19 listopada 2014

Rozdział 1

            Lato 1997 było wyjątkowo ciepłe i słoneczne jak na deszczową Anglię. Dziewczynę obudziły promienie słońca prześwitujące przez cienkie, białe firanki. Otworzyła oczy przypominające szmaragdy i przetarła je, przyzwyczajając  do światła. Odgarnęła z twarzy potargane, rude włosy i odruchowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Zaskoczona poskoczyła na łóżku. Z parapetu, swoimi ogromnymi, czarnymi ślepiami, patrzył na nią nastroszony puchacz. Zgarnęła cienką kołdrę na bok i odezwała się:
- Męczy cię od rana?- zapytała zwierzę podnosząc się z posłania.
            Podeszła powoli do sowy i pogłaskała ją po główce. Był to Heros- pupil Jamesa Pottera. Lily odwiązała list od jego nóżki i podała mu smakołyk w nagrodę za wykonaną pracę.
            Rozerwała maleńką kopertę i ostrożnie wyjęła liścik.

" Sam nie wiem co mam powiedzieć,
Czy jesteś mą różą, płomienną jak twe włosy,
Czy może lilią delikatną jak twa skóra.
Gdy cię widzę serce mi mięknie,
Pragnę oddać Ci cały mój świat "
       
Dziewczyna prychnęła.
-Nie licząc rymów poniżej wszelkiej krytyki, co to jest?- zapytała samą siebie, ale uśmiechnęła się delikatnie.
Chwyciła zeszyt leżący na szafce nocnej i zaczęła w nim pisać.

" Już sama nie wiem co robić... Z jednej strony nie cierpię Pottera, a z drugiej czuję od niego… bijące ciepło? Sama nie wiem... Od piątej klasy ugania się za mną z tym " Evans umówisz się ze mną ", a ja ostatnio chcę mu powiedzieć TAK, chodź zawsze mówię mu NIE. Po akcji po sumach znienawidziłam go jeszcze bardziej, ale w szóstej  chyba coś uległo zmianie. Zaczął pomagać innym i przestał się znęcać nad pierwszakami i Smarkerusem (owszem, odkąd nazwał mnie szlamą, nie jestem w stanie mówić na niego jak kiedyś). Po prostu dojrzał. Oczywiście nadal mu się to jeszcze zdarzało, że zapytał się mnie o randkę, ale ja kilka razy przyłapałam się na tym, że zastanawiałam się nad odpowiedzią. Właściwie to jeżeli nadal będzie się tak dobrze zachowywać to mogłabym zgodzić się na spotkanie..."

             Siedemnastolatka zamknęła brulion i zerknęła na miedzianą klatkę na biurku. Zamiast sowy Rogacza, siedziała tam jej własna- Hewia.
- Pewnie wróciła z nocnego polowania- pomyślała i napełniła miseczkę śpiącej sówki wodą.
- Lily! Zejdź na dół!-zawołała jej matka z dołu.
            Evans chwyciła leżące na krześle, czarne spodnie i założyła je prędko. Nadal będąc w koszulce od piżamy, zbiegła po chodach. Weszła do jasnego pomieszczenia z okrągłym stołem i krzesłami po środku i rzędem wiszących szafek na ścianach.
-Jesteś już spakowana?-zapytała jej mama.
Była to niska kobieta o głęboko brązowych oczach. Związała kasztanowe włosy wpadające w rudy, które sięgały pasa. Miała zaokrągloną sylwetkę, jednak postrzegana była jako szczupła. Jej usta były pełne, a na twarzy miała pełno piegów, podobnie jak jej młodsza córka. Stała przy kuchence i smażyła naleśniki.
-Mary, proszę cię... Pewnie spakowała się już tydzień temu- Mark Evans mrugnął do córki.
            Był już siwiejącym mężczyzną, który nadal miał dużo wigoru. Lily przewróciła oczami. Wyjęła z wiszącej komody talerz i postawiła go na blacie.
-Za półtorej godziny wyjeżdżamy- Mary zrzuciła placek z patelni.
-Yhm-przytaknęła nastolatka i pogrążyła się we własnych myślach.





***



O wpół do dziesiątej udała się z rodzicami na dworzec King's Cross. Gdy zamierzała przejść przez barierkę oddzielającą peron 9 i 10, mama położyła jej dłoń na ramieniu i posłała ciepły uśmiech, który potrafił wyrazić więcej niż tysiąc jakichkolwiek słów.
- Będę tęsknić mamo…- powiedziała widząc, że Mary się rozkleja.
- Ja też…- pocałowała ją w czoło i pociągnęła nosem ocierając wolną ręką drobne łzy.
- Przecież to już ostatni rok… Niedługo wrócę…- pocieszyła rodzicielkę młodsza Evans.
- Wiem skarbie, ale zdajesz sobie sprawę, że teraz tamten- wskazała na przejście na peron 9 i 3/4- świat jest twoim. Znajdziesz jakiegoś przystojnego czarodzieja i opuścisz nas… Podejmiesz jakąś magiczną pracę i zapomnisz o nas…- spojrzała w jej szmaragdowe oczy, identyczne jak te męża, w których jeszcze tak niedawno się zakochała.
- Daj spokój mamo… Za każdym razem mówisz to samo i za każdym razem muszę cię wyprowadzać z błędu.
- Tak wiem…- spojrzała na nią czułym wzrokiem. – Leć już przyjaciele pewnie czekają.- przytuliła po raz ostatni córkę i popchnęła ją słabo w stronę magicznego „portalu”. Pomachała jej po raz ostatni widząc dorosłą kobietę zamiast tej małej „marcheweczki”, którą tak niedawno była.




***



Evansówna znalazła się na terenie, z którego co rok odjeżdża jej ukochany pociąg-Express Hogwart. Spojrzała na krwistoczerwoną machinę, z której zaczynały buchać kłębki dymu. Przez okna z łatwością dostrzegła przedziały wypełnione roześmianymi uczniami. Położyła na kufrze klatkę z sową i zaczęła rozglądać się za znajomą twarzą.
- Hej Lily- powiedział James podchodząc do niej z Syriuszem i jakąś dziewczyną, gdy ją zauważył.
            Obaj chłopcy stanęli przed nią w luźnej, z lekka lekceważącej pozie i przybrali wyćwiczone już uśmiechy.
Zaintrygowana spojrzała na towarzyszkę chłopców. Trudno było dostrzec jej twarz spod kaskady jasnobrązowych włosów. Kiedy przyjrzała jej się lepiej nie mogła wyjść z omamienia.
- To Miley- powiedział i wskazał na nią.-Moja dziewczyna. Będzie chodziła z nami na rok do Hogwartu.
Nieznajoma dziewczyna spojrzała na nowo przybyłą z nieukrywaną ciekawością. Po chwili uśmiechnęła się nieznacznie.
-Lily Evans?-zapytała ze zdziwieniem na twarzy.
-Miley Simon?- miedzianowłosa rzuciła się jej na szyję.-Ile to czasu?! Gdzie się podziewałaś?-złapała ją za ramiona i obserwowała z ciekawością.
- Wy się znacie?- zapytał oszołomiony James i podrapał się po głowie.
- Yyyy... No tak...- odpowiedziała brązowooka jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Możecie jaśniej? Bo Rogacz coś nie komunikuje…- spytał Syriusz zaśmiewając się z miny przyjaciela i usiadł na kufrze obserwując całą sytuację.
- Zanim się przeprowadziłam niedaleko was, mieszkałam w Stanach, ale jeszcze wcześniej byłam sąsiadką Lily.
- Kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Miałyśmy jeszcze Alexa, którego traktowałyśmy jak brata. Ale on... Wyjechał gdzieś do Skandynawii...- kontynuowała za nią Evans.
- Musiałam się przenieść, ponieważ moja mama dostała tam pracę, ale teraz znowu pracuje w Anglii - odparła z uśmiechem Miley.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego nie powiedziałaś mi, że przyjeżdżasz?- zapytała i poprawiła lnianą torbę na ramieniu.
- Gdy rozmawiałam z dyrektorem Hogwartu powiedział mi, że się tu uczysz. Chciałam ci zrobić niespodziankę.
-Musimy już iść zająć przedział. Jeśli jakiś będzie...- westchnęła Ruda i poprawiła luźno związaną bluzę na biodrach. Spojrzała po raz ostatni na londyński peron i wsiadła do pociągu. – Chociaż moje współlokatorki na pewno już coś zajęły- powiedziałam i pociągnęłam ją w stronę pociągu.







- Cześć!- krzyknęła Lily wchodząc do przedziału zajmowanego przez jej koleżanki.

Na całej długości fotelów leżała uśmiechnięta Dorcas Meadows. Piękna brunetka o ciepłych, brązowych oczach, za którą oglądało się męskie pół Hogwartu. Była zawsze pełna energii, co robiło z niej wspaniałą przyjaciółkę.
Po lewej stronie natomiast siedziała szatynka z włosami do pasa- Ala Stewart z błękitnym jak ocean oczami. Zawsze miła nastolatka, która od 5 klasy umawiała się z Frankiem Longbottomem. Miejsce obok niej zajmowała Ann Lorence. Blondynka z szarymi niczym burzowe chmury oczyma.
Każda z nich była całkowicie inna pod względem wyglądu jak i charakteru, co wyróżniało je i umacniało ich przyjaźń.
Zobaczyła, że czarnowłosa podnosi się z miejsca by po chwili obie tkwiły w uścisku.
- Hej Lily. Wiesz, że nawet tęskniłam?- zapytała Dor i zrobiła miejsce dla reszty.
-Jak zawsze milutkie powitanie- odparła z ironią Evans i cmoknęła w powietrzu.
Gdy przywitała się z każdą, przesunęła się trochę w bok i wypchnęła towarzyszkę do przodu.
- Hej, a ty to...?- urwała Meadows.
- Dor, Ann, Alicja to jest Miley. Miley to Dorcas, Ann i Ala - szybko je sobie przedstawiła i patrzyła jak Simon macha im na powitanie.






***





- No i co Łapo?! – zapytał James z podniesionym głosem.
  Nie był wściekły, czy coś w tym rodzaju. Rogacz był szczerze zawiedziony.
- To nie moja wina James!- bronił się chłopak.- To ty wykorzystujesz Miley, aby Ruda była zazdrosna!- wrzasnął Syriusz po czym usiadł i zaczął gapić się w okno.
- Masz rację... Sorry- opadł na fotel i zerknął na widoki za szybą jak kolega.
- Myślałem, że to dobry plan…-powiedział w końcu Black.
            Mijali właśnie pola, za którymi ciągnęła się długa rzeka.
- James... Powiedz mi… Co czujesz do obu dziewczyn?- Remus oparł łokcie na kolanach, a dłonie splótł jak koszyczek, kładąc na nim swą pełną drobnych blizn twarz. Jego słowa połączone z postawą, sprawiły, że reszta wybuchła śmiechem.
- Luniek, a co ty psycholog? - zapytał Black wciąż się zaśmiewając.
- Wolę być psychologiem niż tak jak wy potrzebować psychiatry. Teraz tak na poważnie. Rogacz co czujesz do każdej z nich?
- Dobra wiem, że tego nie pochwalisz, ale Miley mi pomaga wzbudzić zazdrość w Evans i udaje moją dziewczynę- powiedział prędko i schował dłonie pomiędzy kolana.
 Widząc jak Remus mruży oczy i się przysępia, dodał:
-No zrozum, każdy ma kogoś.  Syriusz ma Dorcas,  ty kręcisz z Ann, Longbottom chodzi z naszą Alką,  nawet Peter ma...czekoladę...
 Jako, że mina Remusa się nie zmieniała, Łapa krzyknął:
- To teraz... Eksplodujący Dureń!!!

Wszyscy się zaśmiali i usiedli do wspólnej gry.
- A wiecie, że na święta rodzice obiecali mi nowego Nimbusa1957?-zapytał ni z tego ni z owego Rogacz.
- Gadasz o tym na okrągło, więc tak. Wiemy stary-odparł Remus.





***





Rudowłosa patrzyła jak  dziewczyny zapoznają się z Miley. Zależało jej, żeby wszyscy utrzymywali dobre stosunki. Najbardziej sceptyczna okazała się być Dorcas, która miała okazję zawieść się na ludziach wielokrotnie. Wolała po prostu utrzymywać dobre stosunki i nie angażować się zbytnio w nowe znajomości.
Nagle coś do niej dotarło.
 Co jeśli Simon nie trafi do Gryffindoru?
 Czy będziemy w tak dobrych kontaktach?
 Czy nadal będzie z Jamesem?
Przy ostatnim pytaniu uświadomiła sobie coś jeszcze.
-Jeżeli James umawia się z dziewczyną już od początku wakacji, dlaczego wysłał mi rano wiersz...? Czy możliwe jest, że to coś w stylu próby zazdrości? Co jeśli skrzywdzi Miley? Ale po co miałby to robić...?-pomyślała i spojrzała w prędko zmieniający się obraz za szybą.
            Za oknem rozciągał się piękny widok. Pola pełne snopków ze ściętym zbożem i długa rzeka za nimi, otoczona młodymi wzrastającymi brzózkami.
- Po co...-  szepnęła.
- Co po co? - zapytała Miley.
-Ja... myślałam... Po co są skrzaty w Hogwarcie. Czarodzieje mogą wypełnić wszystkie ich obowiązki paroma machnięciami różdżki- powiedziała z zastanowieniem.
- Albo Filchem- wtrąciła Meadows wykładając kartę na stolik.
W sumie co mogła jej powiedzieć? Że jej chłopak przez długi czas się do niej przystawiał, a dzisiaj rano wysłał jej niby fraszkę na poziomie pięciolatka? Że podejrzewa Jamesa o wykorzystywanie jej?  Nie...

-Najpierw porozmawiam z rozczochrańcem. Może to tylko nieporozumienie...- rozmyślała dalej odwracając wzrok na grę koleżanek.
- Co porabiacie?
Z zadumy wyrwał ją głos Syriusza, którego głowa wyjrzała zza drzwi przedziału. Widząc,  że nie ma z nimi Jamesa zapytała:

- A gdzie ten czwarty półgłówek?

- A co cię Ruda nagle tak interesuje Rogacz?- spytał Black.

- Black proszę cię...Ogarnij się już...- powiedziała,  a gdy usiadł obok niej zarzucił jej rękę na szyję i zaproponował grę w prawdę i wyzwanie.
Wszyscy się zgodzili, więc Dorcas wyciągnęła z torby napełnioną do połowy butelkę po Gobliniej Orenżadzie,  a Remus z kieszeni fałszoskop.

- Od razu przygotowany?- zapytała Ann.

-Raczej.

Alicja zakręciła butlą i wypadło na blondyneczkę. Zapytała:

- Prawda czy wyzwanie?

- Prawda.

- Czy podoba ci się Remus?

- Tak- odpowiedziała i spuściła głowę, aby nie dostrzec jej pokrytych rumieńcem, pucułowatych policzków.

Wszyscy obejrzeli się na Lupina i zauważyli, że zaciska usta próbując powstrzymać uśmiech. Widać było, że ta dwójka ma się ku sobie, ale oboje nie mogli się odważyć na pierwszy krok.
Grali jeszcze chwilę. Kilka razy pojawiły się pytania i wyzwania, podczas których najczęściej cierpieli ślizgoni z powodu chłopców. Po około pół godzinie do przedziału wparował James. Usiadł obok swojej dziewczyny i zaczął się tłumaczyć:
- Sorry, że przyszedłem dopiero teraz, ale źle się poczułem. Chociaż widzę, że niezbyt za mną tęskniliście- zaśmiał się i przejechał dłonią po kruczoczarnych, roztrzepanych włosach, na co Lily siedząca na przeciwko skrzywiła się. - W każdym razie też gram. Kto kręci?
- Ja- odpowiedziała Dorcas. Kręcąc wypadło na Jamesa.- Prawda czy wyzwanie?
- Prawda.
-Co czujesz do Miley?
- Ja...







- Ja... Czy mogłabyś powtórzyć pytanie? - zapytał James próbując nieudolnie grać na zwłokę.
- Co czujesz do Miley? A tak przy okazji to mógłbyś słuchać- powtórzyła Dor robiąc obrażoną minę.
Chłopak kompletnie nie wiedział, co zrobić. Nie mógł przecież powiedzieć, że traktuje swoją dziewczynę jak przyjaciółkę. Napotkał wyczekujące spojrzenie reszty.
Spojrzał na Lily.
- I tak nic do mnie nie czuje...- pomyślał, a zaraz po tym przemówił:
- Jesteś wyjątkowa i… Naprawdę do żadnej dziewczyny nie czułem czegoś takiego jak… Jak do ciebie- odpowiedział.
 Była to prawda, ale mimo wszystko zestresowany spojrzał na fałszoskop, który ku jego uldze milczał jak zaklęty.
      Zerknął w stronę rudowłosej. Przez moment wydawało mu się, że przez jej twarz przebiegł cień smutku, ale widząc jak szczerze się śmieje, gdy Peter, siedzący podłodze stara się włożyć sobie do ust sześć ciastek na raz, zniknął. Według chłopaka to jeden z najpiękniejszych widoków, jakie mogą być... Chodzi oczywiście o Lily, a nie o obżerającego się Pettigrew. Długo by tak dumał gdyby nie głos Blacka:
- Stary my rozumiemy, że Lily jest atrakcyjną partią,  ale mógłbyś już kręcić.
Rogacz posłał mu mordercze spojrzenie i chwycił za butelkę.
- Lunio prawda czy wyzwanie?- spytał po zakręceniu.
-Wyzwanie.
- Zaproś dziewczynę z tego przedziału,  która ci się podoba na wyjście do Hogsmeade- powiedział uśmiechając się chytrze. Wiedział,  że zaprosi Lorence.
- Em... Ann czy chciałabyś pójść ze mną do Hogsmeade?- na jego słowa wszyscy się głupkowato uśmiechnęli.
- Chętnie- odpowiedziała i zarumieniła się po raz kolejny tego dnia.
Remus jeszcze chwilę patrzył na dziewczynę, ale otrząsnął się i zakręcił butelką. Wypadło na Dorcas.
- Prawda czy wyzwanie? - zapytał.
- Prawda.
- Co myślisz o każdej dziewczynie w tym przedziale?
- Cóż... Lily jest moją najlepszą przyjaciółką, jest życzliwa, wrażliwa i uparta jak osioł. Alicja to wspaniała przyjaciółka. Zawsze pomocna, ale miała mi narysować kota w czwartej klasie, czego do tej pory nie zrobiła.  Ann jest raczej supermózgiem, jak Lily nie da spisać wypracowanie to ona pomoże. I jeszcze Miley... Znamy się dopiero od dzisiaj więc nie wiem do końca jaka jesteś, ale myślę, że się dogadamy- gdy skończyła odetchnęła bo wszystko mówiła na prawie jednym wdechu.- Cóż to teraz ja kręcę- uśmiechnęła się podstępnie i zaczęła. Wypadło na jej chłopaka.
- O nie...- jęknął Black i ułożył się wygodniej.
- Oj tak - odpowiedziała śmiejąc się. - Prawda czy wyzwanie?
-Prawda.
- Ile dziewczyn miałeś przede mną? - zapytała.
- Wyzwanie.
- Ok twoje wyzwanie: odpowiedz na pytanie- powiedziała stanowczo i założyła rękę o rękę.
-Ten przedział jest dla nas za mały-zauważył, pomimo, że miał rację, bo były tu aż trzy dodatkowe osoby, brunetka spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
- Z 6...- chłopcy zaczęli się śmiać, gdy fałszoskop zapiszczał- dziesiąt...- kiedy mechanizm nie przestał dodał:
- Może więcej może mniej, ale Dorcuś to nie jest ważne- objął siedzącą mu już na kolanach dziewczynę w pasie. - Ważne jest to, że ty jesteś dla mnie najważniejsza.
- Masło maślane- powiedziała Lily.- A teraz kręć Black bo czas ucieka, a tylko ja z Peterem nie byliśmy wylosowani...
- Już... No to teraz na twoje życzenie Evans prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Zjedz żółto-czerwoną fasolkę.
- Nie...
- Tak...
- Ma ktoś fasolki wszystkich smaków?- gdy się spytała dostała opakowanie cukierków od Petera i zaczęła je przeszukiwać.- Nienawidzę cię ty patafianie…-mamrotała pod nosem.
Gdy w końcu znalazła odpowiednią odezwała się:
-Muszę...?
- Musisz- odpowiedziała za niego Ala.
Lilka wygrzebała przysmak i zaczęła go oglądać. Bardzo dobrze znała ten smak... Jeszcze raz spojrzała na przyjaciółkę, ale zamiast błagać odpowiedziała tylko:
- Jesteście okrutni...- i zaczęła udawać szloch.
Ugryzła kawałek, prawie od razu go wypluła i pobiegła do łazienki. Widząc to Alicja i Syriusz zaczęli się śmiać. Patrząc na miny swoich przyjaciół wciąż płacząc ze śmiechu wydusili z siebie:
- Kiedyś jak tylko we trójkę zostaliśmy w Hogwarcie - zaczął Black, ale zastopował mając kolejny napad śmiechu.- Też w to graliśmy. Alicja wybrała jej 5 fasolek i... i...
- I jedna z nich była  o smaku wymiocin!
Tym razem wszyscy szczerze się zaśmiali. Nie tak szczerze jak Black i Stewart, ale jednak.
  - Bardzo zabawne... Normalnie "porzygam się ze śmiechu"- odparła ironicznie Lily, która właśnie weszła do przedziału.- Muszę iść teraz po mróżki, żeby nie czuć było tego smaku... i zapachu...
- Nie musisz mam tu kilka...- powiedziała Ann i podała je Evans. Ta jednym chełstem wzięła je wszystkie i zamknęła buzię, czując, że język delikatnie przymarza jej do podniebienia.
Grali jeszcze z pół godziny, zanim przebrali się i wyszli z pociągu zmierzając ku Hogwartowi.





***





      Grupa przyjaciół siedziała już przy stole Gryffindoru. Do pomieszczenia weszła właśnie nauczycielka transmutacji z Tiarą Przydziału oraz grupką dzieci stojącą za jej plecami. Profesor od transmutacji wystawiła na środek podestu małe krzesełko, a w kościstych dłoniach trzymała listę z nazwiskami oraz Tiarę Przydziału.
            Położyła czapkę na krzesełku, a po chwili zaczęła śpiewać.
„Już młoda taka nie jestem, chodź jeszcze wam posłużę i radzę wam w przyjaźni pozostać jak najdłużej. Zło się nad wami kłębi, niektórzy mu już ulegli. Zastanówcie się nad swoim wyborem, bo odwrotu pewnie nie będzie, wybierzcie czy chcecie żyć lepiej czy bardziej sprawiedliwie…”
            Tiarze przerwał Syriusz śmiejąc się.
- Te jej teksty zawsze dają nam tyle do myślenia.
- Tak… Szczególnie w zeszłym roku- dodał James. – „Słodkości tu macie bez liku, nie wylądujcie na odwyku”.
            Zaśmiali się ponownie.
- Król poezji się znalazł…- mruknęła Lily.
- Co?- niedosłyszeli chłopcy.
- Nie, nic.
Tiara właśnie skończyła wyśpiewywać coroczną pieść, a przyjaciele z niecierpliwością czekali na wyjście nowych uczniów. Obawiali się, że ich znajoma nie trafi do ich domu, przez co ich nowa więź mogła się urwać. Wątpliwe było, że pozostaną w tak dobrych warunkach jak gdyby była gryfonką.
Dziewczyny uciszyły chichoczącego Jamesa, któremu Łapa powiedział właśnie coś na ucho.
-Zaczyna się-szepnęła Ann i wlepiła wzrok w wychodzących jedenastolatków, których szereg zaburzała wyższa dziewczyna, która zestresowana wypatrywała przyjaciół w Wielkiej Sali.
- Breake, Monica!- krzyknęła McGonagall.
            Po chwili na środek wyszła niziutka blondynka, rozglądająca się ze strachem po Sali. Dziewczynka usiadła na niskim stołku, mnąc drobnymi rączkami spódniczkę. Profesorka nałożyła jej na głowę stary, poszarpany kapelusz.
- RAVENCLAW!- wykrzyknęła.
- Coach, Bart!
            Po kolei podchodziły co raz to nowe dzieci.
- Simon, Miley!- krzyknęła Minerwa.
Szatynka wyszła na podest. Jako, że była wysoka w porównaniu do nowych pierwszoklasistów, siadając na stołku musiała podkulić nogi. Profesorka nałożyła na jej głowę tiarę. Dłuższą chwilę nic się nie działo, przez co przyjaciele obserwowali zajście z niepokojem.
-Waleczne serce, pewna siebie... Tak... Przebiegła, ale nie zrobiłaby nikomu krzywdy, no chyba, że w obronie własnej bądź czyjejś. Tak. To dobra cecha. Jak sądzisz moje dziecko? Ja to myślę nad Gryffindorem lub Hufflepuffem. Gdzie byś wolała trafić, co? I tu i tu zdziałasz jakieś dobro.
-Proszę Gryffindor.
-Skoro prosisz...
Po chwili na sali rozniosło się głośne:
-GRYFFINDOR!






Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic