodziewając się, że zdjęcie zostało już zrobione.
-Ciekawe jak ukryła przed nim to, że się rusza-Ann obróciła je w palcach z ciekawością na twarzy.
-Naprawdę?- dziewczęta popatrzyły na nią z wyrzutem.-To cię teraz martwi?
-No co? To też jest ważne-wzruszyła ramionami i rzuciła się na plecy.
-Przeżywa jakiś kryzys-Lily objęła ramionami kolana i położyła na nich brodę.-Jestem jej przyjaciółką, a nie potrafiłam dostrzec jak bardzo się zmieniła i jak bardzo cierpi- po jej policzku pociekła łezka żałości.
Jasnowłosa pogłaskała ją po plecach.
-Nikt nie dostrzegł.


                         



***




-Dzień dobry profesorze-weszła do gabinetu Kaya słysząc ciche „proszę”.
-Dzień dobry. Co cię do mnie sprowadza dziecko?-zapytał dyrektor, spoglądając na brunetkę znad swoich okularów połówek.
-Znalazłam to w bibliotece-wyciągnęła tomisko z napisem „Ver Sus”.- I chciałabym zapytać, czemu była dla każdego na wyciągnięcie ręki?
Staruszek potarł swoją srebrną brodę i oparł plecy o krzesło, mówiąc:
-Rozsiądź się proszę.



***




Alex z ociąganiem wstał z kanapy. Usłyszał trzask oznajmujący zamknięcie się drzwi dormitorium za huncwotami. Bardzo polubił całą paczkę, nawet bardziej niż własnych współlokatorów, jednak nie czuł się przy nich całkiem swobodnie. Nie chodziło o nieśmiałość. Młody Solton był wygadany i lubił się wygłupiać, ale czuł niechęć od jednego z kolegów. Wiedział, że Remus, Peter i Frank bardzo go lubią, a Syriusz, wręcz za nim przepadał. James jednak ze względu na zazdrość o Lily, nie umiał się przestawić pomimo uspokajającej rozmowy z dziewczynami. Zresztą sam mu o tym powiedział.
Pobiegli właśnie podsłuchać o czym gadają dziewczyny. Chwycił za ramę, aby wyjść z pokoju gdy ktoś go zawołał. Obejrzał się za siebie i zobaczył Miley. Uśmiechnął się do niej szeroko. Odrazu gdy zobaczył ją w Hogwarcie spodobała mu się. Nadal była wesoła i energiczna jak kiedyś, ale zdecydowanie dojrzała z wyglądu. Jej okrąglutka buzia wydłużyła i wyszczupliła się. Nie była już niziutka jak niegdyś i miała ładną, niezbyt szczupłą sylwetkę, nie jak kiedyś. Miała piękne, jasno brązowe włosy do bioder, które najczęściej nosiła rozpuszczone.
-Gdzie idziesz?-spytała.
-Na błonia. Przejdę się.
-Mogę iść z tobą?-uśmiechnęła się prosząco.
-Jasne.
-Pójdę tylko po płaszcz- wskazała kciukiem na drzwi do sypialni.
-Poczekam-usiadł na kanapie i zarzucił na przedramię własny, który miał już przy sobie.
Po chwili do Pokoju Wspólnego zbiegła ze schodów nastolatka, co schodek poprawiając ułożenie stopy w bucie.
-Gotowa?-z uśmiechem stanął przed nią w kurtce i szalikiem z czapką w dłoni.
-Jasne, jasne.
Błonia pięknie wyglądały w zimę. To pierwszy rok w Hogwarcie dla obojga, więc razem zachwycali się pięknem krajobrazu. Trawę i drzewa przykrył gruba warstwa puchu, wyglądająca jak zaczarowana. Śnieg był śnieżnobiały i tak puszysty, jakby ziemię spowiły chmury. Duże jezioro zostało pokryte grubą warstwą lodu i wzmocnione zaklęciami, aby młodzi uczniowie mogli po nim chodzić, bądź jeździć bezpiecznie na łyżwach- jeżeli takowe posiadali. W oddali snuła się smużka szarawego dymu z przytulnie wyglądającej chatki gajowego. Nawet Zakazany Las nie wyglądał groźnie. Przez gęste listowie prześwitywały promienie słońca, tworząc w pobliżu pięknie szlaczki. Dzień był słoneczny, ale ze względu na duży mróz, nie przychodziło tu dużo osób.
Miło rozmawiało im się i czuli się dobrze w swoim towarzystwie, aż nagle w przypływie chwili, Miley wbiegła na taflę jeziora i okręciła się wokół własnej osi. Zaśmiała się i ręką zachęciła chłopaka, aby do niej podbiegł. Alex różdżką zamienił ich buty w łyżwy i pociągnął ją za dłoń. We dwoje jeździli śmiejąc się w najlepsze. Po kilku minutach zabawy, pod łyżwę Simon podwinął się jakiś kamyczek, a jako, że wciąż trzymali się za ręce, oboje upadli. Solton wylądował na niej, ale po sekundzie podparł się na przedramionach. 
-Przepraszam-szepnęła Mil.
-Ja też-oboje uśmiechnęli się na raz.
Chłopak odgarnął kosmyk włosów z jej czerwonawego od mrozu i uczuć policzka i spojrzał w jej zielono-piwne oczy. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać, łącząc swoje wargi w namiętnym tym razem pocałunku. Oderwali się od siebie lekko dysząc, ale i uśmiechając się szeroko.
-Powinniśmy o tym pogadać?-zapytał.
-Tak.
-A musimy?-zaśmiał się i podniósł.
Oboje usiedli na molo, tak, że stopy opadały na lód.
-Za tydzień... Pierwszego. Puszczają nas do Hogsmeade, więc może chciałabyś się umówić. Na randkę czy coś- zrobił głupią minę uśmiechając się.
-Z miłą chęcią.
Nagle z nieba zaczął padać lekki śnieżek.
-Zaczyna pruszyć. Idziemy do Hagrida?-zeskoczyła z pomostu i otrzepała spodnie.
-Gdzie?-spytał zdziwiony, jęcząc gdy pociągnęła go za rękę, aby wstał.
-No rusz tyłek-zachichotała.- To gajowy Hogwartu. Mieszka w tamtej chatce-wskazała palcem małe mieszkanko nieopodal wejścia do lasu.-Jest bardzo miły, ale nie radzę brać od niego ciastek-skrzywiła się.
-No dobra-westchnął z uśmiechem i ruszył za dziewczyną, która zaczęła biec.
Po kilku minutach, które przeplotły się z bitwą na śnieżki trafili pod drzwi budki. Miley chwyciła ciężką, miedzianą kołatkę i zabębniła w drzwi. Zza drewna wychyliła się kudłata głowa mężczyzny.
-Miley! Wchodźcie dzieciaki-rozchylił drzwi szerzej i wpuścił ich do środka.-Ciebie to żem nigdy nie widział-zerknął na bruneta.-Rubeus Hagrid jestem. Dla was po prostu Hagrid. Najlepszy gajowy Hogwartu-uścisnął dłoń chłopaka najlżej jak umiał, a mimo to na jego twarzy zauważył grymas bólu.
-Alex Solton. Miło mi. 
-Nowy w Hogwarcie, co?-wstawił nad ogień w komiku garnek z wodą i ziołami, a obok postawił trzy wielkie kubki.- Psor Dumbledore mi coś wspominał. Do którego domu trafiłeś?
-Ravenclaw, a moja siostra do Gryffindoru.
Oboje usiedli przy stoliku, zdejmując uprzednio płaszcze.
-To dobre domy. Zazwyczaj ludziska są świetne. Mój przyjaciel był krukonem. Grał w drużynie. Zawsze mnie stawiał na bramce jak ćwiczył bo taki wielki byłem, że zastawiałem całą bramkę-zarechotał.-Gorzej ze ślizgonami- widząc wzrok dziewczyny dodał:
-Nie to, że coś, ale przeważnie za mną nie przepadają. Chociaż zdarzają się wyjątki. Dwa lata temu...
-Hagridzie...-przerwała mu dziewczyna.-Woda kipi.
-O cholibka!-krzyknął i rzucił się ze ścierkami wytrzeć to.
Simon odciągnęła jego szczeniaczka, żeby nie poparzył sobie pyszczka, próbując się napić, a Alex ściągnął kociołek znad ognia.
-Dzięki dzieciaczki-rozwiesił ręczniki, uprzednio porządnie je wyrzynając. Nalał do kubków resztkę płynu i postawił parujące naczynia przed uczniów.
-Wracając do tej ślizgonki...-zaczął, a Miley obróciła się do towarzysza tak, aby pół olbrzym tego nie zauważył i wywróciła oczami uśmiechając się.



***




Staruszek podniósł się i odebrał od dziewczyny księgę. Włożył ją do szuflady ręcznie zdobionego biurka i zamknął ją zaklęciem.
-Dopilnuję, aby z samego rana trafiła do najpilniej strzeżonej skrytki w Gringottcie.
-Profesorze... Proszę czy może mi pan wytłumaczyć o co tu chodzi?-poprosiła z rozpaczą w głoście.
Dyrektor potarł skronie i podał jej zeszyt z obdartą okładką.
-Proszę przestudiuj to i spisz notatki. Wyślę ci wiadomość o następnym spotkaniu.
-Ale co to jest?-chwyciła dziennik do ręki.- Czy może mi profesor wytłumaczyć całą sytuację mojej rodziny!?
-Najpierw proszę., przeczytaj to. Tylko nie pozwól nikomu dowiedzieć się, że to masz i nie daj nikomu przeczytać. Powierzam ci tajemnicę. Tobie i twojemu bratu.


                       

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic