12 marca 2015

Rozdział 6


- Co zamierzasz zrobić?- szepnął do Blacka Rogacz napotykając karcący  wzrok profesora Beerego- nauczyciela zielarstwa w podeszłym wieku.

- W związku z czym?- odpowiedział pytaniem Łapa.

- Stary… Nie możesz brać na siebie moich „grzeszków”- powiedział zmartwiony James.

- To nic takiego- rzekł sennie nie odrywając wzroku od Dorcas pielęgnującej Kłaposkrzeczka. Robiła to delikatnie by roślina nie zaczęła nagle wrzeszczeć. Włosy opadały  kaskadami z jej ramion…Wyglądała niczym anioł. Tak… To określenie pasowało idealnie do młodej gryfonki. – Tobie Evans nie odpuści. Mi może ujdzie... 

-Pogadam z nią. Serio...

- Lepiej nie… Reszta myśli, że po prostu podrzuciliśmy im szczura. Tak… Tak jest ok.

- Jak uważasz- rozczochraniec wykonał obronny gest dłońmi na znak, że się poddaje.- Chcę tylko, żebyś wiedział, że naprawdę doceniam to co zrobiłeś…- zerknął na Syriusza, który tylko uśmiechnął się po słowach przyjaciela.

- Panie Potter! Całą lekcję muszę pana uciszać. Proszę mi opowiedzieć o Kłaposkrzeczkach- uśmiechnął się profesor z niemą satysfakcją.

- Są to rośliny, które irytująco skrzeczą z niezadowolenia i wiją się, gdy nie dostaną odpowiednio dużo nawozu. Przy odpowiednim zerwaniu tych skrzeczących liści, bez utraty ich soku, mogą być wykorzystywane do eliksiru wywołującego halucynacje- wyrecytował szybko.

"Kto by pomyślał, że zaglądanie do Remusa gdy się uczy będzie aż tak przydatne"- pomyślał. Patrzył jak pan Herbert stoi z na wpół rozdziawioną buzią.

- D-dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru.

            James kątem oka spojrzał na Lily. Posłała mu uśmiech z pewnością wyrażający podziw. Od razu zrobiło mu się cieplej na sercu. Odwzajemnił go, ale dziewczyna szybko odwróciła twarz, jakby… speszona?

Promienie zachodzącego słońca delikatnie muskały jej twarz, odbijając się od rudych włosów, które przybrały złotawy odcień. Ułożył się w podobną do przyjaciela przez co dwa barany gapiły się na pracujące dziewczęta.  







***







  

-Dorcas! Poczekaj! - krzyknął za nastolatką James.

- Idźcie- powiedziała do przyjaciółek.- Dogonię was-  gdy reszta odeszła zwróciła się do Pottera.- Czego chcesz?

- Pogadać. Już nie wolno?- uśmiechnął się.

- Sądziłam, że swoim nachalstwem będziesz męczył Lilkę- warknęła.

- Hola, hola! Co ja zrobiłem, że jesteś na mnie taka cięta?- spytał.- Jesteśmy chyba przyjaciółmi.

Dor oblizała nerwowo wargi. Spodziewała się, że rozczochraniec stawi się za Łapą,  więc lękała się tej rozmowy,  ale z drugiej strony zawsze postrzegała go jako nie całkowicie oddanego Blackowi. Albo inaczej... Zrobi dla niego wszystko, ale nie kosztem innych. No chyba, że Ślizgonów...

-Słuchaj - zaczęła - My już poniekąd… rozmawialiśmy.

- Rozmawialiście? - powtórzył kiwając głową. - No i…?

- I… no cóż, ja… WIESZ...

- Pokłóciliście się?

- Czego ty chcesz Potter?

- Wyjaśnić.

- Co?

- To ja... -zmieszał się. 

- Co ty?

- To... To był mój pomysł. To nie Syriusz wpadł na to, żeby podrzucić wam Petera, tylko ja.

Z początku na twarzy czarnowłosej malowało się niedowierzanie pomieszane z nadzieją, ale szybko ustąpiło napływowi złości.

- Ty...- wskazała na zdziwionego chłopca, którego mocno dźgnęła palcem w klatkę piersiową.- JAK ŚMIESZ...!  Jak śmiesz tak łgać!

- Wiem, że ostatnio możesz mi ufać trochę mniej, ale teraz mówię prawdę.

- To urocze, że bronisz Blacka, ale nie uwierzę w to. Zresztą… Po co miałby mówić, że to jego wina…? Chyba, że tak bardzo nie chce ze mną być, że odnosi się już do tego…

- Do czego?

- Nie zachowuj się jak debil Potter… Robi wszystko, żebym była na niego zła- z całej siły tupnęła nogą.

- On po prostu jest dobrym przyjacielem- podniósł głos.-  I ja też staram się być… To już od Ciebie zależy co zdecydujesz. Czy wybaczysz… Mi lub jemu…- odwrócił się na pięcie i z dłońmi włożonymi w spodnie odszedł luźnym krokiem w przeciwnym kierunku niż ten, którym wcześniej zmierzała Dor.

- Potter! Wracaj!- krzyczała zdenerwowana, ale on już jej nie słuchał. Myślał co może jeszcze zrobić, ale wychodzi na to, że już nic. Teraz wszystko zależy od zdenerwowanej brunetki za jego plecami.







 ***







- Ugh… Czemu jej tak długo nie ma…- denerwowała się Evans chodząc w tą i z powrotem po sypialni.

- Nie martw się… Jest z Potterem nic jej się nie stanie…- odezwała się Ala malując paznokcie na łóżku.

- Taaak…- przedłużyła słowo Ruda.- O to się martwię…- powaliła się z hukiem na łóżko.

Chyba każda dziewczyna wiedziała, że kłamie, ale na swoje szczęście trzymały języki za zębami. Wszystkie już się przyzwyczaiły, że jakikolwiek temat, który ma coś wspólnego z Potterem denerwuje Evans bardziej niż komary.

- A może martwisz się o Jamesa?- spytała pochopnie Simon przeglądając stronnice jakichś starych księg. Dziewczyny ożywiły się bardziej niż gdyby ktoś wrzucił na środek pokoju bombę zegarową.

- Nie to raczej niemożliwe- powiedziała Ann w stylu „głupiej blondynki”. – Po co miałaby to robić- zdawała sobie sprawę, że tamta nie widziała rudowłosej od bardzo długiego czasu i mogło jej umknąć jakie ma odczucia w związku z chłopakami, a szczególnie z tym jednym.

- Bo jej się podoba…?- odpowiedziała pytaniem jasnowłosej jakby się urwała z księżyca za co oberwała nienawistnym spojrzeniem od Lily, która chwilę potem zamknęła się w łazience mrucząc: „wariatki”. Jak się można spodziewać wszystkie naraz wybuchły śmiechem.

            Nagle do pokoju weszła Dorcas i fuknęła na koleżanki. Ala zapytała się jej:

- Co zrobił Potter?

            Meadows obejrzała się w jej stronę i zmęczona odparła:

- Oddychał.






***






 - Nudzi mi się…- mruknął Rogacz leżąc na podłodze dormitorium. Przymknął na chwilę oczy, ale czując odór skarpetek Petera, które jakimś sposobem znalazły się piętnaście centymetrów od jego twarzy.- AAA…!- krzyknął.

- Nie wrzeszcz Potter- nakazał półprzytomny Black.

- Ta bomba smrodu wylądowała tuż obok mnie! To niedopuszczalne! Peter… Zostawiaj koszulki, spodnie, a nawet gacie i tak my to robimy, ale nigdy… nie… zostawiaj tu tych swoich opakowań na gice!- krzyknął raz jeszcze i chwytając je przez koszulkę rzucił w pulchnego chłopaka, który skrzywił się, a jego buzię pokryły dorodne rumieńce.

- Poróbmy coś…- zaproponował Syriusz.

 - Co?- zapytał Frank z głową pod poduszką.

- Cokolwiek- odpowiedział za niego James.- Jesteśmy huncwotami… Nie możemy tu tak siedzieć bo mamy kłopoty sercowe.

- Mów za siebie…- bronił się Longbottom.

- Proszę cię… Wiem, że masz problemy z Alą… Ja jestem… zaklinaczem miłości… doktorem, albo adwokatem…

- A więc panie magistrze- zaczął podciągając się.- Skoro jest Pan taki świetny czemu nie udało się Ci poderwać panny płomienne loki?

- Ja to robię stopniowo, więc tego nie widzisz- pokazał mu język.- Zresztą ona mnie kocha…

- Tylko jeszcze o tym nie wie- dokończyli za niego koledzy definitywnie kończąc dyskusję.







***





 -Jeszcze trochę w prawo…- wystękał Syriusz.- I już! Idealnie zawieszone wiadro o pojemności 20 litrów napełnione ulepszoną przez huncwotów smołą.

- Brawo Łapciu- zaczął z ironią James.- Miałeś takie trudne zadanie…- wyraźnie przeciągnął ostatnie słowo.

- Oczywiście, że miałem! Centymetr w złą stronę i z żartu nici.

- Cicho!- uciszył go Lupin.- Ktoś idzie.

- Pod pelerynę- zarządził Peter.



            Kiedy wszyscy byli szczelnie zakryci niewidką, w tym Pettigrew w postaci szczura, kroki szybko się zbliżały. Uradowani chłopcy z niecierpliwością czekali aż ofiara zbliży się na tyle by móc zrzucić na nią zawartość kubła.

- Psst… Potter- szepnął Remus.- Kto tu idzie?

            Rogacz pospiesznie wyciągnął mapę z wewnętrznej kieszeni i z zadowoleniem odparł:

- Malfoy.

- Dobra, zaczynamy. 6…5…4…3…- gryfoni odliczali gdy na korytarzu zrobiło się cicho.

            Ślizgon stanął metr od wiadra, lecz gwałtownie zawrócił najwyraźniej o czymś sobie przypominając. W ostatniej chwili z przeciwnej strony wybiegła lekko zdenerwowana Dorcas z dużymi rumieńcami od zmęczenia z pergaminem i piórem i zanim, któryś z nastolatków zdążył zareagować… CHLUP!

- Stary…- powiedział oszołomiony James.- Teraz to masz przesrane…








Hejka! Nie wiem czy taka długość rozdziału wam odpowiada, ale biorąc pod uwagę, że ostatnio zdarzało mi się zwlekać z notką prawie miesiąc to jest chyba w miarę ok. Pewnie rzuciło wam się w oczy, że mam nowy szablon. Podoba wam się? Mam nadzieję, że tak. Coś się stało i zdjęcie jest trochę słabej jakości, ale mi się całkiem podoba. Taki milusi i ciepły ;> To chyba tyle, więc zapraszam do czytania :-)



 ***




-Oo- stary teraz to masz przesrane- powiedział James, a jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.

- Nawet mnie nie dołuj-odpowiedział Syriusz.

- BLACK!!!!!- wrzasnęła Dorcas.- Masz pięć sekund życia!
- To chyba tekst Lilki- Łapa uznał, że humor to ostatnia deska ratunku, ale dziewczyna rzuciła mu zimne spojrzenie i odeszła w kierunku toalety w celu zmycia z siebie mazi.







***





- Gdzie poszła Dorcas?- spytała Lily w końcu wychodząc z łazienki.

- Zostawiła podręcznik w sali od transmutacji- udzieliła jej odpowiedzi Ann czytając obecnie jakąś książkę.

- Aha... Ciekawa?- zwróciła się ku Lorence.

- Tak nawet...

- A...- zaczęła, ale nie dane jej było skończyć bo blondynka ją uprzedziła.

- Miley i Ala poszły do biblioteki.

- Ooo... Jasne...

- Lily powiedz mi coś- poprosiła zamykając książkę i przekręcając się na bok, tak, że przyjaciółka była naprzeciwko. - Podoba Ci się James?

- Ann...- westchnęła. Miała dość ciągłych pytań ze strony dziewczyn. Nie chodziło nawet o teraz. Już od trzeciej klasy mówiły, że na pewno na niego leci.

- Tak wiem jest napuszonym łbem, ale myślałam, że może... wiesz...- zaczęła kręcić kółka na rajstopach od mundurka.- Ostatnio się z nim nie kłócisz... Czasem tak na niego patrzysz, że...

- Daj spokój... Wiesz, że jeżeli coś się zmieni pierwsze się o tym dowiecie...

            Lorence spojrzała na koleżankę z mieszaniną podejrzliwości i współczucia.

- No co?- zabrała ponownie głos Evans.

- Nie nic. Tylko… Mówisz mi prawdę, tak?

Lily chwilę wahała się nad odpowiedzią, ale szybko jej udzieliła:

 - Oczywiście- uśmiechnęła się promiennie.- To ja może dołączę do dziewczyn. Muszę skończyć esej dla Beerego.

- Pewnie leć- machnęła głową w stronę drzwi na znak, że może iść, a gdy kroki ucichły za drzwiami ponownie chwyciła za swoją lekturę i zdjęła plastikową okładkę, która otaczała pamiętnik panny Evans.

- Nie powinnam była- pomyślała.

Okłamała cię…

- Tak, ale może nie jest jeszcze pewna swoich uczuć…

Tak bo to takie straszne…

- Nie można dotykać cudzych rzeczy.

Zrobiłaś to przypadkiem…



            W jej głowie znowu zawirowały wspomnienia.



„Siedemnastoletnia Ann właśnie weszła do sypialni, którą dzieliła z resztą gryfonek. Gdy otoczyła spojrzeniem dormitorium zatkała usta dłonią.

- Gorzej niż u huncwotów…

            Cała ekipa miała właśnie eliksiry, ale panna Lorence, która wybrała kierunek dziennikarz odpuściła je sobie zyskując dwie godziny wolnego. Kucnęła przy ciuchach porozrzucanych na środku pokoju i zaczęła je segregować. Ubrania należące do wybranej koleżanki kładła przy jej łóżku czym zyskała trochę wolnej przestrzeni. Pozbierała papierki po słodyczach i wrzuciła do worka naśmieci, który stanął przy drzwiach oczekując na skrzaty. Przywołała mop z łazienki i zaczarowała go tak by zmył lepkie plamy po soku i piwie kremowym z parkietu. Podeszła do łóżka Lily, które jako jedyne nie było zaścielone, ale co poradzić w przeciwieństwie do niej miała najwięcej zajęć.

            Oczywiście dziewczyna nie sprzątała sama z siebie. W ich dormitorium był grafik. Każda miała sprzątać w inny dzień. Dorcas- poniedziałki; Miley- wtorki; Ann w środy; Ala w czwartki, więc Lilce pozostawał piątek. Całe szczęście Alicja nauczyła je kilka zaklęć, których nauczyła się na dodatkowych zajęciach z Flitwickiem. Niestety, nadal miała problemy z wykonywaniem większości. Zauważyła, że spod materaca Evans wystaje kawałek zeszytu. Miała zasadę, że nie dotyka rzeczy innych, ale ciekawość reporterki chwyciła górę. Otworzyła zeszyt na przypadkowej stronie i zaczęła czytać:

           

„Z jednej strony nienawidzę Pottera, a z drugiej czuję od niego bijące ciepło. Sama nie wiem... Od piątej klasy ugania się za mną z tym " Evans umówisz się ze mną ", a ja zawsze chcę mu powiedzieć TAK mówię mu NIE Po akcji po sumach znienawidziłam go jeszcze bardziej, ale w szóstej  chyba coś uległo zmianie. Zaczął pomagać innym i przestał się znęcać nad pierwszakami i Smarkerusem (owszem, odkąd nazwał mnie szlamą kojarzy mi się tylko z glutami). Oczywiście pare razy się mu to jeszcze zdarzało, że zapytał się mnie o randkę, ale ja pare razy przyłapałam się na tym, że naprawdę długo zastanawiałam się nad odpowiedzią. Przetestuję go. Tak. Jeżeli nadal będzie się tak dobrze zachowywać chyba zgodzę się na małe spotkanie..."

         

Z pomiędzy stron wypadła mała karteczka coś jakby liścik, ale pisany innym pismem:



" Sam nie wiem co mam powiedzieć,

Czy jesteś różą, płomienną jak twe włosy,

Czy może lilią delikatną jak twa skóra.

Gdy cię widzę serce mi mięknie,

Pragnę oddać Ci cały mój świat "



       Usłyszała zbliżające się kroki, więc spanikowana wrzuciła notatnik pod własne posłanie. Przez drzwi wpadły roześmiane nastolatki. Zdenerwowana zapytała:

- Jak było?”





***





- Patrz- wskazał na idącą ku nich postać.- To co Łapo? Na poprawę humoru po stracie dziewczyny?- spytał Potter.

Powolnym krokiem zbliżał się ku huncwotom Severus Snape. Chłopcy wybuchnęli wspólnym śmiechem widząc jego mokre od łez, wychudłe policzki i tłuste włosy przylepiające się do wciąż białej jak kreda twarzy. 

- Expelliarmus!- krzyknął Black, a różdżka przeciwnika powędrowała do jego dłoni. Rzucił ją jednak na ziemie, ale nim wychowanek Slytherinu zdążył ją dosięgnąć rzucił na niego „ Levicorpus”, a on powędrował w powietrze.

- Puśćcie mnie!- krzyknął.

- Co się stało, co, Smarku? Zabrakło ci chusteczek, czy chcesz kogoś wziąć na litość? - zadrwił z płaczącego chłopca Syriusz, biorąc do ręki jego torbę i wyciągając z niej podręcznik od eliksirów. - Smarkerusie, nie ładnie tak bazgrać po książkach- chłopak skarcił go palcem i zaczął wertować kartki.

Huncwoci zbliżyli się do Syriusza i razem spoglądali na kolejne zapisane strony.

- Coś ciekawego? - spytał Łapę James.

- Niespecjalnie same poprawione przepisy, ale…to? Luniaczku, czy zdarzyło ci się kiedykolwiek na coś takiego natrafić? – spytał Syriusz, wskazując palcem na trudne do rozczytania pismo.

- Sectusempra? Na wrogów? Nie, ale… To jakieś zaklęcie czarnomagiczne! Mam nadzieję, że znasz na wszelki wypadek antyzaklęcie - powiedział Remus, spoglądając na Snape’a, ale ten nie raczył nawet otworzyć ust.



            Chłopcy, słysząc czyjeś kroki, rzucili książkę na ziemię, uwolnili ślizgona i pobiegli w przeciwnym kierunku, zostawiając nastolatka na ziemi. Dość mieli dzisiaj przykrych spotkań. Ruszyli w kierunku biblioteki. Tam spotkali, co ich w ogóle nie zdziwiło, Lily, Miley i Alicję. Podeszli do ich stolika i Peter wydyszał:

- Dziewczyny, słyszałyście o takim zaklęciu, jak Sectumbra?

- Sectusempra- poprawił go James.

- Nie, a dlaczego? - spytała Lily nie odrywając wzroku od pergaminu.

- Oj, dajcie już sobie spokój z tymi zadaniami.  Chodzi nam o to, czy nie jest to czasem zaklęcie, no wiecie... czarnomagiczne? - spytał Syriusz, dosuwając sobie krzesło do stolika.

- Nie wiem, ale w tej części biblioteki raczej o tym nie będzie... – uznała Simon.

- Na pewno nie będę grzebał w tych... książkach.- udał, że wzdryga się od dreszczy.

- Nie, ja nic takiego nie znam, nawet nie słyszałam o czymś takim . Ale... po co wam to wiedzieć? Czy wy... 

- Nie, my nie używamy zaklęć, których nie znamy - mówiąc, James podkreślił ostatnie słowo.

- Ja myślę, że powinnyście to już dzisiaj zostawić. No raz! Ruchy! Zostawcie te... książki... i chodźcie. Macie jeszcze cały tydzień- zmienił temat Syriusz, wstając i odsuwając książki od dziewcząt.






***






- James poczekaj!- krzyknęła za chłopakiem Lily gdy reszta towarzystwa już ich opuściła.

- Ciii!- uciszyła ją bibliotekarka.

- Dobrze już wychodzimy…- odpowiedziała wymijając kobietę.

            Złapała chłopca za dłoń i wyprowadziła na korytarz.

- No co?- zapytała.

- Wciąż trzymasz mnie za rękę- zaśmiał się, a Evans puściła go jak oparzona.- To o co chodzi?

- Chciałam cię zapytać skąd wytrzasnęliście to zaklęcie.

- Nie mogłaś zapytać przy reszcie?- rzucił jej jeden ze swoich słynnych rozbrajających uśmiechów.

- Gdy jesteś sam jesteś słabszy- odgryzła mu się.

            James Potter zaśmiał się. To bardzo w niej lubił. Większość dziewczyn już leżałoby roztopionych na ziemi pod wpływem jego spojrzenia, a ona nie. Ona hardo trzymała się i wymyślała mu pyskówki. Ponadto była piękna. Bardzo. Miała nietypową urodę, która wielu mogła się nie podobać, ale dla niego była niezwykła. Długie, ognistorude włosy, skrzące się, szmaragdowe oczy i pełne, malinowe usta. Pamiętał, że już od dzieciństwa narzekała na swoje piegi, które według niego tylko dodawały jej uroku. Ponadto nie była jak reszta. Ona lubiła AC/DC , kochała Beatlesów oraz oczywiście wschodzący zespół magiczny : Fatalne Jędze, a nie tylko jakieś cukierkowe babki śpiewające o miłości, a w większości o tej niespełnionej.

- Halo- Lilka pomachała mu ręką przed twarzą.- Mówię do ciebie.

- A no tak rzeczywiście.

- Matko! Z kim ja żyję – uniosła ramiona w geście rezygnacji i odwróciła się z zamiarem odejścia.

- Czekaj!- podbiegł do niej szybko.- Jeśli chodzi o to zaklęcie to… przeczytaliśmy je w książce.

- W książce?- spytała z niedowierzaniem.

- Yhm- potwierdził pewnie.

- To wy w ogóle umiecie czytać?- spytała ze zdziwieniem.

- Bardzo śmieszne- na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmiech, który szybko jenak przerodził się w jeden z tych najszczerszych.

- No wiem- przyspieszyła kroku.

- Ej no zaczekaj!- krzyknął.- Idźmy przynajmniej razem.

- Jeśli tak bardzo chcesz…


Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic