Tą notkę
chciałbym zadedykować Tigrze, Assarii, Agacie Pritchard oraz Pannie Nikt. Mam
nadzieję, że wszyscy będą nadal czytać i komentować choć w połowie tak często
jak moja kochana Tigraria.
P.S. Tigra
zgadnij co dzisiaj powie Miley i komu? - poruszanie brwiami- XD
***
Ann
siedziała w bibliotece razem z Lily i przeglądała różne księgi. Ruda pisała
właśnie wypracowanie na eliksiry, na które ona się nie zapisała. Przeglądała
książkę o pisaniu artykułów, a dokładniej "Pisanie o wszystkim i o niczym,
czyli poradnik dla młodych redaktorów". Od czwartej klasy marzyła o
zostaniu dziennikarką. Zamierza udać się na kurs w tym kierunku zaraz po
Hogwarcie. Oczywiście rodzice wciąż próbują ją namówić, żeby zajęła się czymś
odpowiedniejszym jak nauczyciel. Rezygnując z eliksirów przestali przynajmniej
biadolić o karierze aurora czy też uzdrowicielu. Cały czas w domu mama z
tatą porównują ją do Evans. Ciągle tylko: " Pomyśl Ann... Lily chce być
uzdrowicielem, a ty? Przemyśl jeszcze jakąś pracę...", albo " Ann idź
szybko umyć zęby! Lily zawsze tak dba o higienę. Trzeba myć przed i po
śniadaniu". Ugh...
Kochała
Evansównę niczym siostrę i nigdy nie powiedziała jej o sytuacjach w mieszkaniu,
ale miała trochę żal, że rodzice zachowywali się jakby Ruda była idealna. Miała
piegi i...i... marchewkowe włosy..., ale kogo ona chce oszukać. Piegi dodawały
jej uroku, a włosy idealnie kontrastowały z jej szmaragdowymi oczami. Głęboko
westchnęła, odłożyła podręcznik i spojrzała na przyjaciółkę. Tak bardzo jej
zazdrościła. Niepowtarzalnej urody, ocen, charakteru oraz... Jamesa... Nie
chodziło o to, że jej się podobał, no może trochę, ale wiedziała, że od pewnego
czasu coś się zmieniło w uczuciach Lilki. Fakt faktem, gdyby Potter zaprosił ją
na randkę, a Lils nie miałaby nic przeciwko zgodziłaby się. W życiu była tylko
na jednej randce i to beznadziejnej. Marzyła by uganiał się za nią ktoś
przystojny i miły- taki jak Rogacz. Czuła, że też chce znaleźć sobie kogoś komu
byliśmy na niej zależało, ale nawet nikt jej się nie podobał, oprócz jednej
osoby- Remusa. Czuła się strasznie szczęśliwa gdy w pociągu okazało się, że to
z nią chciałby się wybrać do wioski Hogsmeade, ale czy na pewno? Może wolałby
pójść z jakąś młodszą krukonką, albo dużo ładniejszą niż ona puchonką. W końcu
tu huncwot mógłby mieć każdą... Może nie tak dokładnie jak Syriusz lub James,
ale większość dziewczyn zgodziło by się bez dwóch zdań. Przecież wybrał ją
spośród swoich przyjaciółek. Może to tylko oznaka, że ona jest dla niego
najmniej ważna...
- Stało się
coś?- zapytała Lily z uśmiechem nachylając się znad pergaminu.- Już prawie 10
minut tak siedzisz i się na mnie patrzysz. Możesz już iść prawie kończę...
- Nie ja-a-
zawahała się dziewczyna wychodząc z zadumy.- Zamyśliłam się- co miała
powiedzieć? "Myślę o chłopaku, który chyba Ci się podoba, jego przyjacielu
i o tym jak bardzo Ci zazdroszczę?". Nie mogłaby.
- Może
lepiej już chodźmy- zaproponowała i podparła się pod boki po czym zaczęła się
pakować.- Dziękuję, że tu ze mną siedziałaś.
-Nie ma
sprawy- odparła Ann i skierowała się z Lilką w stronę wyjścia. Gdy minęły
bibliotekę Lilka zaproponowała, żeby udać się do kuchni po przekąski.- To ty
wiesz gdzie jest kuchnia?
- Yhm- Lila
pokiwała głową po czym szczerze się uśmiechnęła.- Syriusz mi kiedyś pokazał.
Byliśmy kiedyś na błoniach i złapał nas deszcz, pamiętasz? Potem przyszliśmy z
herbatą i kakao.
- No tak rzeczywiście-
klasnęła w dłonie i oznajmiła- Więc chodźmy!
***
Remus
właśnie udał się w stronę biblioteki gdy zauważył wychodzącą stamtąd Ann wraz z
Lily. Skrył się za stojącą nieopodal zbroją i zaczekał aż znikną za zakrętem by
niezauważalnie wślizgnąć się do biblioteki. Od czasu zdarzenia w pociągu starał
się jej unikać. Wstyd mu było za to co powiedział. Doskonale wiedział, że dla
Lorence również nie jest obojętny w kwestii uczuć, ale jest dla niego zbyt
wspaniała. Annabeth zasługiwała na kogoś lepszego niż on. Na kogoś kto będzie w
stanie zapewnić jej bezpieczeństwo i przyzwoite życie, a nie na... na potwora,
wilkołaka... Nie wie nawet czym sobie zasłużył na tak wspaniałych przyjaciół
jak huncwoci i huncwotki. Zaśmiał się na wspomnienie gdy mianowali dziewczyny
huncwotkami. Byli dla niego jak rodzina… Brzydził się sobą… Nie chodzi nawet o
ten jeden dzień w miesiącu gdy stawał się krwawą bestią. Zawsze był
niebezpieczny. Wystarczy, że się zdenerwuje, a już wychodzą na wierzch jego
wilcze cechy. Już dawno pogodził się z tym, że to jemu akurat się to
przydarzyło. To co było nie do zniesienia to krzywda, którą może przynieść
rodzinie i przyjaciołom…
- Cześć
Remusie!- przywitała się z nim Ann, która właśnie weszła z powrotem do
biblioteki i dosiadła się do chłopaka. – Co czytasz?- wskazała na książkę,
którą trzymał w rękach.
Chłopak zerknął na księgę, którą wziął z półki wcześniej nawet nie orientując
się o czym jest, po czym przeczytał:
- „ Mityczne
mity i ich codzienne odwzorowania”.
- Ooo… Trochę
dziwny tytuł, ale jak przeczytasz to mi powiedz czy ciekawa- dziewczyna
uśmiechnęła się promiennie.
- Jasne… Po
co wróciłaś?- zapytał.
- Wróciłam?
- No t-tak
bo widziałem jak wychodzisz z Lily- jąkał się. Nie chciał, żeby wyszło na to,
że je śledzi czy stara się je ignorować.
- Czemu nas
nie zawołałeś czy co?
- A czemu
zadajesz tak dużo pytań?- Ann prychnęła.
- Zostawiłam
tu zeszyt.
- A czemu
nie przyszłaś z Lily?
- No właśnie
Lily! Miałam do niej dojść!- krzyknęła Lorence i wybiegła, ale zaraz potem zawróciła
i chwyciła ponownie zostawione notatki.
Gdy Remus został sam zachichotał pod nosem. Była niebywale inteligentna, ale
czasem zachowywała się jak 5-latka. Jego ukochana 5-latka… właściwie to nie
jego… Nigdy nie będzie jego… nie wiedział, że pewna jasnowłosa dziewczyna
właśnie myślała to samo.
***
Alicja
siedziała na parapecie w dormitorium i z zaparciem szkicowała widok za oknem.
Została sama w dormitorium. Dorcas umówiła się z Syriuszem na spacer, a Miley
poszła znaleźć dziewczyny. O uszy echem obijała jej się cisza- coś w stylu
maślanego masła. Złapała za gumkę leżącą obok i starła przed chwilą narysowane
drzewo. O tak Alicja Stewart była bardzo drobiazgowa jeżeli chodzi malowanie.
Panna Ala miała niebywały talent do malowania. Każdy jej obraz był starannie
dopracowany. Wiele razy inni prosili ją o portret czy coś w tym stylu, a potem
zadowoleni proponowali jej zostanie malarką w przyszłości. Mimo licznych
pochwał nie było wielką przyjemnoscią dla niej malowanie. Nie cierpiła gdy ktoś
ją chwalił bowiem przypominało jej to o matce, która nigdy jej nawet nie
pochwaliła. Głównie z tego powodu nauczyła się nie robić sobie dużych nadziei z
nią związanych. Nie chodziło o to, że mama nie zwracała na nią uwagi. Ze
względu na słabo płatną pracę w mugolskiej knajpie nigdy nie miała
wystarczająco czasu by zająć się córką, którą zawsze kochała najbardziej na
świecie. Ala westchnęła. Z matką musiały sobie radzić same. Ojciec zostawił je
gdy mała miała roczek. Od niedawna Alicja brała w wakacje pracę w barze ciotki
i pomagała matce w utrzymaniu. To niestety nie był jej jedyny problem. Ciężko
westchnęła. Odłożyła na bok blok i ołówek, podkuliła nogi pod brodę i odwróciła
się w stronę okna. Powoli zamknęła oczy i ponownie westchnęła z rozkoszy gdy delikatne
promienie zachodzącego słońca muskały jej twarz. Chwilę potem znów je otworzyła
i spojrzała na błonia, które zaczęła porównywać ze swoim obrazem, na który
zerknęła krytycznym wzrokiem. I znowu myśli o problemie wróciły… Myśli o
Franku… Zawsze uważano ich za idealną parę, ale ostatnio bardzo się od siebie
oddalili. Wiele więcej czasu spędzał teraz z huncwotami. Parę razy nawet brał
udział w dowcipach. Prawie w ogóle nie spędzali ze sobą czasu, ale nie mogła go
winić. Oboje przyczynili się do powstanie tej przepaści między nimi. Szybkim
ruchem zeskoczyła z parapetu i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Musiała się
przejść.
Syriusz
spacerował z Dorcas po błoniach. Uwielbiał tą małą czarną osóbkę. Było jednak
coś o czym jej nie powiedział. Fakt wiedziała, że od 5 klasy mieszkał z
Jamesem, ale nie wiedziała tak do końca czemu. Było mu o wiele lepiej z
Rogaczem jednak gdyby nie to wydarzenie nie odważyłby się na tak śmiały ruch.
”Starszy
Black schodził właśnie do salonu w rodzinnym domu Blacków ze względu na długie
wołania Walburgii. Nienawidził wakacji. Najchętniej spędził by je w Hogwarcie
zamiast wracać co roku do tej dziury, która tylko przypominała mu o czystości
krwi i tych różnych pierdołach, do których przyczepiała się jego rodzina. Z
obrzydzeniem przyglądał się głowom starych skrzatów domowych wiszących na
ścianie.
- Idiotyczny
zwyczaj- pomyślał Syriusz.
- Przyłaź tu
ty pasożycie! Twój brat zszedł od razu!- krzyknęła jego matka, a raczej
kobieta, która śmiała się tak nazywać.
Niechętnie przyspieszył i już po chwili spojrzał w zimne jak stal oczy ojca i
czarne jak smoła matki. Rozglądał się po pokoju udekorowanym w barwach
Slytherinu. Rodzice wciąż wytykali mu to, że trafił do Gryfindoru co go jednak
mało obchodziło.
-
Słyszeliśmy…-zaczęła pani Black.- że masz dziewczynę. Nijaką Dorcas Meadows…
- Może-
odburknął zastanawiając się do czego ta rozmowa prowadzi.
- Musisz
przestać się z nią spotykać- oznajmiła.- To zdrajczyni krwi. W razie czego nie
chcemy jej w rodzinie. Wystarczy nam to, że zadajesz się ze szlamami.
Syriusz patrzył na nią otępiały poi czym krzyknął:
- Nie masz
prawa za mnie decydować!
- Jesteś
pewien?- zapytała z jadem w głosie po czym rzuciła na niego zaklęcie
niewybaczalne.
Chłopak tarzał się po podłodze krzycząc w niebogłosy. Miał tylko jedną
myśl: „umrzeć”. Jednak wychowując się w tej rodzinie dużo razy oberwał. Gdy
żona Oriona zdjęła z syna zaklęcie ten zaczął głośno dyszeć i powoli wstawać.
Spojrzał na kobietę z odrazą w oczach, a potem na ojca. Obaj byli prawie
identyczni- oczywiście tylko z wyglądu. Te same długie czarne włosy sięgające
do ramion, te same oczy i ten sam błahy uśmiech. Teraz patrzył na cierpienie
syna. Rzucił im zgorszone spojrzenie i udał się do pokoju. Szybko wkładał
najważniejsze rzeczy do kufra i udał się z powrotem na dół. Gdy dotykał już
klamki usłyszał tylko:
- Jeśli
teraz wyjdziesz nie licz na to, że pozwolimy Ci wrócić.
Wtedy właśnie otworzył drzwi i wyszedł. Gdy stał już na podwórku powiedział;
- Jak mugole
mówią? Klamka zapadła…
Chwilę potem był w Dolinie Godryka dzięki pomocy Błędnego Rycerza. Stanął przed
domom państwa Potterów i zadzwonił dzwonkiem. Chwilę potem otworzył mu
zdziwiony James…”
Zaśmiał się na to wspomnienie. Pan i Pani Potterowie przyjęli go jak syna.
Nigdy nie będzie im się w stanie odwdzięczyć za to, że nim się zaopiekowali i
traktowali jak syna.
- O czym
myślisz?- zapytała Dor.
- A wiesz. O
wszystkim i o niczym- odparł po czym mocniej chwycił ją za rękę i powiedział:
- Chyba nie
chcesz się spóźnić na nocowanie hm?
- A ty skąd
wiesz?!- krzyknęła oburzona.
- Tajemnica
huncwota- odparł i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
***
W
dormitorium 6-klasistek z Gryffindoru właśnie trwały przygotowywania do
nocowania. Każda z dziewczyn była inna. Blondynki, brunetki, rude. Koleżeńskie,
nieśmiałe, szczęśliwie zakochane i też nie. Każda miała inny gust jeżeli chodzi
o ciuchy, muzykę czy chłopców, ale była rzecz, która je łączyła, a mianowicie:
„Przyjaźń”.
***
-
Myślicie, że już zaczęły?- zapytał zestresowany James spacerując w tę i z
powrotem po pokoju. Łapiąc tylko spojrzenia przyjaciół.
- Może usiądziesz?- zaproponował
Syriusz.- Chodzisz już tak prawie pół godziny.
- Nie, dzięki- syknął Potter i
wrócił z powrotem do wędrówki.
- Rogacz…- zaczął Frank.- czemu tak
Ci zależy, żeby się dowiedzieć?
- Bo… Bo… Bo… Bo chcę wiedzieć!-
zawołał histerycznie tupiąc nogami w podłogę niczym dziecko, któremu
rodzice odmówili kupna zabawi.
Chłopcy zgodnie westchnęli i powrócili
do wcześniej wykonywanych czynności. Potter stanął, popatrzył na ignorujących
już go przyjaciół i położył się na łóżku.
Miał w głowie wielki zamęt
spowodowany, no... nawet sam nie wiedział czym. Przyjrzał się
szkarłatnemu baldachimowi wiszącemu nad jego posłaniem. Porozwieszał na
nim zdjęcia i plakaty. Niektóre były związane z Quiditchem, ale zdecydowana
większość to fotografie jego przyjaciół. Przeleciał wzrokiem po każdej z niej
dokładnie łapiąc wszystkie szczegóły. Każdy pieg Evansówny, odstający włos
Syriusza, każdą najmniejszą szramę na twarzy Remusa... Ugh Remus... Tak bardzo
mu przykro, że nie może mu w żaden sposób pomóc. Wiedział, że Lupin strasznie
doceniał to, że wciąż się z nim przyjaźnią, nie wspominając już o tym, że dla
niego stali się animagami i to w dodatku nielegalnymi, ale... Chłopak czuł, że
może coś zrobić. Coś co byłoby w stanie mu pomóc, lecz jak na złość nie umiał.
Prędko przewrócił się na bok trzymając teraz twarz odwróconą do ściany. Jego
kruczoczarne, wiecznie rozczochrane włosy opadły mu na oczy. Starał się
przywołać jakieś miłe wspomnienie. Przed jego oczyma stanął obraz rudowłosej
dziewczyny. Ponownie westchnął. Przecież nie miał czemu o niej myśleć. Nie była
w nim zakochana. Ba...! Nawet go chyba do końca nie lubiła, a przynajmniej nie
był jej bliższy niż Syriusz, którego traktowała jak brata. Nie...! Musiał
przestać o tym myśleć. Może powinien sobie odpuścić...? Nie, jeszcze raz nie!
Póki szanse nie będą do końca stracone, będzie walczył. Musi wiedzieć czy ma
jakieś szanse... Tylko jak...? Nagle wpadł na pewien pomysł. Szybko odwrócił
się do przyjaciół i z wielkim uśmiechem na twarzy powiedział:
- Chłopaki... Mam pomysł...
***
Severus Snape przebywał w
dormitorium Slytherinu. Siedział na parapecie i oparł swoją głowę o zimną,
kamienną ścianę i odetchnął z ulgą. Ciągle napływały wspomnienia... Nowy dom,
poznanie Lily Evans, Hogwart, Potter, oddalenie się od Lilki, nazwanie jej
szlamą aż po rozmowę z przed paru godzin.
" Panna Evans szła właśnie w
stronę kuchni. Widział ją jeszcze przed chwilą z Lorens, która musiała po coś
zawrócić. Sam nie wiedział, przyglądał się tylko Lily będąc dobrze ukrytym.
Patrzył jak pokazywała swoje równe zęby, uśmiechając się do przyjaciółki. Jej
szmaragdowe oczy błyszczały radośnie z podniecenia. Cała była rozpromieniona.
Obejrzał jej rude włosy... Stop. Kasztanowe. Tak... Evansówna nie cierpiała gdy
ktoś jej wypominał ich marchewkowy kolor.
Gdy upewnił się, że blondynka
odeszła wyszedł z ukrycia i wychrypiał:
- Lily...
Przestraszona dziewczyna szybko się
odwróciła i wysyczała:
- Czego chcesz Snape?
- Proszę porozmawiajmy...
- Jakoś wcześniej nie miałeś ochoty
ze mną gadać. Bo poco? Po co zadawać się ze szlamą taką jak ja?
- Lily... Ja nie chciałem- zerknął
na nią błagalnym wzrokiem.- Nie chciałem tego powiedzieć...
- Ale powiedziałeś- warknęła i
odwróciła się z zamiarem odejścia, gdy ten złapał ją za nadgarstek i mocno do
siebie przyciągnął. Poczuł nienaturalną chęć wpicia się w jej pełne usta. Kiedy
była parę centymetrów od niego mocno go odepchnęła i rzekła przesyconym jadem
głosem:
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj...-
próbowała mu się wyszarpnąć, ale bez skutku bo złapał ją również za drugą dłoń.
- Lils!- rozległ się krzyk Simon,
która najwyraźniej przyszła jej poszukać.
Ruda spojrzała na niego zimnym
wzrokiem, którego nie zauważył nawet pamiętnego dnia po SUM-ach. Szarpnęła
rękami w dół i posłała mu ostatnie mordercze spojrzenie, którego miał nadzieję
już nigdy nie ujrzeć..."
I po co on to zrobił? Jakby już nie
miała go dość. W głębi duszy nawet dziękował Miley, Mini czy jak jej tam. Gdyby
ją pocałował chociaż na chwilę, która zapewne sprawiłaby mu tyle przyjemności
to Evansówna nigdy nie wybaczyła byliśmy mu tego, chociaż u niej i tak jst na
straconej pozycji... Głęboko westchnął. Jest jeszcze Potter... Niby go nienawidziła,
ale byli przyjaciółmi, a poza tym... Widział. Tak. Severus Snape widział jak
rudowłosa patrzyła na tego klauna. Może nie z miłością, ale z uczuciem... Tak
jak nigdy nie patrzyła na niego...
W tym momencie mógłby oddać
wszystko, by móc cofnąć się w czasie o ten rok, jeszcze raz stanąć twarzą w
twarz z Jamesem Potterem i jego świtą, jeszcze raz przeżyć upokorzenie, ale nie
wypowiedzieć tamtych słów. Oddałby wszystko… A przecież już nic nie ma.
Ostatnią ważną dla niego rzeczą, była ich przyjaźń, a on ją stracił, jakby
wyrzucił do kosza... I to na własne życzenie...
***
- To co? Wszystkie gotowe?- zapytała
Ala siadając na okrągłym dywanie ułożonym w centrum pokoju.
Po chwili reszta dziewczyn się do
niej dosiadła. Każda z poduszką pod ręką, ubrana w pżamę, trzymająca kubek
jeszcze ciepłej czekolady. Wiedziały, że czekają je ciężkie zajęcia nazajutrz
rano więc zgodnie ustaliły, że nie pójdą na kolację tylko poproszą Huncwotów o
przyniesienie co nieco, a w końcu i tak przyniosły sobie trochę smakołyków z
kuchni.
- To od czego zaczynamy?- zadała
pytanie Ann.
- Proponuję zacząć od Ali i Frank...
- przerwała Dorcas słysząc, że ktoś dobija się do pokoju. Dziewczyna szybko
wstała i udała się w stronę drzwi, zza których wyłoniła się głowa Syriusza.
- Heeeeej...- powiedział chłopak z
wielkim uśmiechem na buzi. Widząc pytające spojrzenie dziewczyny i jej
uniesioną brew dodał:
- No co? Przyniosłem wam żarcie.
- Ooo... To dzięki- uśmiechnęła się
do chłopaka i cmoknęła go w policzek.
Chłopak spojrzał na nią smutnymi
oczyma, jakby próbował wyprosić coś więcej, ale Meadows tylko pokręciła głową i
po odebraniu pakunku zaczęła powoli zamykać drzwi wypychając go z dormitorium.
- Więc...- zaczęła Dor.- Jak to on
powiedział? Syriusz przyniósł nam żarcie- przybrała głupi uśmiech i położyła
jedzenie na biurku stojącym przy ścianie. Po chwili obróciła się do
przyjaciółek, oparła obie ręce o stojący za nią mebel i wyszczerzyła się do
reszty.- Już nikt nie powinien nam przeszkodzić.
- To siadaj bo ma mówić pani L- zaszczebiotała
Evans.
- Pani L?- spytała Alicja.
- No Pani Longbottom- odpowiedziała
Lil jakby było to oczywiste.
- Bardzo śmieszne- odparła z
ironią Stewart i rzuciła w nią poduszką.
-Auu- zawyła dziewczyna pocierając
dłoń. Szybko przyciągnęła amunicję koleżanki do siebie i wystawiła język w jej
stronę.
- Osz ty małpo...- wyciągnęła rękę w
jej stronę by odebrać zgubę, ale przerwała jej Miley przypominając, że mają
ograniczony czas.
- Dobrze... mamo- odparła Ruda
próbując zachować powagę za co znowu została walnięta.
- No więc kontynuując...
***
- Uwaga!- krzyknął Black wchodząc do
sypialni.- Śliwka nie widziała kompotu... Powtarzam śliwka nie widziała
kompotu... Czy jakoś tak- dodał i opadł na łóżko.
- Co?!- spytał Frank.
- No mugole mówią coś takiego...
- Nie ważne... Widziały go?- zapytał
prędko James.
- E. E- zaprzeczył Black.
- To dobrze. Wręcz świetnie...
- Wiesz, że jak Lilka się dowie to
cię zabije- odrzekł Lupin.
- Trzeba zaryzykować...
***
- Szkoda...- odezwała się Ann.-
Musisz natychmiast z nim porozmawiać.
- Właśnie. To dziwne...- dodała
Lilka zamyślając się na chwilę.- Pomyślcie... Wszyscy mają was za taką idealną
parę, a tu proszę. Problemy jak wszystkich.
- Masz rację- poparła współlokatorkę
Miley.- Musisz porozmawiać z Frankiem.
- Mam nadzieję, że będzie dobrze-
westchnęła Alicja i opadła na poduszki. Znowu myślała o Longbottomie. Nie mogła
przestać... Kochała go... Tak. To z pewnością nie było tylko zauroczenie...
Spojrzała prędko na Simon i zapytała:
- A tobie? Wpadł ktoś w oko?
- Mi? Nie... Raczej nie...
- Ale chwila- przerwała Ruda.-
Przecież jesteś z Jamesem.
- Z Jamesem?- zrobiła zaskoczoną
minę.
- No... Potterem... Rogaczem...
Napuszonym łbem! - krzyknęła zdenerwowana.
- Właśnie... Nie zdążyłam Ci
powiedzieć... Zerwaliśmy...- Mil obserwowała jak twarz rudowłosej przybiera
wyraz... ściany? Być może. Jej buzia nie wyrażała, żadnych uczuć, ale ten stan
nie trwał długo, bo po chwili zakrzyknęła:
- Co!?- szybko wstała.- A-ale... Ale
jak? Kiedy? Dlaczego my nic nie wiemy...- spojrzała po dziewczynach. Każda
skierowała wzrok w podłogę, albo przegryzała wargę. - Nie wierzę... Wszystkie
wiedziały. Prawda?
- Lils nie powiedziałam Ci bo nie
było okazji.
- Ale mogłaś o tym wspomnieć chociaż
rano! Właściwie...- ciężko opadła na poduszki.- Co mnie to obchodzi...
- Chyba dużo- szepnęła cicho Ann.
- Co tam szemrzesz?- zapytała Lily.
- Myślę, że Ci na nim zależy- odparła
stanowczo podnosząc się z ziemi. - Bo niby skąd taka reakcja?
- Stąd, że moja przyjaciółka nie
miała czasu mi powiedzieć kilka krótkich zdań, które cała reszta znała już
pewnie na pamięć- rzuciła oskarżająco.
- Evans. Powiedz prawdę- zarządziła
Meadows.
Zielonooka odwróciła głowę, aby
reszta nie widziała jej załzawionych oczu. Obijało jej się tysiące myśli, ale w
końcu głęboko westchnęła i gdy miała opowiedzieć wreszcie o skrywanych długo
uczuciach Stewart głośno krzyknęła.
- Al co się stało?- zapytała Lila
momentalnie stając obok przyjaciółki.
- SZ-SZCZUR!!!
- Szczur?- zapytała Dor zgrzytając
zębami. Ona jako jedyna była wtajemniczona w przemiany Huncwotów.- Poczekajcie
tu chwilę...
- Gdzie idziesz?- spytała Miley
stojąc w najbardziej oddalonym kącie pokoju.
- Do naszych "kochanych"
przyjaciół- rzekła twardo i wyszła kierując się ku sypialniom Gryfonów.
***
- Jak myślicie, o czym gadają?-
zapytał Rogacz wciąż dumny z narodzonego w jego głowie planu.
- Nie jestem pewien czy to dobry
pomysł- wyraził się Remus.- Powinny mieć chyba trochę prywatności, prawda?
- Oj, Luniu... Przesadzasz...
- Nie. Wcale nie przesadzam James.
Uważam, że...- przerwał mu krzyk.
- Na Merlina!- zerwał się Syriusz.-
Co to było?
- Myślę, że to na pewno się nie skończy dobrze...- westchnął Lupin i zaczął
szykować usprawiedliwienia dla całej ekipy.
OMG. To było po prostu piękne <3 Z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej i coraz bardziej ta historia chwyta mnie za serce. Dedykacja dla mnie :) Dziękujędziękujędziękuje... Ty wiesz, że ja cię uwielbiam prawda? Jak nie wiesz, to właśnie się dowiedziałaś.
OdpowiedzUsuńNo i nareszcie Miley powiedziała to Lilce. TAK!
Ach... Szkoda mi Jamesa. Kocha dziewczynę i myśli, że ona nie kocha jego, ale nawet nie wie, jak bardzo się myli. Biedactwo. No i nie może pomóc Remusowi, mimo, że bardzo by chciał. Przyznam, że mi go szkoda. Ale ten numer z Peterem był bardzo nie ładny. No, ale gdyby się udał, to James nareszcie by się dowiedział, co Lily do niego czuje. Ech... No ale jak widać tak lekko nie ma :D
Przyznam, że zrobiło mi się aż szkoda Seva, ale i tak za nim nie przepadam.
No i biedna Lilka. Kocha naszego kochanego rozczochrańca, ale nie chce się do tego przyznać przed swoimi koleżankami i myślę, że nawet przed nią samą trudno jest jej się do tego przyznać. Biedactwo. Ale jej reakcja, dzy się dowiedziała, była piękna.
Naprawdę cię uwielbiam. Dziękuję za dedykację i liczę, że następny rozdział będzie niedługo. Będzie, prawda? ( słodka szczenięca minka :P )
Życzę weny XD
Rany... Całkiem długi kom :P
UsuńA i mam do ciebie prośbę. Czy mogłabyś przyciemnić ciut pismo? Tylko trochę, bo po porostu kiersko się czyta.
UsuńASDFGHJKL<3
OdpowiedzUsuńŚwietne, świetne, świetne.
Dziękujęęęę za dedykację *0*
Chciałam się rozpisać, ale uprzedziła mnie Tigra pisząc o tym samym co ja chciałam xD
Dobrze tak głupiemu Smarkowi! Nigdy go nie lubiłam.
A nazwisko Stewart kojarzy mi się z Mrocznymi umysłami, czyż nie? :3
Ta akcja z Peterem...to było wredne, ale śmieszne. Uuuu dostanie się Huncom, dostanie!
Jeśli mogłabym to poprosiłabym więcej Syriusza i Dorcas! ^^
I jeśli chodzi o uwagę Tigrarii do tekstu to się zgadzam, troszkę kuje w oczy.
Czekam na kolejny :3
Rozdział bardzo fajny. Im dłużej czytam twoje rozdziały tym bardziej zakochuje się w tej historii.
OdpowiedzUsuńWreszcie Miley powiedziała Lily prawdę :) Nie dziwi mnie reakcja, tez bym się wkurzyła :/
Smark jak ja go nie lubię. Niby cierpi po zakończonej przyjaźni z Lily, ale sam sobie nagrabił. Teraz musi cierpieć :| James, boże czemu ty zawsze wpadasz na takie głupie pomysły. Chcesz wszystko zaprzepaścić ? Mam nadzieje że nie :D Oj oberwie się chłopakom, oberwie.k podsłuchiwać dziewczyny ;p Oby nie wpłynęło to na relacje między Huncwotami a Huncwotkami.
Pozdrawiam i czekam na next ;)
Ps. Zapraszam (ale nie zmuszam) na mojego bloga
www.burzliwa-milosc-lily-evans.blogspot.com