Młoda dziewczyna siedziała na parapecie pustego dormitorium podziwiając
krajobraz zza okna. Nie cieszyła się jednak na widok spokojnie powiewających
liści drzew, latających ptaków, cieszących się ostatnimi powiewami jesieni ze
względu na zimne wiatry. Nie mogła skupić wzroku na niczym oprócz boiska.
Boiska, na którym doszło do pamiętnego wypadku. James Potter od sześciu dni
leży nieprzytomny w skrzydle szpitalnym, a ona nie mogła zrobić nic co
pomogłoby mu wyzdrowieć, albo chociaż wybudzić go ze śpiączki. Przez cały ten
czas wybudził się tylko raz i gdy pielęgniarka go przebadała natychmiast podała
mu eliksir słodkiego snu. Odgarnęła niesforne kosmyki niegdyś płomiennych
włosów wystających z warkocza, które aktualnie przybrały matowo-rudy kolor. Głośno
westchnęła i oparła zbolałą od natłoku myśli głowę o zimną ścianę.
Podciągnęła kolana mocniej do siebie i pociągnęła nosem. Wszyscy mocno
przeżywali wypadek Rogacza, ale najmocniej wpłynęło to na Syriusza i Lily.
Wyglądali jak cienie ludzi. Wiedzieli, że Black i Potter to nierozłączni
towarzysze i mimo, że każdy z huncwotów był zżyty z resztą to oni właśnie mieli
tytuł braci. Chłopak już od dawna szykował zemstę na Regulusie. Jedynie
przyjaciele i ich zdrowy rozsądek odciągał go od wprowadzenia jej w życie.
***
- Hej chłopie
trzymasz się jakoś?- zagadał Frank do Syriusza, który właśnie przegonił grupkę
piątoklasistek w Pokoju Wspólnym.
***
Regulus
Black stał pod drzewem i palił papierosa. Dym napływał mu do płuc dając
krótkotrwałe ukojenie. Cała jego złość skupiona była na jednym chłopaku-
Jamesie Potterze. Nie zastanawiał się nawet czemu. On to po prostu wiedział. Po
pierwsze mecz. Nie dość, że do odrobienia ma dwa miesiące szlabanów to jeszcze
teraz wszyscy nad nim łażą i mu współczują… Nawet ta szlama Evans… Przecież
równie dobrze mógłby dostać tłuczkiem… No i jeszcze Syriusz…
- Znaczy zdrajca- dodał w myślach.
Całe życie oprócz Andromedy nie miał żadnej bliskiej kuzynki ani kuzyna, którzy
nie byliby „ nie przesiąknięci” złem od najmłodszych lat. Tylko on choć nigdy
nie dzielił poglądów na temat czystości krwi ze swoim bratem i brakło mu odwagi
by pomóc mu przy rodzicach. Mimo to czasem gdy w jakiś sposób go popierał, a
starszy Black po kłótni z rodzicami zamykał się na całe dnie w pokoju,
przynosił mu coś do jedzenia, ale zawsze robił to w tajemnicy przed Walburgią i
Orionem, żeby nie stracić w ich oczach.
Jednak za każdym wyjazdem do Hogwartu on i Potter byli coraz bliżej siebie
zapominał o nim, aż w końcu… Aż w końcu to jemu Syriusz przyznał tytuł „
brata”. Nie dziwił się mu… Kiedy chłopak opuszczał dom ten tylko stał bojąc się
zabrać głos. Pomimo tego bolało… Bolało, że był inny. Że był „fajny”. Regulus
był tylko popychadłem. Zawsze popychadłem… Byli mniej ważni od niego, na
przykład taki sobie Snape. Jednak to jego brat dostał wszystko… Wygląd, którego
jemu wszystko też nie brakowało, charakter, popularność, talent…
Zdenerwowany kierunkiem rozmyślań rzucił niedopałek papierosa na ziemię i
przydeptał butem. Podszedł jeszcze do jeziora i rzucił swojemu rozmytemu
odbiciu huncwocki uśmiech niczym swojego brata, ale wyszedł mu tylko grymas.
-Kolejna rzecz, którą
tylko on umie- prychnął i odszedł.
***
-
Syriusz nie najlepiej znosi wypadek Jamesa- odezwał się Remus siedząc wieczorem
na kanapie w Pokoju Wspólnym.
-
Lily też…- zaczęła Miley.- Wszyscy się o niego martwimy, ale ta dwójka wygląda
jak cienie ludzi.
-
Każdą wolną chwilę przy nim siedzą tylko zmieniając się nawzajem- zauważyła
Dorcas.
-
Zaproponowałem Blackowi, żebyśmy za trzy dni poszli do Hogsmeade, ale on tylko
coś odwarknął i odszedł- westchnął głęboko Frank.- Myślicie, że Evans podoba
się Potter?- spytał zupełnie od czapy.
-
Czemu akurat teraz o tym wspominasz?- zadała mu pytanie zdziwiona Dorcas.
-
No… Ona jakby najbardziej się tym przejęła, a jeszcze nie dawno pałała do niego
tylko nienawiścią.
-
Czy ja wiem chyba by nam powiedziała?- pomyślała na głos Alicja.
Przez całą rozmowę słowem nie odezwała się tylko Ann oraz Peter, który jak
zwykle zajadał fasolki.
-
A ty co sądzisz Ann? Lorence!- krzyknęła zdenerwowana Meadows gdy nie doczekała
się żadnej reakcji ze strony przyjaciółki.
-
C-co?
-
Słuchasz mnie?- spytała nachylając się nad nią.
-
Nie, mówiłaś coś…?- widząc karcący wzrok dziewczyny dodałam.- Przepraszam…
-
Pytałam co sądzisz o relacji Evans Potter.
-
No… Nie wiem… Przejęła się jak my wszyscy.
Podkuliła nogi w fotelu i odwróciła
się w stronę kominka. Ciepło ognia ogrzewało jej rumianą twarz. Uśmiechnęła się
z rozkoszy. Uwielbiała ciepło. Jak na ironię urodziła się w zimę. Słyszała
głosy rozmawiających przyjaciół, ale nie zwróciła na nich większej uwagi. Wciąż
miała wyrzuty sumienia po przeczytaniu pamiętnika Lily. Nie chciała mówić o tym
dziewczynom, a tym bardziej chłopakom.
-
Może zaczęła coś do niego czuć?- dotarł do jej uszu głos Alicji.
-
Wydaje mi się, że to możliwe. Ostatnio źle się czuła w jego towarzystwie. Tak…
nieśmiało…-przypomniała sobie Simon.
-
Dziewczyny dajcie spokój…- westchnęła zmęczona Lorence.- Na razie mamy dość
problemów z Jamesem.
-
Tak chyba masz rację…- Remus wstał z kanapy.- Jutro wszyscy go odwiedzimy.
Dobranoc.
-
Dobranoc- odpowiedzieli mu.
***
-
Dzień Dobry- powiedział Remus siadając obok Lily w Wielkiej Sali.
-
Dla kogo dobry dla tego dobry- odpowiedziała mu dziewczyna biorąc łyk herbaty.
-
Czemu jesteś taka ponura?- spytał ze zmartwieniem na twarzy.
-
Ty nie jesteś? Twój najlepszy przyjaciel leży nieprzytomny w szpitalu- odparła obojętnie.
-
Byliśmy u niego przed chwilą-westchnął cicho.
-
Czemu mnie nie zawołaliście?- zapytała.
-
Spałaś. Ostatnio byłaś bardzo zmęczona-
powiedział.
-
Przepraszam, że się martwię…- mruknęła i zmarszczyła brwi.
-
Nikt się na ciebie nie gniewa Lily…
-
A gdzie reszta?
-
Zaraz pewnie wróci- odpowiedział wciąż jej się przyglądając. Była bardzo blada
i miała sińce pod oczami. Jej włosy były porozrzucane, a nie ładnie ułożone jak
zwykle. W oczach nie było tych niebezpiecznych ogników, które zawsze jej
towarzyszyły. Próbowała wziąć sobie tost, ale chłopak szybko chwycił ją za dłoń.-
Jesteś bardzo zimna.
-
Chłodno tu.
-
Może się przeziębiłaś?
-
Nie sądzę… O patrz!- kiwnęła głową na wejście, którym weszli ich przyjaciele.-
Przyszli. Pójdę na chwilę do Jamesa- wyszarpnęła mu lekko dłoń, posłała miły
uśmiech i skierowała się ku wyjściu.
***
Weszła cicho do skrzydła szpitalnego i
rozejrzała się po pomieszczeniu. W rogu stała pielęgniarka i opiekowała się
jakimś chłopcem w rogu, który zaczął wymiotować ślimakami. Mimowolnie skrzywiła
się. Zauważyła, że pani Wainscott pokazała jej by zaczekała aż podejdzie, ale
ona cicho odpowiedziała:
-
Tylko na chwilkę.
-
Do pana Pottera?- widząc jak dziewczyna kiwa głową głośno westchnęła, ale w końcu
odparła- Jak ma wyzdrowieć gdy ciągle ktoś tu przyłazi? No dobrze, ale szybko-
gdy wróciła do badanie pacjenta, rudowłosa wślizgnęła się za zasłonki
oddzielające chłopaka od reszty.
Usiadła na krześle stojącym przy jego
posłaniu i dokładnie go obejrzała. Wyglądał jeszcze gorzej niż ona. Jego włosy
miały matowy, wręcz szarawy odcień. Strasznie zbladł mimo kropli potu powoli
spływających z jego czoła przez walkę z organizmem. Pani Wainscott z pewnością
podała mu dużo eliksirów na zrośniecie kości i tego typu sprawy.
Odgarnęła ciemne kosmyki z jego twarzy
i zobaczyła długą bliznę tuż przy czuprynie.
- Przynajmniej nie
będzie jej widać-
pomyślała.
Pogładziła delikatnie jego twarz. Mimo
tego jak wyglądał jego skóra wręcz parzyła. Chwyciła jego dłoń i mocno ją
ścisnęła próbując dodać mu siły. Przybliżyła się do niego i w oczach zabłysły
jej łzy. Przybliżyła swoją twarz do jego i lekko pocałowała jego zimne, wręcz
martwe usta. Odsunęła się i oblizała nerwowo wargi. Powoli wstała i gdy
rozsunęła zasłonki zamarła słysząc jedno słowo. Wypowiedziane przez tę jedną
osobę:
-
Lily…