Chłopak westchnął ciężko. Każdy jego milimetr bolał i
piekł żywym ogniem. Obrócił głowę w miarę możliwości i przyjrzał się
fragmentowi Sali, który był w zasięgu jego wzroku.
Białe zasłony, śnieżny sufit
i ściany, gdzieniegdzie ze zdartą farbą oraz poszarzałe kafelki p6mieniły się w świetle księżyca, które wpadało przez okno
z pomiędzy chmur. Wyróżniały się tylko narzuty w kolorze bladej zieleni. Na
metalowej szafce nocnej z drewnianymi półkami stał eliksir przeciwbólowy.
Remus wyciągnął rękę po malutką buteleczkę, ale od razu
skrzywił się z bólu. Pani Wainscott wyraźnie mu zakomunikowała, że w razie
czego ma po nią wołać, ale Lupin wolał nie wykorzystywać dobrego serca kobiety
i wybudzać jej ze snu.
Po dłuższej chwili zacisnął w dłoni lek i cierpliwie
przystawiał go do ust. Dwoma łykami wchłonął zawartość pojemniczka i poczuł jak
przyjemne ciepło rozlewa się po obolałym ciele.
Odetchnął głęboko pozbywając się częściowo niepożądanych
odczuć. Zamknął oczy, osuwając się głębiej pod kołdrę.
***
-Hej Mils… Co masz taki
zły humor?-zapytał Syriusz z zadziornym uśmiechem.
-Jest poniedziałek.
Jaki mam mieć humor?-warknęła.
-Ci…-James z
zamkniętymi oczami błądził palcem po jej twarzy usiłując ją uciszyć.-Daj mi
pożyć w błogiej nieświadomości, że jest sobota.
Simon po chwili strąciła jego dłoń i zalała miskę z
płatkami mlekiem.
- Remus dzisiaj będzie?
- Nie wiemy
wiewióreczko- odparł Syriusz ze sztucznym uśmiechem.
-Co mamy
pierwsze?-zapytała Dorcas.
-Dwie godziny
transmutacji- odpowiedział Łapa i cmoknął dziewczynę w nos.
Evans
parsknęła w sok, po czym odłożyła szklankę.
-Ja mam wróżbiarstwo-
odrzekł cicho Peter.
-Ja też-powiedziała Ann
i uśmiechnęła się lekko do chłopaka.- Możemy iść razem.
Chłopak pokiwał głową i mocno się zarumienił.
Syriusz widząc to prychnął i powiedział mu na ucho:
-Nie rób sobie nadziei
ona woli Lunia.
Obok nich Alicja żywo rozmawiała z Longbottomem
gestykulując rękoma.
- Frank naprawdę nie
wiem… Do świąt jeszcze dużo czasu… Moja mama…- opuściła dłonie.
- Porozmawiaj z nią.
Zapytam się rodziców może będzie mogła dołączyć, ale raczej na pewno.
- Proszę cię… Nie
będzie jej w domu- odpowiedziała od niechcenia.
Napotykając pytający wzrok chłopaka odparła:
- Płacą jej w pracy
podwójnie.
- Jak przyjedziesz nie
będziesz sama- złapał ją za rękę.
Ta
posłała mu smutny uśmiech i uścisnęła go mocno.
***
Klasa, w której odbywały się zajęcia eliksirów, leżała w
mrocznych lochach Hogwartu. Niewiele osób poza wychowankami Slytherinu
zagłębiała się w te obszary szkoły. Panowała tu straszna wilgoć, a w powietrzu
unosił się zapach stęchlizny.
Do Sali wszedł właśnie nauczyciel z grupką ubranych w
czarne szaty z domieszką zieleni lub czerwieni, uczniów.
Horacy Slughorn prowadzący funkcję nauczyciela eliksirów
oraz opiekuna ślizgonów nakazał uczniom usiąść na miejscach. Był on niskim
mężczyzną z wielkim brzuchem, który opinała jego tweedowa kamizelka. Miał
sympatyczne usposobienie, jednak nigdy nie ukrywał swojego uwielbienia do osób
czystej krwi oraz wyjątkowo zdolnych podopiecznych, którymi mógł chwalić się na
spotkaniach jego Klubu Ślimaka.
- Dzisiaj będziemy
przygotowywać eliksir spokoju- powiedział profesor Slughorn zapisując coś na
tablicy.- Macie tu wszystkie potrzebne składniki, a cały przepis na stronie 28
w podręczniku.
Widząc nieciekawe miny uczniów dodał:
-No już… Do roboty!- Klasnął
w dłonie i usiadł przy biurku.
-Stawiam galeona, że
Lily będzie najlepsza- odparła Dorcas odwracając się do chłopaków siedzących z
tyłu.
-Popieram- zgodził się
James uśmiechając się do Evans, która zaczęła przygotowywać wywar.
-Przyjmuję.-Syriusz
uśmiechnął się do niej zawadiacko.- Mimo wielkiej sympatii do ciebie Ruda
stawiam na Smarka..
Evans nie zwróciła jednak na nich uwagi.
-Żeby było po równo
jestem z Łapą- mruknął Remus.
-Ja jestem za Remusem-
mruknął Frank.- A ty?- zapytał się Ali.
- Ja- zaczęła.- Nie
popieram hazardu.
- Jaki hazard?- zapytał
Black.- To tylko niewinna gra w zakładziki.
- Bierzcie się do
roboty- mruknęła Evans i dmuchnęła na czoło, żeby grzywka nie wpadła jej do
oczu.
- Tylko nie zawal
Lilka. Postawiłam na ciebie- szepnęła do niej Meadows.
- Tia…
Lily przyjrzała się ponownie książce.
- Dodać sproszkowanego
pazura jaszczurki milezyjskiej i zamieszać trzy razy w lewo i dwa w prawo-
mruknęła do siebie i wykonała polecenia.
- Kończysz
już?-zwróciła się do niej czarnowłosa.
- A ty
zaczęłaś?-zapytała ironicznie, a jej koleżanka odwróciła głowę.
Po pół godzinie wszyscy dochodzili do końca. Kociołki
Lily i Severusa zawierały ciecz idealnie oddającą tą z podręcznika i dodanych
opisów. Ich eliksiry były jaskrawo zielone, miały gęstą konsystencję, a na
wierzchu unosiły się przezroczyste bąble, z których wydobywała się mleczna
para.
Nieopodal Syriusz z Jamesem obok ich turkusowych maź,
wrzucali ślizgonom przypadkowe składniki, gdy nikt nie patrzył. Remus spokojnie
dopracowywał swoją pracę jednak była ona lekko matowe, co sprawiło, że Frank
się naburmuszył, a z jego kociołka poleciał strumień niczym z gejzera zalewając
mu szatę. Siedząca obok niego Ala roześmiała się i wróciła do swojego
jasnożółtego eliksiru, który mógłby być wzorem dla liliowego płynu Dorcas.
- Z takimi wynikami
nigdy nie zostanę aurorem- opuściła głowę i odłożyła łyżkę na bok.
- Nie martw się…
Przecież zdałaś SUM-y na Powyżej Oczekiwań- próbowała ją pocieszyć rudowłosa,
po czym zdjęła swój kociołek z ognia.
Spojrzała na zawartość naczynia koleżanki i pokombinowała
chwilę przy nim.
- Więcej zrobić nie
umiem, ale przynajmniej zamiast Trolla masz szansę na Nędzny- uśmiechnęła się
do koleżanki i zerknęła krytycznie na zieloną, ale wciąż zbyt rzadki płyn.
- Dzięki –
odpowiedziała Dorcas i westchnęła muszę się w końcu tego nauczyć.
- Koniec
czasu!-krzyknął nauczyciel.- Odłóżcie łyżki na bok. Nie chciałem wcześniej nic
mówić, ale najlepszy eliksir zostanie nagrodzony dawką mojego własnego dzieła-
po klasie przeszedł jęk zawodu.- Tak, tak… było się starać, a nie tylko jak coś
można dostać.
-Panno Meadows…Ach…
Niech będzie zadowalający- oznajmił i odszedł dalej.
Dziewczyna uniosła ręce do nieba w geście podziękowania,
a jej koleżanka krzyknęła:
- Profesorze, a ja!?
- Zaraz Panno Evans.
Chwileczkę.
Po ocenieniu prawie wszystkich prac wyszedł na środek i
oznajmił:
- Najlepiej spisali się
oczywiście panna Evans i pan Snape, za co otrzymują oceny Wybitny i po 10
punktów dla swoich domów. Jednak eliksirem będą musieli się podzielić na pół,
ponieważ oba eliksiry były nienagannie przyrządzone.
Ślizgon podniósł rękę.
- Tak Severusie?
- Co właściwie
wygraliśmy?-zapytał uczeń.
- Um… Proszę żebyście
zostali po lekcji to wszystko wam wytłumaczę- uśmiechnął się ciepło.- A właściwie
przeleję już część do nowej fiolki, a wy wszyscy się już zbierajcie- powiedział
spoglądając na zegar.
Gdy wszyscy się spakowali i wyszli, zwycięzcy podeszli do
biurka profesora.
-Posłuchajcie…-
Wyciągnął z kieszeni dwa pojemniczki.- Dostaniecie ode mnie po 20 ml
Amortencji.
- A-ale ona jest
nielegalna…- zająknęła się rudowłosa.
-Tak wiem, dlatego
proszę was, abyście zostawili to w sekrecie-mrugnąłdo nich.- Chciałbym, abyście
jednak nie używali tego w sposób powszechnie znany.
-No to jak?- zapytał
chłopak.
-Nie wiem… Wysilcie się
inwencją. Do zobaczenia dzieci.
- Do widzenia-
odpowiedzieli.
Oboje opuścili klasę udając się do Pokoi Wspólnych.
***
Severus Snape obrócił w palcach fiolkę pełną mieniącego
się różnymi kolorami płynu. Odkorkował ostrożnie pojemniczek i powąchał
zawartość. Poczuł woń gazu wydobywającego się z palnika, na którym ważył
eliksiry; zapachu świeżych kwiatów i kwitnącego bzu, którym zawsze pachniała
Lily jak była mała, który rósł niedaleko placu zabaw i przychodzili wspólnie
podziwiać jego kwiaty…
Pamiętał jej zwiedzioną minę, gdy spadały ostatnie kwiaty
i szczęśliwe oczy jak drzewo znów zaczynało kwitnąć.
Zatkał pojemniczek korkiem łudząco podobnym do tego
taniego zamiennika, które pił jego ojciec na zmianę z wódką, na którą wydawał
ostatnie rodzinne oszczędności.
Odkąd jego matka zaszła w ciąże, odkładała drobne sumki,
aby syn mógł pójść do Hogwartu z chociażby używanymi rzeczami, ale tacy idioci
jak Potter oczywiście nie mogli mieć o tym pojęcia. On i cała jego zgraja. Z
bogatych rodów pochodził tylko on i Black, który, mimo iż wyrzekł się swojej
rodzinki nie dawno dostał spadek po zmarłym, zamożnym wuju. Pettigrew był
rozpieszczany może mniej okularnik, ale zawsze miał wszystkiego pod dostatkiem.
Lupin z kolei był najbardziej ludzkim z tej bandy. Pochodził, jako jedyny z
rodziny półkrwi i jemu też bieda dawała się we znaki.
Przypomniał sobie, że Evansówna zawsze w Hogsmeade knuje
sobie paczkę żelek z chmurek i blok czekoladowy, które starczają jej na cały
miesiąc. Pamiętał jak częstowała go przed egzaminami mówiąc, że zawsze, gdy się
stresuje, zjada kostkę lub dwie.
- A gdyby tak…-pomyślał
przyglądając się amortencji.
- Nie. Tak nie można-
powiedział twardo i wyszedł na błonia.
***
- Panno Evans!-
zawołała McGonagall za przechodzącą uczennicą.- Proszę za mną.
- Stało się coś pani
profesor?- zapytała dziewczyna.
- Tak- odparła i smutno
się uśmiechnęła.- Pójdziemy do dyrektora.
Rudowłosa rzuciła koleżankom pytające spojrzenie i udała
się za nauczycielką.
Szły chwilę w ciszy, pokonując korytarze i coraz
tokolejne kondygnacje schodów, a po dłuższej chwili dotarły do posągu chimery.
- Czekoladowe żaby-
powiedziała wicedyrektorka i przepuściła Lily przez otworzone właśnie
przejście.
Ponieważ gabinet znajdował się w wieży, miał on kształt
owalny, a na jego ścianach wisiały portrety poprzedników dyrektora. Tuż za
biurkiem znajdował się regał, na którym spoczywała Tiara Przydziału.
Dziewczyna wiele razy odwiedzała gabinet na spotkaniach
prefektów, ale zawsze ją zachwycał. Wszędzie było mnóstwo ksiąg i magicznych
przedmiotów, z których nie miała nigdy okazji skorzystać, międzyinnymi
myślodosiewnia i wiele srebrnych instrumentów, o których nigdynie miała
przyjemności się czegioś dowiedzieć. Obok wejścia znajdywał się złoty drążek,na
którym często siadywał, teraz nieobecny Faweks- przepiękny feniks.
- Zapewne zastanawiasz
czemu cię tu wezwałem Lily.
Ta nieśmiało pokiwała głową.
- Widzisz… Mam okropne
wieści. Śmierciożercy… Wczorajszej nocy napadli na twój dom- wciągnął
powietrze.
Nastolatce łzy stanęły w oczach i zaczęła szybko kręcić
głową na boki.
- Twojej siostry nie
było w domu, ale twoi rodzice…
Po policzkach Evansównypopłynął strumień łez.
-Nie. Nie. Nie…- ukryła
twarz w dłoniach.
- Tak mi przykro-
powiedział ze smutkiem w jegozwykle skrzących oczach.
Minerwa położyła jej ręke na ramieniu w geście dodnia
otuchy.
Zielonooka pociągnęła nosem i zapytała
-Mogę już iść?
-Tak. Tylko…- wyciągnął
kopertę z kieszeni szaty.-Pani siostra napisała list. I oczywiście gdyby
chciała pani opuścić Hogwart w celu udania się na pogrzeb lub chociażby
wsparcia rodziny proszę mnie powiadomić.
-Dobrze. Do widzenia.-
Wytarła twarz rękawem.
-Do widzenia. I… Niech
się Pani nie martwi- posłał jej pokrzepiający uśmiech, ale ona z trudem oddał
grymas bólu i wyszła.
Udała się w jeden z opuszczonych korytarzy i powoli
osunęła się po ścianie, a z jej piersi wyrwał się głośny szloch. Trzęsącymi się
dłońmi otworzyła pożółkłą kopertę.
Droga
Lily!
Nawet nie wiesz z jakim bólem piszę
ten list. Wczoraj nocowałam u koleżanki co okazało się najlepszym wyborem w
moim życiu.
Poprzedniego
wieczoru na nasz dom napadli ci twoi Śmierciopożeracze czy jak im tam. Wiem to,
ponieważ policjanci ustalili, że nie było żadnych obrażeń, a na zgon przez
zawał lub uduszenie też nic nie wskazywało.
Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym
co się stało. Zamieszkam u dziadków ze strony taty. Jak wiesz jestem zaręczona
z Vernonem Dursleyem, więc chcemy przyspieszyć ślub, jednak jeszcze nie znamy
dokładnej daty. Ustaliłam z babcią i dziadkiem, że dom sprzedamy, a pieniędzmi
podzielimy się na pół, jednak potrzebuję twojej zgody.
Wywieźliśmy
też twoje rzeczy. Meble stoją w piwnicy, a te bibeloty w kartonach w twojej
sypialni w ich domu.
Pogrzeb
odbędzie się 04.10 o godzinie 13 zbieramy się w kościele. Poproś tego swojego
dyrektora, żeby cię puścił. To naprawdę ważne i szczerze to naprawdę
chciałabym, żebyś przyszła za względu na rodziców.
Petunia
Kartka wyrwana była z jakiegoś zeszytu, a jej siostra gdy
pisała list musiała być roztrzęsiona. Był cały mokry od łez obu dziewcząt.
Lily rozpłakała się na dobre.
Nie obchodziło ją to, że ktoś może przejść obok niej.
Straciła najbliższych jej serculudzi i to zupełnie nagle. Chciałaby, żeby
McGonagall wraz z Dumbledorem wyskoczyi zza rogu krzycząc: „To tylko żart”, ale nie… Codziennie posyłała smutne spojrzenia
innym dzieciom w Wielkiej Sali, które brutalnie przy śniadaniu dowiadywały się
o śmierci bliskiego. Jej przynajmniej pozwolili zachować minimum godności i nie
rozpaczać przy wszystkich.
W głowie wciąż miała uśmiech jej mamy, do której była tak
podobna. Zapach jej ciast i łez, gdy żegnała ją na peronie. Nie sądziła, że
będzie to ostatnie, co zobaczy na jej twarzy. Smutek mieszany z dumą.
Błysk w oku ojca, gdy opowiadała mu o magii i wyjaśniała
zasady gry w quiditcha. Jego zafascynowanie, kiedy w wakacje pokazała mu po raz
pierwszy, czego się uczy w Hogwarcie. Zapach fajki, którą palił w salonie
oglądając mecz piłki nożnej.
Już nigdy nie poczuje ich ramion na barkach i karcącego
spojrzenie, jak zrobi cos nieodpowiedniego.
Pomyślała o swoim ślubie. Zawsze myślała, że spotka tego
jedynego, a ojciec poprowadzi ją do ołtarza, a następnie zasiądzie w pierwszym
rzędzie wraz z płaczącą matką. Bez nich nie będzie już tak idealnie.
Odchyliła głowę do tyłu. I ponownie otarła twarz.
- Lily?- dotarło do jej
uszu.
Obróciła twarz w kierunek, z której wydobył się głos.
Zobaczyła wysokiego chłopaka, ale ciecz zatrzymana na rzęsach zamazywała jej
obraz.
- Wszystko w porządku?-
po głosie rozpoznała Jamesa.
Mrugnęła
kilkakrotnie i zobaczyła jego zmartwioną twarz
- Moi rodzice… Oni-
załkała ponownie.
- Tak mi przykro. Boże…
Lily…- starł z jej czerwonego policzka kolejne łzy.-Chodź wezmę cię do
dormitorium i może… Dam Ci coś na uspokojenie.- Chwycił jej drobną dłoń, ale
ona pociągnęła go lekko do siebie.
- Nie…Zostań.
Proszę…-wyszeptała.
Czarnowłosy usiadł obok niej. Przełożył jej nogi nad
swoimi i niepewnie ją objął. Ta natychmiast wtuliła się w jego pierś. Co chwilę
trzęsła się próbując uspokoić oddech. Rogacz cierpliwie głaskał ją po
miedzianych włosach i szeptał słowa otuchy. Czuł, że jego koszula robiła się
coraz bardziej mokra.
- J-james…- zaczęła
podnosząc wzrok na niego.
- Tak?
- Chodźmy już-
poprosiła.
- Dobrze. Dasz radę iść?-
zapytał z troską.
- T-tak.
Delikatnie zsunął ją z siebie i pomógł jej wstać. Całą
drogę wtulała się w niego próbując się ostatecznie uspokoić.
- Czy możesz im
ewentualnie powiedzieć? Ja się położę…
- Dobrze- uśmiechnął
się do niej smutno.
Tuż przed schodami prowadzącymi do portretu Grubej Damy
zatrzymała się gwałtownie.
- Dziękuję ci. Bardzo-
wyszeptała odgarniając polepione wodą włosy z twarzy.
- Niema sprawy- chwycił
ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy.- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie
liczyć.
Evans mocno i gwałtownie go przytuliła, kładąc swoje
dłonie na jego karku. Głaskał ją po plecach, a po kilku minutach wyplątała się
z jego objęć i ścisnęła go za dłoń w geście ostatecznego podziękowania.
Odwróciła się i pomaszerowała w stronę Pokoju Wspólnego.
- Fulurcja-
wypowiedziała w stronę portretu.
Na kanapach siedzieli jej przyjaciele.
- Tu jesteś!
- Martwiliśmy się!
- James poszedł, ale
długo go nie było, a wziął mapę…
Uciszyła ich gestem dłoni i udała się w stronę
dormitorium.
Zaraz potem wszedł Potter.
- Co się stało?-
zapytała Dorcas.
- Zostawcie ją na
chwilę w spokoju. Mam złe wieści…- powiedział i zapatrzył się na schody,
którymi udała się Lily.