Rozdziały pojawiają się co 3 miesiące, wiem. Nie mam ostatnio czasu i jestem bardzo przemęczona. Mimo wszystko nie mam zamiaru zawieszać bloga. Życzę przyjemnego czytania i przepraszam za taki długi okres czytania.
- James?- dziewczyna uchyliła lekko drzwi od
sali, w której zastała czarnowłosego chłopaka.
- Po co przyszłaś?- warknął Potter.
Po chwili się zreflektował.
-Przepraszam...
Okularnik oparł się na krześle
i wpatrywał się tępo w obraz za oknem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji,
jedynie jego oczy lekko przeszklone były przez łzy co zdradzało jak wielki ból
sprawiło mu wydarzenie.
- Nie ma za co- Evans odparła i podsunęła sobie
siedzenie obok niego.- Wiem w końcu co czujesz...- ścisnęła wargi w wąską linie
i poprawiła nerwowo włosy.
Po chwili milczenia rudowłosa
odważyła się wykonać pierwszy ruch i złapała jego dłoń splatając razem ich
palce. James podniósł na nią wzrok i
posłał jej uśmiech przepełniony smutkiem, ale i wdzięcznością.
- Twoi rodzice...- zaczęła.
-Proszę nie...- przerwał jej.
- Chciałam tylko powiedzieć, że są bohaterami-
wzruszyła ramionami.
- Byli- zacisnął mocno usta i z powrotem wbił
wzrok w pustą przestrzeń.
- Nie prawda, są...- uśmiechnęła się do siebie.
Po dłuższej chwili milczenia
dziewczyna wstała i położyła dłoni na udach nachylajac się do okularnika.
- Idziemy? Wszyscy się martwią.
- Taaak...- odparł leniwie, ale nie ruszył się z
miejsca.- Lily, czemu to ty tu przyszłaś?
- Nie wiem. Po prostu... Ty przy mnie byłeś jak
rodzice... No wiesz.
- Dziękuję- uśmiechnął się do niej i wstał
powoli.- Lils...
-Tak?- przekręciła głowę stając w drzwiach.
- Może nie teraz, ale tak pomyślałem... Może
wybrałabyś się ze mną kiedyś do Hogsmeade?- potargał swoją czuprynę.
Lily spojrzała na niego z
mieszaniną współczucia i troski i odparła:
- Jasne, może kiedyś...
Oboje wyszli z sali kierując
się w stronę Wieży Gryffindoru.
James <3 |
***
- Syriuszu...- zaczęła Dorcas siadając obok
chłopaka, zakładając mu nogi na kolana i przytulając się do niego.
Łapa mruknął z niezadowoleniem i poprawił jej
ramiona, aby były dalej od jego szyi. Siedział właśnie w pokoju wspólnym męcząc
się nad ostatnim zadaniem z transmutacji i towarzystwo Meadows było idealnym
pretekstem do zaprzestania pracy zadanej mu przez Mcgonagall. Choć co prawda
robił je tylko dlatego, że Remus zagroził mu pochowaniem szlabanem za każde,
nawet najmniejsze przewinienie niezgodne z regulaminem Hogwartu.
- O co chodzi?- odłożył pióro na stół i oplótł
ramionami talię dziewczyny.
- Wiesz, przez to co spotkało Jamesa...- zająkała
się.- Chyba zostajecie w zamku, nie?
- Tak...- przedłużył Łapa.- Wczoraj to
zgłosiliśmy, zapomniałem ci powiedzieć.
- Rozmawiałeś z Rogaczem?
- Yhm... Zniósł to całkiem dobrze, chociaż to
tylko maska- spojrzał beznamiętnie przed siebie, a po chwili milczenia
westchnął.- Od małego uczyli go, że rodzice mogą nie wrócić na kolację.
- Jest dzielny- złapała jego twarz w dłonie i
pocałowała go lekko w usta, na co on mruknął z przyjemnością.
Obraz Grubej Damy uchylił się znacznie i weszła
do niego wysoka opiekunka Gryffindoru. Szybkim krokiem podeszła do pary i
sztywno powiedziała:
- Panie Black, panno Meadows proszę przestać się
miziać. Panie Black czy ty i Pan Potter zostaniecie w zamku na święta?
- Tak, Pani profesor- odpowiedział Syriusz, a
dziewczyna oblała się rumieńcem.- Remus Lupin, również zostanie, ale Pettigrew
wyjeżdża do matki.
- Dobrze...- mruknęła kobieta i zapisała coś w
brulionie, który do tej pory trzymała pod ręką.
Gwałtownie odwróciła się i pomaszerowała przed
siebie. Po kilku metrach zatrzymała się i donośnym głosem oznajmiła:
- Następnym razem proszę wybierać bardziej
ustronne miejsce na okazywanie swoich uczuć.
Gdy opuściła pokój wspólny Łapa spojrzał na
Dorcas i głośno się zaśmiał. Ona za to klepnęła go lekko w głowę i
zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
-Jest straszna- zaśmiała się.
***
Na
korytarzu słychać było stukot obcasów obijających o posadzkę. Wysoka dziewczyna
szła dumnym krokiem, a gęste, brązowo-czarne włosy związane w wysoki kucyk
podskakiwały za każdym razem gdy jej but uderzył o posadzkę.
Usta
miała pomalowane mocno czerwoną pomadką, a na rzęsach miała grubą warstwę
tuszu. Jej twarz chodź ładna i zadbana, odstraszała chłodną miną i zarysowanymi
kośćmi policzkowymi. Ubrana była w czarną szatę Hogwartu, ale nie miała ona
wstawek w kolorze żadnego z domów. Jej niebieskie oczy przeszywały wskroś i
zdawałoby się, że świecą własną, jaskrawą barwą. Z ramienia zwisała swobodnie
szmaciana torba popisana różnokolorowymi pisakami, a na jej uchu zacisnęła
drobną dłoń, na której miała wiele materiałowych bransoletek.
Zauważyła
kilka metrów przed sobą dwie postacie i podbiegła do nich, jednak jej tempo nie
było bardzo szybkie.
- No hej- mruknęła, a wyraz jej twarzy nie
zmienił się, a znudzone spojrzenie przeskakiwało od jednej osoby do drugiej.
- No hej- mruknął przedrzeźniając dziewczynę Mark
Gaunt.
Czarnowłosa
zmrużyła oczy i spod przymkniętych powiek spoglądała gniewnie na wuja.
- Rozumiem, że jesteś na mnie zła bo cię wyrwałem
z Liverpoolu, ale nie możesz wiecznie siedzieć w domu. Spójrz na swojego brata-
klepnął lekko chłopaka stojącego obok w pierś.- On nie narzeka na nową szkołę.
Wspomniany
młodzieniec spojrzał na swoją siostrę nie mogli mieć mniej niż 16 lat. Byli do
siebie podobni. On również miał ciemne włosy, które wymagały strzyżenia bo
kosmyki znacznie wychodziły za linie fryzury. Szczękę miał lekko zaznaczoną, a
budowę dość mocną.
- Bo on tu kogoś zna- prychnęła i założyła rękę
na rękę.
- Posłuchaj młoda... Wiem, że jest Ci ciężko,
uczyłaś się w domu i miałaś mnóstwo swoich mugolskich koleżaneczek, ale po
śmierci waszej matki, ja zostałem waszym opiekunem i decyduję o waszej edukacji
i nie mogę pozwolić zostać Ci samej w domu.
- A czemu przeniosłeś go skoro i tak chodził do
Durmstrangu?
- Bo uważam, że potrzebujecie się nawzajem.
Zresztą biorąc pod uwagę wasze spokrewnienie ze mną nie będziecie bezpieczni
poza murami tej szkoły. Dumbledore to szaleniec, ale inteligentny i
przebiegły.- Poprawił brązowy krawat.- Zresztą mam tu kilka spraw do
załatwienia, więc będę mieć was na oku.
Złapał
oboje żartobliwie za karki.
- Więc smrodasy starajcie się tu przystosować bo
zostajecie tu do końca szkoły. Zaklimatyzujcie się i nauczcie się czegoś.
Wuj
opuścił wzrok i potarł brodę.
- Pójdziemy teraz do wicedyrektorki i zobaczymy
do jakich domów was przydzielą.
Pchnął
dzieciaki lekko w plecy i wyprzedził ich dając znak, żeby podążyli za nim.
- Ej- zaczął cicho chłopak i trącił dziewczynę
łokciem.
- Co?- warknęła.
- Myślisz, że mnie poznają?- zapytał z
powątpiewaniem.
- Nie wiem, mam to gdzieś- burknęła i zaczęła
miętosić sznureczek na nadgarstku.- Sory, jestem po prostu zdenerwowana.
- Mi też jest trudno odzwyczaić się od starej
szkoły- westchnął i podrapał się nerwowo po karku.
-Ty przynajmniej miałeś kiedyś do czynienia z
czarodziejami innymi niż ciotka Mindy- przekręciła oczami.
-Nie lamentuj...-Trącił ją łokciem.- Najwyżej
zamkniesz się w dormitorium od razu po lekcjach i będziesz non-stop oglądała
„Gwiezdne Wojny” dopóki nie nakręcą następnej części. – Nastolatek puknął ją w
nos, a ona jęknęła.
-No, ale Han Solo...-zaczęła, ale on jej
przerwał.
-Jest taki słodki!- przedrzeźnił brunetkę i
dostał ponownego kuksańca.
Jest po prostu najlepszą postacią. Jest
odważny i zabawny i bezczelny i powinien być z Leią.
-Jesteś taka głupia- potargał jej włosy.
-A ty jesteś lalusiowaty i co?- założyła ramię na
ramię.
- Jestem dżentelmenem.
-Fajnie, że dla wszystkich oprócz mnie- mruknęła
i pchnęła brata w ramię, aby skręcił za wujem.
-Jesteś moją siostrą. Ciesz się, że w ogóle z
tobą rozmawiam.- Odwrócił twarz w jej stronę i uśmiechnął się.
-Czemu te wszystkie puste lalki lecą na to jaki
jesteś miły?
Prychnęła
i rozpuściła swoje włosy, poprawiając je po chwili.
-Bo dla nich jestem miły i uroczy, a dla ciebie
jestem kochany i pomocny- zarzucił jej ramię na szyję i przytulił lekko do
boku.
-Dzięki, że pokazałeś mi to kilka razy kiedy nie
byłeś w swojej szkole, albo z tym durnym zespołem.
-Nie jesteśmy durni... Beatlesi też tak
zaczynali.
Dziewczyna
zepchnęła jego rękę i odpowiedziała:
-Błagam, nie porównuj swojego rzępolenia do
legend.
-Mógłbym być George'm Harrison'em-założył sobie
splecione w koszyczek dłonie na pierś i uśmiechnął się błogo.
-Całe szczęście nie bo by, straciła ze sto moich
ulubionych piosenek gdyby na ciebie padło.
-Nie znałabyś mnie, mogłabyś za mną szaleć-
wzruszył ramionami.
-Proszę cię-zakręciła oczami.-Wystarczy mi
spojrzeć na twoją obrzydliwą mordę.
Chłopak
się zaśmiał i zatrzymał za Gaunt’em.
-Możecie się przymknąć?-zapytał
mężczyzna.-Jesteśmy przed jej gabinetem. Wchodźcie.
Otworzył
drzwi i wpuścił ich przed siebie. Oczom dzieci ukazał się przestronny pokój. Po
lewej stronie stał zdobny kominek oraz duży, zapewnie wygodny czerwony fotel
oraz stoliczek do kawy. Z prawej natomiast ciągnęła się komoda oraz regał z
mnóstwem woluminów oraz ksiąg. Podłogę ścielił piękny perski dywan, a na środku
przy oknie, stało duże biurko wraz z krzesłem, na którym siedziała profesorka.
-Dzień dobry-przywitało się rodzeństwo.
-Dzień dobry-odpowiedziała kobieta i poprawiła
okulary na nosie.
Wstała
i spokojnym krokiem podeszła do dzieci.
-Jestem Minerwa Mcgonagall i nauczam
transmutacji. Oprócz tego jestem także zastępczynią dyrektora oraz opiekunką
gryfonów i zamierzam przydzielić was do jednego z czterech domów: Gryffindoru,
Ravenclawu, Hufflepuffu lub Slytherinu. Wiecie czym się cechują te domy?
Gdy
potwierdzili głowami z rogu wyjęła stołek i postawiła go na środku pokoju. Z
komody zaś wyciągnęła starą, obszarpaną, brązową tiarę i stanęła z nią obok
siedzenia.
-Kto pierwszy? Alfabetycznie.
Brunet
usiadł na wskazanym miejscu,a na jego głowę nauczycielka nałożyła czapkę.
-No proszę, proszę... Inteligentny, piekielnie
mądry, dżentelmen... Tak, tak... Mam już takiego ucznia. Pasowałby ci
Ravenclaw, ale odwaga, czyste serce. Robi to z ciebie gryfona. Lubisz się
rzucać w oczy, ale do walki znowu sam z siebie się nie pchasz. Hm...
-RAVENCLAW!
Minerwa
skrzywiła się na wrzask Tiary, ale pogratulowała mu przydziału i wskazała
stołek dziewczynce.
-Hm...-usłyszała głos tiary.-Znowu nowa uczennica
na siódmy rok... Z wyglądu jesteś trochę ślizgońska. Sprytna, krętacka, ale
nie... Slytherin zdecydowanie odpada. Jesteś wesoła i przyjacielska jak puchon,
chociaż teraz przy twoim” fochu” tego nie widać, ale jesteś na to trochę zbyt
ambitna. Oczywiście nie uprzedzaj się do nich, wspaniali ludzie. W Ravenclawie
też bym cię raczej nie zostawiał. Mądra dama z ciebie, ale roztropna i
nierozsądna. Gryffindor... Może... Odważna, bystra, cięty język, ale i pomocna.
Waleczne serce. Chociaż u nich w dormitorium jest już przeludnienie.
Z
cierpliwością czekała na ostateczną decyzję, ale Tiara wciąż się zastanawiała.
-No nic zburzy się jakąś ścianę i się wciśniesz.
-GRYFFINDOR!
-Witam pod moją opieką- kobieta uśmiechnęła się.-
Ja zaprowadzę Kayę do Wieży Gryffindoru. Pamięta Pan chyba gdzie on
jest?-zwróciła się do starszego mężczyzny, a ten pokiwał głową.- Byłabym
niezmiernie wdzięczna gdyby wziął Pan tam Alexa*.
***
- Panno Evans- zawołała uczennicę Mcgonagall.- To
jest Kaya i będzie dzieliła z wami dormitorium.
Lily
zrobiła zaskoczoną minę, ale nie przerwała nauczycielce.
-Byłabym ci wdzięczna gdybyś pokazała jej szkołę
i opowiedziała trochę o niej.
-Oczywiście pani profesor- uśmiechnęła się
delikatnie.
Minerwa
zwróciła się do panny Solton:
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe
jeśli panna Evans cię oprowadzi.
- Nie no skąd- odpowiedziała i podrapała się po
głowie skrępowana.
- Dobrze dziewczynki zajrzę do was później-
odwróciła się i równym krokiem odeszła w stronę gabinetu dyrektora.
Kaya
zmierzyła „Evans” wzrokiem. Była to ładna dziewczyna o płomienistych włosach,
które momentami wchodziły w kasztanowy kolor. Miała wściekle zielone oczy,
które były niemal tak jaskrawe jak jej własne. Na jej podłużnej, niemal wolnej
od problemów skórnych malowało się mnóstwo piegów.
-Hej, jestem Lily- rudowłosa podała jej rękę i
uśmiechnęła się szeroko.
-Maya- odwzajemniła uścisk.
Brunetka
spojrzała na jej krawat i zapytała:
-Gryffindor?
-Hm...? A tak. Siódmy rok.
-No to będę dzieliła chyba z wami dormitorium.
-Naprawdę?- Lily uśmiechnęła się jeszcze
szerzej.-Świetnie! Chodźmy może najpierw do naszego Pokoju Wspólnego, pewnie
będą tam moi przyjaciele to ci ich przedstawię.
Pociągnęła
Solton lekko za ramię jako znak, żeby udała się za nią.
-Wiesz, że na początku tego roku szkolnego też
doszła do nas dziewczyna. Było by fajnie gdyby nam powiększyli dormitorium bo
jest nas już szóstka: Ja, Dorcas, Ala, Ann,ty i Miley. To właśnie ona do nas
doszła. Była moją najlepszą przyjaciółką gdy byłyśmy małe, ale się
przeprowadziła i takie bzdety, ale się spotkałyśmy na peronie, bo okazało się,
że jest czarodziejką o czym nie miałam pojęcia przez tyle lat. Wyobrażasz
sobie?- powiedziała jakby bardziej do siebie, ale twarz zwróciła w jej stronę.-
A i właśnie... Jestem mugolakiem. No wiesz córka mugoli, zero czarodziejskiej
krwi. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza. Większość gryfonów raczej nie ma
nic do mugolaków, ale...-urwała i niepewna ułożyła usta w dziobek.
-Skądże- Kaya zaśmiała się.- Sama nie mam
czystego pochodzenia. Mój dziadek był czystej krwi, ale reszta rodziny to stu
procentowi mugole, którzy rzadko wychylają nos poza telewizor, chyba, że podglądać
sąsiadów przez okno- zaśmiała się.
-W sumie cały czas nawijałam o sobie, a nawet nie
wiem kim jesteś.
-Jestem Kaya, mam leniwą rodzinę, brata
bliźniaka, który trafił do Ravenclawu... Uwielbiam „The Beatles” i „Gwiezdne
Wojny”...- Lily jej przerwała.
-Kocham cię-przytuliła z zaskoczenia
towarzyszkę.- Han Solo jest najlepszy co nie?
-Totalnie-zaśmiała się ponownie niebieskooka.
-Nigdy nie mogę z nikim o tym porozmawiać, bo moi
przyjaciele to raczej czysto krwiści czarodzieje, ewentualnie półkrwi. W każdym
razie nie wiedzą nawet co to telewizja, a muzyki słuchają tylko czarodziejskich
zespołów- po chwili zastanowienia dodała:
-Nie licząc Syriusza, ale on się skupia raczej na
ACDC i KISS. Nie to, żeby byli źli bo też są wspaniali.
Stanęły
przed portretem kobiety.
-Raz miesięcznie-odezwała się Lily.-Zmieniane
jest hasło. Musisz je podać Grubej Damie,-wskazała na portret- aby otworzyła
wejście. Za nią znajduje się nasz Pokój Wspólny i dormitoria. Złota
salamandra-zwróciła się do postaci w ramie.
-Któż to taki?-zapytała zdziwiona.-Wydaje mi się,
że nigdy cię wcześniej nie widziałam w Hogwarcie kochaniutka.
-Kaya Solton nowa gryfonka- przedstawiła się i
poprawiła spadającą z jej ramienia torbę.
-A to nowina! Niech tylko Violet się o tym dowie!
Muszę do niej natychmiast pójść-podniosła swoją dużą suknię z mnóstwem fal i
wstała, szykując się do wyjścia.
-Stój!-krzyknęła Evans.-Otwórz nam przejście.
-Już, już-przejście się otworzyło, a Dama
zniknęła.
Rudowłosa
weszła pierwsza, a za nią niepewnie nowa uczennica. Gdy Lily zauważyła
huncwotów natychmiast do nich pobiegła, uprzednio chwytając ramię brunetki.
James i Syriusz grali w Eksplodującego Durnia, a Remus czytał jakąś grubą
książkę.
-Chłopaki to jest Kaya i jest nowa. Kaya to jest
James Potter, Remus Lupin i Syriusz Black-wskazała po kolei na każdego z
chłopaków.-Gdzie jest Frank i Peter?-zapytała ich.
-Nie wiemy- Potter zmierzwił sobie włosy
podnosząc wzrok i uśmiechając się do nowej.-Cześć.
-Jesteś w Gryffindorze na siódmym roku?-zapytał
zdziwiony Remus, a pytana pokiwała głową.-No to będziecie miały przeludnienie w
dormitorium-zaśmiał się krótko.
-Nie będziemy-wtrąciła Lily.-Oddadzą nam wasze
duże-uśmiechnęła się wrednie, chociaż żartowała.
-Jeżeli znajdziecie je pod stertą śmieci to czemu
nie?- Łapa po raz pierwszy podniósł wzrok znad gry i spojrzał na nieznajomą.
Ułożył
usta w literę ”o” i podszedł do niej z nonszalancją.
-Syriusz Black-przedstawił się i złapał dłoń
brunetki z zamiarem pocałowania jej jak na dżentelmena przystało, ale ta ją
wyszarpnęła i dopiero gdy chłopak zaskoczony wyprostował się, podała mu rękę w
serdecznym uścisku.
Kaya Solton. Dziękuję, że raczyłeś przerwać grę i
zwrócić na mnie uwagę gdy zobaczyłeś mój wydatny biust-na jej twarzy wykwitł
sztuczny uśmiech.
Gryfon
patrzył na nią oszołomiony, ale po chwili przybrał swoją zwykłą, huncwocką
mimikę.
-Proszę bardzo. Zawsze jestem chętny pomóc
pięknym damom, szczególnie gdy ich piersi są większe niż mózg.
Niebieskooka
spojrzała na niego ze wściekłością w jadowicie błękitnych oczach.
-Jakbyś kiedyś zwrócił uwagę na profesora zamiast
na lafiryndę kręcącą tyłkiem przed nosem, wiedziałbyś, że nie chodzi o
wielkość, a pofałdowanie mózgu. Jednak jeżeli było by tak jak twierdzisz i od
wielkości zależy twoja mądrość. Ty byłbyś idiotą i przez to co masz w głowię i
spodniach- zmrużyła oczy.
Długowłosy
patrzył na nią oniemiały.
-Przykro mi, że tak myślisz złotko, ale brodaci
nauczyciele po pięćdziesiątce mnie nie pociągają-usiadł z powrotem obok
przyjaciela.
-Lily zapoznasz mnie z dziewczynami?-zapytała
rozzłoszczona nastolatka.
-Jasne. Powinny być w dormitorium.
Zaskoczona sytuacją Ruda, wzięła koleżankę pod
rękę, ale ta zatrzymała się jeszcze na chwilę i dodała:
-Miło było was poznać. No... Dwie trzecie z was.
Gdy
dziewczęta opuściły pomieszczenie odezwał się James:
-No, no Syriuszu...
-Milcz.-przerwał mu młody Black.
-Uważam, że jest fajna- poklepał go po ramieniu i
wyłożył zwycięsko kartę:
-DUREŃ!-krzyknął, a na przegranego wylała się
kleista maź.
***
Syriusz
wyszedł z łazienki w szortach do kolan i ręcznikiem, którym wycierał sobie
mokre włosy i resztkę mazi z uszu. Podszedł do swojego łóżka i zasłonił kotary,
uprzednio kładąc się na chłodnej pościeli. Założył sobie ramiona za głowę i zaczął
rozmyślać o sytuacji z przed godziny. Nowa gryfonka nie dość, że opierała się
urokowi Blacka to jeszcze była pyskata mimo, że wiedziała, że nikogo tam nie
zna. Była śmiała i drapieżna, nie mówiąc o tym jak piękna.
Był
z Dorcas i nie powinien myśleć tak o żadnej dziewczynie, ale musiał przyznać,
że Solton mocno go intrygowała. Od czasu gdy był z Meadows, z ich relacji
uleciała cała drapieżność, która tak pociągała go w jego dziewczynie. Nie była
jak reszta, która rozpływała się na jego widok. A teraz są jak para, która się
po prostu całuje na przywitanie.
Uwielbiał jak pomiędzy nimi była iskra ryzyka.
Prawda była taka, że z Łapy robił się pantofel. I to właśnie Meadows go z
Blacka robiła.
***
Lily
weszła do dormitorium siódmoklasistek i zachęciła ręką stojącą za nią
dziewczynę. Jej współlokatorki były obecne w pokoju. Dorcas i Ann przeglądały
wspólnie magazyn „Czarownica” co chwilę zaznaczając ciekawszą poradę, albo
ładniejsze ubranie. Alicja rysowała coś w rogu pergaminu, który w połowie
zapełniony był tekstem. Simon za to odrabiała zadania z eliksirów schowana za
stertą książek od tego właśnie przedmiotu.
-Dziewczyny...-zaszczebiotała Lily.- Mam dla was
niespodziankę.
Dziewczyny
jedynie mruknęły coś pod nosem. Po chwili odezwała się Meadows.
-Jeżeli nie jest to nowa sukienka, chłopak,
ciastka lub odpowiedzi na najnowszy sprawdzian z transmutacji to jestem średnio
zainteresowana- przewróciła stronę, nie podnosząc na nią wzroku.
-Dzięki-powiedziała z ironią i uśmiechnęła się
sztucznie.-Zawsze wiedziałam, że jesteś prawdziwą przyjaciółką.
Miedzianowłosa
rzuciła w nią poduszką. Gdy ta podniosła wzrok, posłała jej zdziwione
wspomnienie.
-Lily czemu jakaś dziewczyna stoi w naszym
dormitorium?
Reszta
od razu się zaciekawiła.
-To jest Kaya i od dziś z nami mieszka- Evans
poklepała towarzyszkę po plecach.- A to Dor, Ala, Miley i Annabeth- wskazała na
każdą po kolei.
-Lily...-zaczęła Lorence.-Annabeth? Jesteś na
mnie zła?-powiedziała z ironią.
Blondynka
zeskoczyła z łóżka i podbiegła do nowej.
-Jestem Ann!-krzyknęła i przytuliła
niespodziewającą się Mayę.
Zaskoczona oddała uścisk i upuściła torbę na
podłogę.
Blondynka
puściła ją i uśmiechnęła się szeroko, ale po chwili wyraz twarzy zniknął i
zamyśliła się:
-Mamy za małą sypialnię.-Spojrzała z udawanym
smutkiem na Evans.
-Tak Ann. Coś z tym zrobią.-Pogłaskała ją po
ramieniu.- Jak będziemy na kolacji pewnie wstawią tu twoje łóżko i
bagaż-zwróciła się do brunetki.
-Mogę zobaczyć?- spytała Stewart.
-Słucham?
-Torbę-wskazała na podłogę.
-Och, jasne...-Solton potarła głowę.
Ala
podniosła rzecz z podłogi i przyjrzała mu się siadając na łóżku. Po chwili na
miejsce obok niej wskoczyła Dor i przyglądały się materiałowi. Od góry ciągnęły
się namalowane pisakami wzory w stylu hipisowskim. Gdzieniegdzie były podpisy
różnych osób z dedykacjami, bądź drobnymi rysuneczkami. Uszy w kilku niższych
miejscach były pozwiązywane kolorowymi wstążeczkami w kształt kokardek.
-Jest śliczna-Miley uśmiechnęła się do Kayi.-Sama
ją robiłaś?- chwyciła z szafki paczkę Kociołkowych Piegusków i poczęstowała ją,
ale ta odmówiła.
-Jak miałam piętnaście lat bardzo zainteresowałam
się rysowaniem i stylem indiańskim. Cały czas chodziłam na kolorowo i mówiłam
jakieś motywujące rzeczy-zrobiła pauzę- częściowo związane z ochroną przyrody i
wegetarianizmem.
Ann
westchnęła.
-Zawsze tak chciałam- uśmiechnęła się z
rozmarzeniem i splotła nogi.-To takie... Amerykańskie.
Brunetka
zaśmiała się na to.
-Wystarczy, że będziesz jadła same warzywa
wychwalając zajączki i jelonki, nosząc spódnice w kwiaty, będziesz nosiła
okulary w okrągłych oprawkach i potargane włosy.
-O- Evans ułożyła usta w dziobek.- Czyli Potter
spełnia już dwa warunki- dziewczyny się zaśmiały.
-No, wiesz...-wtrąciła Dorcas.-Właściwie dwa i
pół bo jelenie wychwala non stop, ale musi przestać jeść mięso, wciśniemy go w
sukienkę i będzie cacy- uśmiechnęła się przebiegle, a dziewczyny zachichotały
ponownie.
-Właściwie gdzie się uczyłaś wcześniej?
-Chodziłam do Beauxbatons. A mój brat do
Durmstrangu.
-Starszy? Młodszy?-zapytała Alicja i wepchnęła
sobie ciastko do buzi.
-Bliźniak.
-Masz brata bliźniaka!?-krzyknęła całkowicie
rozemocjonowana Ann.
Blondynka
zeskoczyła z łóżka i z piskiem tupała w podłogę, przebierając stopami jakby
biegła sprintem w miejscu.
-Zawsze chciałam mieć brata bliźniaka-powaliła
się na puste łóżko obok.
-Też przeniósł się tu?-zapytała Meadows patrząc z
uśmiechem na wariującą na posłaniu przyjaciółkę.
-Jest w Ravenclawie.
-Jest przystojny?-wychyliła się Mil.
-Jest obrzydliwy... To mój brat.
-To chodźmy go poznać i się przekonajmy-Ann
klasnęła w dłonie i stanęła przy drzwiach.- No co?-zapytała na pytający wzrok
dziewczyn.-Zaraz kolacja.
Dziewczyny
się zgodziły i wstały ociężale. W Pokoju Wspólnym nie było chłopaków, więc
założyły, że wybrali się już do Wielkiej Sali.
Szły
na posiłek opowiadając o zamku nowej koleżance. Kaya z podziwem oglądała każdy
zakątek szkoły.
-Czemu chodziliście do różnych szkół?- zapytała
Meadows.
-Ja mieszkałam z mamą we Francji, a mój brat z
ojcem w Norwegii, więc poszliśmy do szkół, które były nam bliżej- wzruszyła
ramionami.
-Czemu mieszkaliście osobno?-drążyła Dorcas.
-Byliście jak postacie z filmów?-wtrąciła Ann
łapiąc Solton za rękę.-No wiesz... Rozdzieleni, nie mający o sobie pojęcia.
Każde z was miało połówkę medalionu i pewnego dnia się odnajdujecie!- krzyknęła
na jednym wdechu.
-Nie, coś ty- zaśmiała się.- Nasi rodzice się
rozwiedli, więc ja mieszkałam z mamą, a on z ojcem. Nie odwiedzaliśmy się
często, ale mama, która była czarownicą nas teleportowała.
-Czemu przenieśliście się do Hogwartu?-Simon
zadała nurtujące pytanie.
Kaya
zacisnęła wargi i spojrzała krótko w stronę mijanego okna.
-Nasi rodzice umarli. Oboje w odstępie miesiąca i
opiekę nad nami przejął wujek.
Każdej
z dziewczyn wyrwało się współczujące: „Przykro mi”.
-Nie potrzebnie.
Nagle
Lily złapała ją za ramię, aby przystanęła i wprowadziła ją do Wielkiej Sali. Z
gardła brunetki wyrwało się ciche westchnięcie.
-Jak tu pięknie...
Zachwycona
obserwowała sufit, wyglądający jak nocne niebo i setki świeczek zawieszonych
pod nim. Było pięć stołów. Cztery-uczniowskie ustawione poziomo do wejścia i
nauczycielski, który stał przed nimi.
-We Francji nie mieliśmy tak pięknej stołówki.
Była to po prostu Sala Jadalniana bez większych zdobień, ale zawsze nimfy
śpiewały nam serenady.
Gdy
usiadły do stołu przywitali się chłopcy.
-My się nie znamy...-zaczęła niebieskooka.-Kaya,
Gryffindor, siódmy rok.
Podała
rękę do Franka, a następnie do Pettigrew.
-Frank-uśmiechnął się.-A to Peter.
-Jest tu twój brat?-Ann szarpnęła jej ramieniem.
Brunetka
rozejrzała się po sali.
-Gdzie siedzą krukoni?
Blondynka
wskazała jej palcem.
-To ten brunet w środku. Chudy z lekkim loczkiem
na grzywce-po chwili dodała.-Siedzi pomiędzy blondynem i rudym.
-Który to...?
-To ten siedzący obok bukietu kwiatów?-spytała
Miley z podniesionym głosem.
Dziewczyna
potwierdziła.
-Słodki...-uśmiechnęła się z rozmarzeniem Dorcas,
a Syriusz trącił ją w bok.
-Chcę ci przypomnieć, że póki co masz chłopaka.
-Yhm... Pewnie-trąciła go dłonią w twarz, wciąż
patrząc na ucznia Ravenclawu.
Nagle
chłopak wyszedł z sali w towarzystwie kilku innych krukonów.
-Zaproś go później do nas- Lorence zwróciła się
do Kayi.
-Już lecę-otworzyła szeroko oczy i prychnęła z
ironią, nadziewając kurczaka na widelec.
-Oj, no weź-złapała ją za ramię i poszarpała ją
lekko.
-Może później...
-No, idź, idź, idź... Pójdziemy razem-pociągnęła
ją za rękę i odciągnęła od stołu, a ta zdążyła chwycić jeszcze kawałek kanapki.
***
Roześmiana
blondynka wpadła do Pokoju Wspólnego. Szła z zażenowaną Solton pod ramieniem i
jej bratem, uśmiechającym się za nim.
-Ann!-Meadows pomachała z kanapy.
Podeszli
do małej grupki. Ann usiadła na kolanach Dorcas ze śmiechem, a ta przewróciła
oczami i ją zepchnęła na podłodze. Dziewczyny rozwaliły się na kanapach, a
chłopcy zajęli fotele i podłogę.
Brązowowłosy stanął za sofą i
przedstawił się:
-Alex,
brat tej jędzy- powiedział wskazując na siostrę, po czym pocałował w dłoń
siedzącą najbliżej niego Miley oraz skinął do chłopaków głową.
James
spojrzał na niego nieprzychylnym wzrokiem, za to Evans patrzyła na niego z
otwartą buzią.
- Nazywasz się Alex Solton?- wyjąkała Simon. Gdy
ten pokiwał głową, szatynka rzuciła się, skacząc na niego przez oparcie kanapy.
Alex i Miley Kaya Alex |
*Jakby ktoś nie wiedział: o Alexie była króciutka,ale ważna
wzmianka. Odsyłam do pierwszego rozdziału.