28 lutego 2016

Rozdział 15


Rozdziały pojawiają się co 3 miesiące, wiem. Nie mam ostatnio czasu i jestem bardzo przemęczona. Mimo wszystko nie mam zamiaru zawieszać bloga. Życzę przyjemnego czytania i przepraszam za taki długi okres czytania.


- James?- dziewczyna uchyliła lekko drzwi od sali, w której zastała czarnowłosego chłopaka.
- Po co przyszłaś?- warknął Potter. 
Po chwili się zreflektował.
-Przepraszam...
Okularnik oparł się na krześle i wpatrywał się tępo w obraz za oknem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, jedynie jego oczy lekko przeszklone były przez łzy co zdradzało jak wielki ból sprawiło mu wydarzenie.
- Nie ma za co- Evans odparła i podsunęła sobie siedzenie obok niego.- Wiem w końcu co czujesz...- ścisnęła wargi w wąską linie i poprawiła nerwowo włosy.
Po chwili milczenia rudowłosa odważyła się wykonać pierwszy ruch i złapała jego dłoń splatając razem ich palce.   James podniósł na nią wzrok i posłał jej uśmiech przepełniony smutkiem, ale i wdzięcznością. 
- Twoi rodzice...- zaczęła.
-Proszę nie...- przerwał jej.
- Chciałam tylko powiedzieć, że są bohaterami- wzruszyła ramionami.
- Byli- zacisnął mocno usta i z powrotem wbił wzrok w pustą przestrzeń. 
- Nie prawda, są...- uśmiechnęła się do siebie.
Po dłuższej chwili milczenia dziewczyna wstała i położyła dłoni na udach nachylajac się do okularnika. 
- Idziemy? Wszyscy się martwią.
- Taaak...- odparł leniwie, ale nie ruszył się z miejsca.- Lily, czemu to ty tu przyszłaś?
- Nie wiem. Po prostu... Ty przy mnie byłeś jak rodzice... No wiesz.
- Dziękuję- uśmiechnął się do niej i wstał powoli.- Lils...
-Tak?- przekręciła głowę stając w drzwiach.
- Może nie teraz, ale tak pomyślałem... Może wybrałabyś się ze mną kiedyś do Hogsmeade?- potargał swoją czuprynę.
Lily spojrzała na niego z mieszaniną współczucia i troski i odparła:
- Jasne, może kiedyś...
Oboje wyszli z sali kierując się w stronę Wieży Gryffindoru.
James <3





***




- Syriuszu...- zaczęła Dorcas siadając obok chłopaka, zakładając mu nogi na kolana i przytulając się do niego.
Łapa mruknął z niezadowoleniem i poprawił jej ramiona, aby były dalej od jego szyi. Siedział właśnie w pokoju wspólnym męcząc się nad ostatnim zadaniem z transmutacji i towarzystwo Meadows było idealnym pretekstem do zaprzestania pracy zadanej mu przez Mcgonagall. Choć co prawda robił je tylko dlatego, że Remus zagroził mu pochowaniem szlabanem za każde, nawet najmniejsze przewinienie niezgodne z regulaminem Hogwartu.
- O co chodzi?- odłożył pióro na stół i oplótł ramionami talię dziewczyny.
- Wiesz, przez to co spotkało Jamesa...- zająkała się.- Chyba zostajecie w zamku, nie?
- Tak...- przedłużył Łapa.- Wczoraj to zgłosiliśmy, zapomniałem ci powiedzieć.
- Rozmawiałeś z Rogaczem?
- Yhm... Zniósł to całkiem dobrze, chociaż to tylko maska- spojrzał beznamiętnie przed siebie, a po chwili milczenia westchnął.- Od małego uczyli go, że rodzice mogą nie wrócić na kolację.
- Jest dzielny- złapała jego twarz w dłonie i pocałowała go lekko w usta, na co on mruknął z przyjemnością.
Obraz Grubej Damy uchylił się znacznie i weszła do niego wysoka opiekunka Gryffindoru. Szybkim krokiem podeszła do pary i sztywno powiedziała:
- Panie Black, panno Meadows proszę przestać się miziać. Panie Black czy ty i Pan Potter zostaniecie w zamku na święta?
- Tak, Pani profesor- odpowiedział Syriusz, a dziewczyna oblała się rumieńcem.- Remus Lupin, również zostanie, ale Pettigrew wyjeżdża do matki. 
- Dobrze...- mruknęła kobieta i zapisała coś w brulionie, który do tej pory trzymała pod ręką. 
Gwałtownie odwróciła się i pomaszerowała przed siebie. Po kilku metrach zatrzymała się i donośnym głosem oznajmiła:
- Następnym razem proszę wybierać bardziej ustronne miejsce na okazywanie swoich uczuć.
Gdy opuściła pokój wspólny Łapa spojrzał na Dorcas i głośno się zaśmiał. Ona za to klepnęła go lekko w głowę i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
-Jest straszna- zaśmiała się.




***



            Na korytarzu słychać było stukot obcasów obijających o posadzkę. Wysoka dziewczyna szła dumnym krokiem, a gęste, brązowo-czarne włosy związane w wysoki kucyk podskakiwały za każdym razem gdy jej but uderzył o posadzkę. 
            Usta miała pomalowane mocno czerwoną pomadką, a na rzęsach miała grubą warstwę tuszu. Jej twarz chodź ładna i zadbana, odstraszała chłodną miną i zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Ubrana była w czarną szatę Hogwartu, ale nie miała ona wstawek w kolorze żadnego z domów. Jej niebieskie oczy przeszywały wskroś i zdawałoby się, że świecą własną, jaskrawą barwą. Z ramienia zwisała swobodnie szmaciana torba popisana różnokolorowymi pisakami, a na jej uchu zacisnęła drobną dłoń, na której miała wiele materiałowych bransoletek.
            Zauważyła kilka metrów przed sobą dwie postacie i podbiegła do nich, jednak jej tempo nie było bardzo szybkie.
- No hej- mruknęła, a wyraz jej twarzy nie zmienił się, a znudzone spojrzenie przeskakiwało od jednej osoby do drugiej.
- No hej- mruknął przedrzeźniając dziewczynę Mark Gaunt.
            Czarnowłosa zmrużyła oczy i spod przymkniętych powiek spoglądała gniewnie na wuja.
- Rozumiem, że jesteś na mnie zła bo cię wyrwałem z Liverpoolu, ale nie możesz wiecznie siedzieć w domu. Spójrz na swojego brata- klepnął lekko chłopaka stojącego obok w pierś.- On nie narzeka na nową szkołę.
            Wspomniany młodzieniec spojrzał na swoją siostrę nie mogli mieć mniej niż 16 lat. Byli do siebie podobni. On również miał ciemne włosy, które wymagały strzyżenia bo kosmyki znacznie wychodziły za linie fryzury. Szczękę miał lekko zaznaczoną, a budowę dość mocną.
- Bo on tu kogoś zna- prychnęła i założyła rękę na rękę.
- Posłuchaj młoda... Wiem, że jest Ci ciężko, uczyłaś się w domu i miałaś mnóstwo swoich mugolskich koleżaneczek, ale po śmierci waszej matki, ja zostałem waszym opiekunem i decyduję o waszej edukacji i nie mogę pozwolić zostać Ci samej w domu.
- A czemu przeniosłeś go skoro i tak chodził do Durmstrangu?
- Bo uważam, że potrzebujecie się nawzajem. Zresztą biorąc pod uwagę wasze spokrewnienie ze mną nie będziecie bezpieczni poza murami tej szkoły. Dumbledore to szaleniec, ale inteligentny i przebiegły.- Poprawił brązowy krawat.- Zresztą mam tu kilka spraw do załatwienia, więc będę mieć was na oku.
            Złapał oboje żartobliwie za karki.
- Więc smrodasy starajcie się tu przystosować bo zostajecie tu do końca szkoły. Zaklimatyzujcie się i nauczcie się czegoś. 
            Wuj opuścił wzrok i potarł brodę.
- Pójdziemy teraz do wicedyrektorki i zobaczymy do jakich domów was przydzielą.
            Pchnął dzieciaki lekko w plecy i wyprzedził ich dając znak, żeby podążyli za nim.
- Ej- zaczął cicho chłopak i trącił dziewczynę łokciem.
- Co?- warknęła.
- Myślisz, że mnie poznają?- zapytał z powątpiewaniem.
- Nie wiem, mam to gdzieś- burknęła i zaczęła miętosić sznureczek na nadgarstku.- Sory, jestem po prostu zdenerwowana.
- Mi też jest trudno odzwyczaić się od starej szkoły- westchnął i podrapał się nerwowo po karku.
-Ty przynajmniej miałeś kiedyś do czynienia z czarodziejami innymi niż ciotka Mindy- przekręciła oczami.
-Nie lamentuj...-Trącił ją łokciem.- Najwyżej zamkniesz się w dormitorium od razu po lekcjach i będziesz non-stop oglądała „Gwiezdne Wojny” dopóki nie nakręcą następnej części. – Nastolatek puknął ją w nos, a ona jęknęła.
-No, ale Han Solo...-zaczęła, ale on jej przerwał.
-Jest taki słodki!- przedrzeźnił brunetkę i dostał ponownego kuksańca.
 Jest po prostu najlepszą postacią. Jest odważny i zabawny i bezczelny i powinien być z Leią.
-Jesteś taka głupia- potargał jej włosy.
-A ty jesteś lalusiowaty i co?- założyła ramię na ramię.
- Jestem dżentelmenem.
-Fajnie, że dla wszystkich oprócz mnie- mruknęła i pchnęła brata w ramię, aby skręcił za wujem.
-Jesteś moją siostrą. Ciesz się, że w ogóle z tobą rozmawiam.- Odwrócił twarz w jej stronę i uśmiechnął się.
-Czemu te wszystkie puste lalki lecą na to jaki jesteś miły?
            Prychnęła i rozpuściła swoje włosy, poprawiając je po chwili.
-Bo dla nich jestem miły i uroczy, a dla ciebie jestem kochany i pomocny- zarzucił jej ramię na szyję i przytulił lekko do boku.
-Dzięki, że pokazałeś mi to kilka razy kiedy nie byłeś w swojej szkole, albo z tym durnym zespołem.
-Nie jesteśmy durni... Beatlesi też tak zaczynali.
            Dziewczyna zepchnęła jego rękę i odpowiedziała:
-Błagam, nie porównuj swojego rzępolenia do legend.
-Mógłbym być George'm Harrison'em-założył sobie splecione w koszyczek dłonie na pierś i uśmiechnął się błogo.
-Całe szczęście nie bo by, straciła ze sto moich ulubionych piosenek gdyby na ciebie padło.
-Nie znałabyś mnie, mogłabyś za mną szaleć- wzruszył ramionami.
-Proszę cię-zakręciła oczami.-Wystarczy mi spojrzeć na twoją obrzydliwą mordę.
            Chłopak się zaśmiał i zatrzymał za Gaunt’em. 
-Możecie się przymknąć?-zapytał mężczyzna.-Jesteśmy przed jej gabinetem. Wchodźcie. 
            Otworzył drzwi i wpuścił ich przed siebie. Oczom dzieci ukazał się przestronny pokój. Po lewej stronie stał zdobny kominek oraz duży, zapewnie wygodny czerwony fotel oraz stoliczek do kawy. Z prawej natomiast ciągnęła się komoda oraz regał z mnóstwem woluminów oraz ksiąg. Podłogę ścielił piękny perski dywan, a na środku przy oknie, stało duże biurko wraz z krzesłem, na którym siedziała profesorka.
-Dzień dobry-przywitało się rodzeństwo.
-Dzień dobry-odpowiedziała kobieta i poprawiła okulary na nosie.
            Wstała i spokojnym krokiem podeszła do dzieci.
-Jestem Minerwa Mcgonagall i nauczam transmutacji. Oprócz tego jestem także zastępczynią dyrektora oraz opiekunką gryfonów i zamierzam przydzielić was do jednego z czterech domów: Gryffindoru, Ravenclawu, Hufflepuffu lub Slytherinu. Wiecie czym się cechują te domy?
            Gdy potwierdzili głowami z rogu wyjęła stołek i postawiła go na środku pokoju. Z komody zaś wyciągnęła starą, obszarpaną, brązową tiarę i stanęła z nią obok siedzenia.
-Kto pierwszy? Alfabetycznie.
            Brunet usiadł na wskazanym miejscu,a na jego głowę nauczycielka nałożyła czapkę.
-No proszę, proszę... Inteligentny, piekielnie mądry, dżentelmen... Tak, tak... Mam już takiego ucznia. Pasowałby ci Ravenclaw, ale odwaga, czyste serce. Robi to z ciebie gryfona. Lubisz się rzucać w oczy, ale do walki znowu sam z siebie się nie pchasz. Hm... 
-RAVENCLAW!
            Minerwa skrzywiła się na wrzask Tiary, ale pogratulowała mu przydziału i wskazała stołek dziewczynce.
-Hm...-usłyszała głos tiary.-Znowu nowa uczennica na siódmy rok... Z wyglądu jesteś trochę ślizgońska. Sprytna, krętacka, ale nie... Slytherin zdecydowanie odpada. Jesteś wesoła i przyjacielska jak puchon, chociaż teraz przy twoim” fochu” tego nie widać, ale jesteś na to trochę zbyt ambitna. Oczywiście nie uprzedzaj się do nich, wspaniali ludzie. W Ravenclawie też bym cię raczej nie zostawiał. Mądra dama z ciebie, ale roztropna i nierozsądna. Gryffindor... Może... Odważna, bystra, cięty język, ale i pomocna. Waleczne serce. Chociaż u nich w dormitorium jest już przeludnienie.
            Z cierpliwością czekała na ostateczną decyzję, ale Tiara wciąż się zastanawiała.
-No nic zburzy się jakąś ścianę i się wciśniesz.
-GRYFFINDOR!

-Witam pod moją opieką- kobieta uśmiechnęła się.- Ja zaprowadzę Kayę do Wieży Gryffindoru. Pamięta Pan chyba gdzie on jest?-zwróciła się do starszego mężczyzny, a ten pokiwał głową.- Byłabym niezmiernie wdzięczna gdyby wziął Pan tam Alexa*.



***




- Panno Evans- zawołała uczennicę Mcgonagall.- To jest Kaya i będzie dzieliła z wami dormitorium.
            Lily zrobiła zaskoczoną minę, ale nie przerwała nauczycielce.
-Byłabym ci wdzięczna gdybyś pokazała jej szkołę i opowiedziała trochę o niej.
-Oczywiście pani profesor- uśmiechnęła się delikatnie.
            Minerwa zwróciła się do panny Solton:
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe jeśli panna Evans cię oprowadzi.
- Nie no skąd- odpowiedziała i podrapała się po głowie skrępowana.
- Dobrze dziewczynki zajrzę do was później- odwróciła się i równym krokiem odeszła w stronę gabinetu dyrektora.
            Kaya zmierzyła „Evans” wzrokiem. Była to ładna dziewczyna o płomienistych włosach, które momentami wchodziły w kasztanowy kolor. Miała wściekle zielone oczy, które były niemal tak jaskrawe jak jej własne. Na jej podłużnej, niemal wolnej od problemów skórnych malowało się mnóstwo piegów.
-Hej, jestem Lily- rudowłosa podała jej rękę i uśmiechnęła się szeroko.
-Maya- odwzajemniła uścisk.
            Brunetka spojrzała na jej krawat i zapytała:
-Gryffindor?
-Hm...? A tak. Siódmy rok.
-No to będę dzieliła chyba z wami dormitorium.
-Naprawdę?- Lily uśmiechnęła się jeszcze szerzej.-Świetnie! Chodźmy może najpierw do naszego Pokoju Wspólnego, pewnie będą tam moi przyjaciele to ci ich przedstawię.
            Pociągnęła Solton lekko za ramię jako znak, żeby udała się za nią.
-Wiesz, że na początku tego roku szkolnego też doszła do nas dziewczyna. Było by fajnie gdyby nam powiększyli dormitorium bo jest nas już szóstka: Ja, Dorcas, Ala, Ann,ty i Miley. To właśnie ona do nas doszła. Była moją najlepszą przyjaciółką gdy byłyśmy małe, ale się przeprowadziła i takie bzdety, ale się spotkałyśmy na peronie, bo okazało się, że jest czarodziejką o czym nie miałam pojęcia przez tyle lat. Wyobrażasz sobie?- powiedziała jakby bardziej do siebie, ale twarz zwróciła w jej stronę.- A i właśnie... Jestem mugolakiem. No wiesz córka mugoli, zero czarodziejskiej krwi. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza. Większość gryfonów raczej nie ma nic do mugolaków, ale...-urwała i niepewna ułożyła usta w dziobek.
-Skądże- Kaya zaśmiała się.- Sama nie mam czystego pochodzenia. Mój dziadek był czystej krwi, ale reszta rodziny to stu procentowi mugole, którzy rzadko wychylają nos poza telewizor, chyba, że podglądać sąsiadów przez okno- zaśmiała się.
-W sumie cały czas nawijałam o sobie, a nawet nie wiem kim jesteś.
-Jestem Kaya, mam leniwą rodzinę, brata bliźniaka, który trafił do Ravenclawu... Uwielbiam „The Beatles” i „Gwiezdne Wojny”...- Lily jej przerwała.
-Kocham cię-przytuliła z zaskoczenia towarzyszkę.- Han Solo jest najlepszy co nie?
-Totalnie-zaśmiała się ponownie niebieskooka.
-Nigdy nie mogę z nikim o tym porozmawiać, bo moi przyjaciele to raczej czysto krwiści czarodzieje, ewentualnie półkrwi. W każdym razie nie wiedzą nawet co to telewizja, a muzyki słuchają tylko czarodziejskich zespołów- po chwili zastanowienia dodała:
-Nie licząc Syriusza, ale on się skupia raczej na ACDC i KISS. Nie to, żeby byli źli bo też są wspaniali.
            Stanęły przed portretem kobiety.
-Raz miesięcznie-odezwała się Lily.-Zmieniane jest hasło. Musisz je podać Grubej Damie,-wskazała na portret- aby otworzyła wejście. Za nią znajduje się nasz Pokój Wspólny i dormitoria. Złota salamandra-zwróciła się do postaci w ramie.
-Któż to taki?-zapytała zdziwiona.-Wydaje mi się, że nigdy cię wcześniej nie widziałam w Hogwarcie kochaniutka.
-Kaya Solton nowa gryfonka- przedstawiła się i poprawiła spadającą z jej ramienia torbę.
-A to nowina! Niech tylko Violet się o tym dowie! Muszę do niej natychmiast pójść-podniosła swoją dużą suknię z mnóstwem fal i wstała, szykując się do wyjścia.
-Stój!-krzyknęła Evans.-Otwórz nam przejście.
-Już, już-przejście się otworzyło, a Dama zniknęła.
            Rudowłosa weszła pierwsza, a za nią niepewnie nowa uczennica. Gdy Lily zauważyła huncwotów natychmiast do nich pobiegła, uprzednio chwytając ramię brunetki. James i Syriusz grali w Eksplodującego Durnia, a Remus czytał jakąś grubą książkę.
-Chłopaki to jest Kaya i jest nowa. Kaya to jest James Potter, Remus Lupin i Syriusz Black-wskazała po kolei na każdego z chłopaków.-Gdzie jest Frank i Peter?-zapytała ich.
-Nie wiemy- Potter zmierzwił sobie włosy podnosząc wzrok i uśmiechając się do nowej.-Cześć.
-Jesteś w Gryffindorze na siódmym roku?-zapytał zdziwiony Remus, a pytana pokiwała głową.-No to będziecie miały przeludnienie w dormitorium-zaśmiał się krótko.
-Nie będziemy-wtrąciła Lily.-Oddadzą nam wasze duże-uśmiechnęła się wrednie, chociaż żartowała.
-Jeżeli znajdziecie je pod stertą śmieci to czemu nie?- Łapa po raz pierwszy podniósł wzrok znad gry i spojrzał na nieznajomą.
            Ułożył usta w literę ”o” i podszedł do niej z nonszalancją.
-Syriusz Black-przedstawił się i złapał dłoń brunetki z zamiarem pocałowania jej jak na dżentelmena przystało, ale ta ją wyszarpnęła i dopiero gdy chłopak zaskoczony wyprostował się, podała mu rękę w serdecznym uścisku.
Kaya Solton. Dziękuję, że raczyłeś przerwać grę i zwrócić na mnie uwagę gdy zobaczyłeś mój wydatny biust-na jej twarzy wykwitł sztuczny uśmiech.
            Gryfon patrzył na nią oszołomiony, ale po chwili przybrał swoją zwykłą, huncwocką mimikę.
-Proszę bardzo. Zawsze jestem chętny pomóc pięknym damom, szczególnie gdy ich piersi są większe niż mózg.
            Niebieskooka spojrzała na niego ze wściekłością w jadowicie błękitnych oczach.
-Jakbyś kiedyś zwrócił uwagę na profesora zamiast na lafiryndę kręcącą tyłkiem przed nosem, wiedziałbyś, że nie chodzi o wielkość, a pofałdowanie mózgu. Jednak jeżeli było by tak jak twierdzisz i od wielkości zależy twoja mądrość. Ty byłbyś idiotą i przez to co masz w głowię i spodniach- zmrużyła oczy.
            Długowłosy patrzył na nią oniemiały.
-Przykro mi, że tak myślisz złotko, ale brodaci nauczyciele po pięćdziesiątce mnie nie pociągają-usiadł z powrotem obok przyjaciela.
-Lily zapoznasz mnie z dziewczynami?-zapytała rozzłoszczona nastolatka.
-Jasne. Powinny być w dormitorium.
Zaskoczona sytuacją Ruda, wzięła koleżankę pod rękę, ale ta zatrzymała się jeszcze na chwilę i dodała:
-Miło było was poznać. No... Dwie trzecie z was.
            Gdy dziewczęta opuściły pomieszczenie odezwał się James:
-No, no Syriuszu...
-Milcz.-przerwał mu młody Black.
-Uważam, że jest fajna- poklepał go po ramieniu i wyłożył zwycięsko kartę:
-DUREŃ!-krzyknął, a na przegranego wylała się kleista maź.




***




            Syriusz wyszedł z łazienki w szortach do kolan i ręcznikiem, którym wycierał sobie mokre włosy i resztkę mazi z uszu. Podszedł do swojego łóżka i zasłonił kotary, uprzednio kładąc się na chłodnej pościeli. Założył sobie ramiona za głowę i zaczął rozmyślać o sytuacji z przed godziny. Nowa gryfonka nie dość, że opierała się urokowi Blacka to jeszcze była pyskata mimo, że wiedziała, że nikogo tam nie zna. Była śmiała i drapieżna, nie mówiąc o tym jak piękna.
            Był z Dorcas i nie powinien myśleć tak o żadnej dziewczynie, ale musiał przyznać, że Solton mocno go intrygowała. Od czasu gdy był z Meadows, z ich relacji uleciała cała drapieżność, która tak pociągała go w jego dziewczynie. Nie była jak reszta, która rozpływała się na jego widok. A teraz są jak para, która się po prostu całuje na przywitanie.
Uwielbiał jak pomiędzy nimi była iskra ryzyka. Prawda była taka, że z Łapy robił się pantofel. I to właśnie Meadows go z Blacka robiła.




***




            Lily weszła do dormitorium siódmoklasistek i zachęciła ręką stojącą za nią dziewczynę. Jej współlokatorki były obecne w pokoju. Dorcas i Ann przeglądały wspólnie magazyn „Czarownica” co chwilę zaznaczając ciekawszą poradę, albo ładniejsze ubranie. Alicja rysowała coś w rogu pergaminu, który w połowie zapełniony był tekstem. Simon za to odrabiała zadania z eliksirów schowana za stertą książek od tego właśnie przedmiotu.
-Dziewczyny...-zaszczebiotała Lily.- Mam dla was niespodziankę.
            Dziewczyny jedynie mruknęły coś pod nosem. Po chwili odezwała się Meadows.
-Jeżeli nie jest to nowa sukienka, chłopak, ciastka lub odpowiedzi na najnowszy sprawdzian z transmutacji to jestem średnio zainteresowana- przewróciła stronę, nie podnosząc na nią wzroku.
-Dzięki-powiedziała z ironią i uśmiechnęła się sztucznie.-Zawsze wiedziałam, że jesteś prawdziwą przyjaciółką.
            Miedzianowłosa rzuciła w nią poduszką. Gdy ta podniosła wzrok, posłała jej  zdziwione wspomnienie.
-Lily czemu jakaś dziewczyna stoi w naszym dormitorium?
            Reszta od razu się zaciekawiła.
-To jest Kaya i od dziś z nami mieszka- Evans poklepała towarzyszkę po plecach.- A to Dor, Ala, Miley i Annabeth- wskazała na każdą po kolei.
-Lily...-zaczęła Lorence.-Annabeth? Jesteś na mnie zła?-powiedziała z ironią.
            Blondynka zeskoczyła z łóżka i podbiegła do nowej. 
-Jestem Ann!-krzyknęła i przytuliła niespodziewającą się Mayę. 
Zaskoczona oddała uścisk i upuściła torbę na podłogę.
            Blondynka puściła ją i uśmiechnęła się szeroko, ale po chwili wyraz twarzy zniknął i zamyśliła się:
-Mamy za małą sypialnię.-Spojrzała z udawanym smutkiem na Evans.
-Tak Ann. Coś z tym zrobią.-Pogłaskała ją po ramieniu.- Jak będziemy na kolacji pewnie wstawią tu twoje łóżko i bagaż-zwróciła się do brunetki.
-Mogę zobaczyć?- spytała Stewart.
-Słucham?
-Torbę-wskazała na podłogę.
-Och, jasne...-Solton potarła głowę.
            Ala podniosła rzecz z podłogi i przyjrzała mu się siadając na łóżku. Po chwili na miejsce obok niej wskoczyła Dor i przyglądały się materiałowi. Od góry ciągnęły się namalowane pisakami wzory w stylu hipisowskim. Gdzieniegdzie były podpisy różnych osób z dedykacjami, bądź drobnymi rysuneczkami. Uszy w kilku niższych miejscach były pozwiązywane kolorowymi wstążeczkami w kształt kokardek.
-Jest śliczna-Miley uśmiechnęła się do Kayi.-Sama ją robiłaś?- chwyciła z szafki paczkę Kociołkowych Piegusków i poczęstowała ją, ale ta odmówiła.
-Jak miałam piętnaście lat bardzo zainteresowałam się rysowaniem i stylem indiańskim. Cały czas chodziłam na kolorowo i mówiłam jakieś motywujące rzeczy-zrobiła pauzę- częściowo związane z ochroną przyrody i wegetarianizmem.
            Ann westchnęła.
-Zawsze tak chciałam- uśmiechnęła się z rozmarzeniem i splotła nogi.-To takie... Amerykańskie.
            Brunetka zaśmiała się na to.
-Wystarczy, że będziesz jadła same warzywa wychwalając zajączki i jelonki, nosząc spódnice w kwiaty, będziesz nosiła okulary w okrągłych oprawkach i potargane włosy.
-O- Evans ułożyła usta w dziobek.- Czyli Potter spełnia już dwa warunki- dziewczyny się zaśmiały.
-No, wiesz...-wtrąciła Dorcas.-Właściwie dwa i pół bo jelenie wychwala non stop, ale musi przestać jeść mięso, wciśniemy go w sukienkę i będzie cacy- uśmiechnęła się przebiegle, a dziewczyny zachichotały ponownie.
-Właściwie gdzie się uczyłaś wcześniej?
-Chodziłam do Beauxbatons. A mój brat do Durmstrangu.
-Starszy? Młodszy?-zapytała Alicja i wepchnęła sobie ciastko do buzi.
-Bliźniak.
-Masz brata bliźniaka!?-krzyknęła całkowicie rozemocjonowana Ann.
            Blondynka zeskoczyła z łóżka i z piskiem tupała w podłogę, przebierając stopami jakby biegła sprintem w miejscu.
-Zawsze chciałam mieć brata bliźniaka-powaliła się na puste łóżko obok.
-Też przeniósł się tu?-zapytała Meadows patrząc z uśmiechem na wariującą na posłaniu przyjaciółkę.
-Jest w Ravenclawie.
-Jest przystojny?-wychyliła się Mil.
-Jest obrzydliwy... To mój brat.
-To chodźmy go poznać i się przekonajmy-Ann klasnęła w dłonie i stanęła przy drzwiach.- No co?-zapytała na pytający wzrok dziewczyn.-Zaraz kolacja.
            Dziewczyny się zgodziły i wstały ociężale. W Pokoju Wspólnym nie było chłopaków, więc założyły, że wybrali się już do Wielkiej Sali.
            Szły na posiłek opowiadając o zamku nowej koleżance. Kaya z podziwem oglądała każdy zakątek szkoły.
-Czemu chodziliście do różnych szkół?- zapytała Meadows.
-Ja mieszkałam z mamą we Francji, a mój brat z ojcem w Norwegii, więc poszliśmy do szkół, które były nam bliżej- wzruszyła ramionami.
-Czemu mieszkaliście osobno?-drążyła Dorcas.
-Byliście jak postacie z filmów?-wtrąciła Ann łapiąc Solton za rękę.-No wiesz... Rozdzieleni, nie mający o sobie pojęcia. Każde z was miało połówkę medalionu i pewnego dnia się odnajdujecie!- krzyknęła na jednym wdechu.
-Nie, coś ty- zaśmiała się.- Nasi rodzice się rozwiedli, więc ja mieszkałam z mamą, a on z ojcem. Nie odwiedzaliśmy się często, ale mama, która była czarownicą nas teleportowała.
-Czemu przenieśliście się do Hogwartu?-Simon zadała nurtujące pytanie.
            Kaya zacisnęła wargi i spojrzała krótko w stronę mijanego okna.
-Nasi rodzice umarli. Oboje w odstępie miesiąca i opiekę nad nami przejął wujek.
            Każdej z dziewczyn wyrwało się współczujące: „Przykro mi”.
-Nie potrzebnie.
            Nagle Lily złapała ją za ramię, aby przystanęła i wprowadziła ją do Wielkiej Sali. Z gardła brunetki wyrwało się ciche westchnięcie.
-Jak tu pięknie...
            Zachwycona obserwowała sufit, wyglądający jak nocne niebo i setki świeczek zawieszonych pod nim. Było pięć stołów. Cztery-uczniowskie ustawione poziomo do wejścia i nauczycielski, który stał przed nimi.
-We Francji nie mieliśmy tak pięknej stołówki. Była to po prostu Sala Jadalniana bez większych zdobień, ale zawsze nimfy śpiewały nam serenady.
            Gdy usiadły do stołu przywitali się chłopcy.
-My się nie znamy...-zaczęła niebieskooka.-Kaya, Gryffindor, siódmy rok.
            Podała rękę do Franka, a następnie do Pettigrew.
-Frank-uśmiechnął się.-A to Peter.
-Jest tu twój brat?-Ann szarpnęła jej ramieniem.
            Brunetka rozejrzała się po sali.
-Gdzie siedzą krukoni?
            Blondynka wskazała jej palcem.
-To ten brunet w środku. Chudy z lekkim loczkiem na grzywce-po chwili dodała.-Siedzi pomiędzy blondynem i rudym.
-Który to...?
-To ten siedzący obok bukietu kwiatów?-spytała Miley z podniesionym głosem.
            Dziewczyna potwierdziła.
-Słodki...-uśmiechnęła się z rozmarzeniem Dorcas, a Syriusz trącił ją w bok.
-Chcę ci przypomnieć, że póki co masz chłopaka.
-Yhm... Pewnie-trąciła go dłonią w twarz, wciąż patrząc na ucznia Ravenclawu.
            Nagle chłopak wyszedł z sali w towarzystwie kilku innych krukonów.
-Zaproś go później do nas- Lorence zwróciła się do Kayi.
-Już lecę-otworzyła szeroko oczy i prychnęła z ironią, nadziewając kurczaka na widelec.
-Oj, no weź-złapała ją za ramię i poszarpała ją lekko.
-Może później...
-No, idź, idź, idź... Pójdziemy razem-pociągnęła ją za rękę i odciągnęła od stołu, a ta zdążyła chwycić jeszcze kawałek kanapki.





***




            Roześmiana blondynka wpadła do Pokoju Wspólnego. Szła z zażenowaną Solton pod ramieniem i jej bratem, uśmiechającym się za nim.
-Ann!-Meadows pomachała z kanapy.
            Podeszli do małej grupki. Ann usiadła na kolanach Dorcas ze śmiechem, a ta przewróciła oczami i ją zepchnęła na podłodze. Dziewczyny rozwaliły się na kanapach, a chłopcy zajęli fotele i podłogę.
Brązowowłosy stanął za sofą i przedstawił się:
 -Alex, brat tej jędzy- powiedział wskazując na siostrę, po czym pocałował w dłoń siedzącą najbliżej niego Miley oraz skinął do chłopaków głową.
            James spojrzał na niego nieprzychylnym wzrokiem, za to Evans patrzyła na niego z otwartą buzią.
- Nazywasz się Alex Solton?- wyjąkała Simon. Gdy ten pokiwał głową, szatynka rzuciła się, skacząc na niego przez oparcie kanapy.



24 Ways Monica And Chandler Ruined All Other Relationships For You
Alex i Miley



Kaya



Alex

*Jakby ktoś nie wiedział: o Alexie była króciutka,ale ważna wzmianka. Odsyłam do pierwszego rozdziału.


Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic