Lato 1997 było wyjątkowo ciepłe i słoneczne jak na deszczową Anglię. Dziewczynę obudziły promienie słońca prześwitujące
przez cienkie, białe firanki. Otworzyła oczy przypominające szmaragdy i
przetarła je, przyzwyczajając do światła. Odgarnęła z twarzy potargane,
rude włosy i odruchowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Zaskoczona poskoczyła na łóżku. Z parapetu,
swoimi ogromnymi, czarnymi ślepiami, patrzył na nią nastroszony puchacz. Zgarnęła cienką kołdrę na bok i odezwała się:
- Męczy cię od
rana?- zapytała zwierzę podnosząc się z posłania.
Podeszła powoli do sowy i pogłaskała ją po główce.
Był to Heros- pupil Jamesa Pottera. Lily odwiązała list od
jego nóżki i podała mu smakołyk w nagrodę za wykonaną pracę.
Rozerwała maleńką kopertę i ostrożnie wyjęła
liścik.
" Sam nie wiem co mam powiedzieć,
Czy jesteś mą
różą, płomienną jak twe włosy,
Czy może lilią
delikatną jak twa skóra.
Gdy cię widzę
serce mi mięknie,
Pragnę oddać Ci
cały mój świat "
Dziewczyna
prychnęła.
-Nie licząc rymów
poniżej wszelkiej krytyki, co to jest?- zapytała samą siebie, ale uśmiechnęła
się delikatnie.
Chwyciła zeszyt
leżący na szafce nocnej i zaczęła w nim pisać.
" Już sama nie wiem co robić... Z jednej strony nie cierpię Pottera, a z drugiej czuję od niego… bijące ciepło? Sama nie wiem... Od piątej klasy ugania się za mną z tym " Evans umówisz się ze mną ", a ja ostatnio chcę mu powiedzieć TAK, chodź zawsze mówię mu NIE. Po akcji po sumach znienawidziłam go jeszcze bardziej, ale w szóstej chyba coś uległo zmianie. Zaczął pomagać innym i przestał się znęcać nad pierwszakami i Smarkerusem (owszem, odkąd nazwał mnie szlamą, nie jestem w stanie mówić na niego jak kiedyś). Po prostu dojrzał. Oczywiście nadal mu się to jeszcze zdarzało, że zapytał się mnie o randkę, ale ja kilka razy przyłapałam się na tym, że zastanawiałam się nad odpowiedzią. Właściwie to jeżeli nadal będzie się tak dobrze zachowywać to mogłabym zgodzić się na spotkanie..."
Siedemnastolatka zamknęła brulion i zerknęła na miedzianą klatkę na biurku. Zamiast sowy Rogacza, siedziała tam jej własna- Hewia.
- Pewnie wróciła z
nocnego polowania- pomyślała i napełniła miseczkę śpiącej sówki wodą.
- Lily! Zejdź na
dół!-zawołała jej matka z dołu.
Evans chwyciła leżące na krześle, czarne spodnie i
założyła je prędko. Nadal będąc w koszulce od piżamy, zbiegła po chodach.
Weszła do jasnego pomieszczenia z okrągłym stołem i krzesłami po środku i
rzędem wiszących szafek na ścianach.
-Jesteś już
spakowana?-zapytała jej mama.
Była
to niska kobieta o głęboko brązowych oczach. Związała kasztanowe włosy
wpadające w rudy, które sięgały pasa. Miała zaokrągloną sylwetkę, jednak
postrzegana była jako szczupła. Jej usta były pełne, a na twarzy miała pełno
piegów, podobnie jak jej młodsza córka. Stała przy kuchence i smażyła
naleśniki.
-Mary, proszę
cię... Pewnie spakowała się już tydzień temu- Mark Evans mrugnął do córki.
Był już siwiejącym mężczyzną, który
nadal miał dużo wigoru. Lily przewróciła oczami. Wyjęła z wiszącej komody talerz
i postawiła go na blacie.
-Za półtorej
godziny wyjeżdżamy- Mary zrzuciła placek z patelni.
-Yhm-przytaknęła
nastolatka i pogrążyła się we własnych myślach.
***
O wpół do dziesiątej udała się z rodzicami na dworzec King's Cross. Gdy zamierzała przejść przez barierkę oddzielającą peron 9 i 10, mama położyła jej dłoń na ramieniu i posłała ciepły uśmiech, który potrafił wyrazić więcej niż tysiąc jakichkolwiek słów.
- Będę tęsknić
mamo…- powiedziała widząc, że Mary się rozkleja.
- Ja też…-
pocałowała ją w czoło i pociągnęła nosem ocierając wolną ręką drobne łzy.
- Przecież to już
ostatni rok… Niedługo wrócę…- pocieszyła rodzicielkę młodsza Evans.
- Wiem skarbie,
ale zdajesz sobie sprawę, że teraz tamten- wskazała na przejście na peron 9 i
3/4- świat jest twoim. Znajdziesz jakiegoś przystojnego czarodzieja i opuścisz
nas… Podejmiesz jakąś magiczną pracę i zapomnisz o nas…- spojrzała w jej
szmaragdowe oczy, identyczne jak te męża, w których jeszcze tak niedawno się
zakochała.
- Daj spokój mamo…
Za każdym razem mówisz to samo i za każdym razem muszę cię wyprowadzać z błędu.
- Tak wiem…-
spojrzała na nią czułym wzrokiem. – Leć już przyjaciele pewnie czekają.-
przytuliła po raz ostatni córkę i popchnęła ją słabo w stronę magicznego
„portalu”. Pomachała jej po raz ostatni widząc dorosłą kobietę zamiast tej
małej „marcheweczki”, którą tak niedawno była.
***
Evansówna znalazła się na terenie, z którego co rok odjeżdża jej ukochany pociąg-Express Hogwart. Spojrzała na krwistoczerwoną machinę, z której zaczynały buchać kłębki dymu. Przez okna z łatwością dostrzegła przedziały wypełnione roześmianymi uczniami. Położyła na kufrze klatkę z sową i zaczęła rozglądać się za znajomą twarzą.
- Hej Lily-
powiedział James podchodząc do niej z Syriuszem i jakąś dziewczyną, gdy ją
zauważył.
Obaj chłopcy stanęli przed nią w
luźnej, z lekka lekceważącej pozie i przybrali wyćwiczone już uśmiechy.
Zaintrygowana
spojrzała na towarzyszkę chłopców. Trudno było dostrzec jej twarz spod kaskady
jasnobrązowych włosów. Kiedy przyjrzała jej się lepiej nie mogła wyjść z
omamienia.
- To Miley-
powiedział i wskazał na nią.-Moja dziewczyna. Będzie chodziła z nami na rok do
Hogwartu.
Nieznajoma
dziewczyna spojrzała na nowo przybyłą z nieukrywaną ciekawością. Po chwili
uśmiechnęła się nieznacznie.
-Lily
Evans?-zapytała ze zdziwieniem na twarzy.
-Miley Simon?- miedzianowłosa
rzuciła się jej na szyję.-Ile to czasu?! Gdzie się podziewałaś?-złapała ją za
ramiona i obserwowała z ciekawością.
- Wy się znacie?-
zapytał oszołomiony James i podrapał się po głowie.
- Yyyy... No
tak...- odpowiedziała brązowooka jakby to była najbardziej oczywista rzecz na
świecie.
- Możecie jaśniej?
Bo Rogacz coś nie komunikuje…- spytał Syriusz zaśmiewając się z miny
przyjaciela i usiadł na kufrze obserwując całą sytuację.
- Zanim się
przeprowadziłam niedaleko was, mieszkałam w Stanach, ale jeszcze wcześniej
byłam sąsiadką Lily.
- Kiedyś byłyśmy
najlepszymi przyjaciółkami. Miałyśmy jeszcze Alexa, którego traktowałyśmy jak
brata. Ale on... Wyjechał gdzieś do Skandynawii...- kontynuowała za nią Evans.
- Musiałam się
przenieść, ponieważ moja mama dostała tam pracę, ale teraz znowu pracuje w
Anglii - odparła z uśmiechem Miley.
- Nie rozumiem
tylko, dlaczego nie powiedziałaś mi, że przyjeżdżasz?- zapytała i poprawiła
lnianą torbę na ramieniu.
- Gdy rozmawiałam
z dyrektorem Hogwartu powiedział mi, że się tu uczysz. Chciałam ci zrobić
niespodziankę.
-Musimy już iść
zająć przedział. Jeśli jakiś będzie...- westchnęła Ruda i poprawiła luźno
związaną bluzę na biodrach. Spojrzała po raz ostatni na londyński peron i
wsiadła do pociągu. – Chociaż moje współlokatorki na pewno już coś zajęły-
powiedziałam i pociągnęłam ją w stronę pociągu.
- Cześć!- krzyknęła Lily wchodząc do przedziału zajmowanego przez jej koleżanki.
Na całej długości
fotelów leżała uśmiechnięta Dorcas Meadows. Piękna brunetka o ciepłych,
brązowych oczach, za którą oglądało się męskie pół Hogwartu. Była zawsze pełna
energii, co robiło z niej wspaniałą przyjaciółkę.
Po lewej stronie
natomiast siedziała szatynka z włosami do pasa- Ala Stewart z błękitnym jak
ocean oczami. Zawsze miła nastolatka, która od 5 klasy umawiała się z Frankiem
Longbottomem. Miejsce obok niej zajmowała Ann Lorence. Blondynka z szarymi
niczym burzowe chmury oczyma.
Każda z nich była
całkowicie inna pod względem wyglądu jak i charakteru, co wyróżniało je i
umacniało ich przyjaźń.
Zobaczyła, że
czarnowłosa podnosi się z miejsca by po chwili obie tkwiły w uścisku.
- Hej Lily. Wiesz,
że nawet tęskniłam?- zapytała Dor i zrobiła miejsce dla reszty.
-Jak zawsze
milutkie powitanie- odparła z ironią Evans i cmoknęła w powietrzu.
Gdy przywitała się
z każdą, przesunęła się trochę w bok i wypchnęła towarzyszkę do przodu.
- Hej, a ty
to...?- urwała Meadows.
- Dor, Ann, Alicja
to jest Miley. Miley to Dorcas, Ann i Ala - szybko je sobie przedstawiła i
patrzyła jak Simon macha im na powitanie.
***
- No i co Łapo?! –
zapytał James z podniesionym głosem.
Nie był
wściekły, czy coś w tym rodzaju. Rogacz był szczerze zawiedziony.
- To nie moja wina
James!- bronił się chłopak.- To ty wykorzystujesz Miley, aby Ruda była
zazdrosna!- wrzasnął Syriusz po czym usiadł i zaczął gapić się w okno.
- Masz rację...
Sorry- opadł na fotel i zerknął na widoki za szybą jak kolega.
- Myślałem, że to
dobry plan…-powiedział w końcu Black.
Mijali właśnie pola, za którymi ciągnęła się długa
rzeka.
- James... Powiedz
mi… Co czujesz do obu dziewczyn?- Remus oparł łokcie na kolanach, a dłonie
splótł jak koszyczek, kładąc na nim swą pełną drobnych blizn twarz. Jego słowa
połączone z postawą, sprawiły, że reszta wybuchła śmiechem.
- Luniek, a co ty
psycholog? - zapytał Black wciąż się zaśmiewając.
- Wolę być
psychologiem niż tak jak wy potrzebować psychiatry. Teraz tak na poważnie.
Rogacz co czujesz do każdej z nich?
- Dobra wiem, że
tego nie pochwalisz, ale Miley mi pomaga wzbudzić zazdrość w Evans i udaje moją
dziewczynę- powiedział prędko i schował dłonie pomiędzy kolana.
Widząc jak
Remus mruży oczy i się przysępia, dodał:
-No zrozum, każdy
ma kogoś. Syriusz ma Dorcas, ty kręcisz z Ann, Longbottom chodzi z
naszą Alką, nawet Peter ma...czekoladę...
Jako, że
mina Remusa się nie zmieniała, Łapa krzyknął:
- To teraz...
Eksplodujący Dureń!!!
Wszyscy się
zaśmiali i usiedli do wspólnej gry.
- A wiecie, że na
święta rodzice obiecali mi nowego Nimbusa1957?-zapytał ni z tego ni z owego
Rogacz.
- Gadasz o tym na
okrągło, więc tak. Wiemy stary-odparł Remus.
***
Rudowłosa patrzyła
jak dziewczyny zapoznają się z Miley. Zależało jej, żeby wszyscy
utrzymywali dobre stosunki. Najbardziej sceptyczna okazała się być Dorcas,
która miała okazję zawieść się na ludziach wielokrotnie. Wolała po prostu
utrzymywać dobre stosunki i nie angażować się zbytnio w nowe znajomości.
Nagle coś do niej
dotarło.
Co jeśli
Simon nie trafi do Gryffindoru?
Czy będziemy
w tak dobrych kontaktach?
Czy nadal
będzie z Jamesem?
Przy ostatnim
pytaniu uświadomiła sobie coś jeszcze.
-Jeżeli James
umawia się z dziewczyną już od początku wakacji, dlaczego wysłał mi rano
wiersz...? Czy możliwe jest, że to coś w stylu próby zazdrości? Co jeśli
skrzywdzi Miley? Ale po co miałby to robić...?-pomyślała i spojrzała w prędko
zmieniający się obraz za szybą.
Za oknem rozciągał się piękny widok. Pola pełne
snopków ze ściętym zbożem i długa rzeka za nimi, otoczona młodymi wzrastającymi
brzózkami.
- Po co...-
szepnęła.
- Co po co? -
zapytała Miley.
-Ja... myślałam...
Po co są skrzaty w Hogwarcie. Czarodzieje mogą wypełnić wszystkie ich obowiązki
paroma machnięciami różdżki- powiedziała z zastanowieniem.
- Albo Filchem-
wtrąciła Meadows wykładając kartę na stolik.
W sumie co mogła
jej powiedzieć? Że jej chłopak przez długi czas się do niej przystawiał, a
dzisiaj rano wysłał jej niby fraszkę na poziomie pięciolatka? Że podejrzewa
Jamesa o wykorzystywanie jej? Nie...
-Najpierw
porozmawiam z rozczochrańcem. Może to tylko nieporozumienie...- rozmyślała
dalej odwracając wzrok na grę koleżanek.
- Co porabiacie?
Z zadumy wyrwał ją
głos Syriusza, którego głowa wyjrzała zza drzwi przedziału. Widząc, że
nie ma z nimi Jamesa zapytała:
- A gdzie ten
czwarty półgłówek?
- A co cię Ruda
nagle tak interesuje Rogacz?- spytał Black.
- Black proszę
cię...Ogarnij się już...- powiedziała, a gdy usiadł obok niej zarzucił
jej rękę na szyję i zaproponował grę w prawdę i wyzwanie.
Wszyscy się
zgodzili, więc Dorcas wyciągnęła z torby napełnioną do połowy butelkę po
Gobliniej Orenżadzie, a Remus z kieszeni fałszoskop.
- Od razu
przygotowany?- zapytała Ann.
-Raczej.
Alicja zakręciła
butlą i wypadło na blondyneczkę. Zapytała:
- Prawda czy
wyzwanie?
- Prawda.
- Czy podoba ci
się Remus?
- Tak-
odpowiedziała i spuściła głowę, aby nie dostrzec jej pokrytych rumieńcem,
pucułowatych policzków.
Wszyscy obejrzeli
się na Lupina i zauważyli, że zaciska usta próbując powstrzymać uśmiech. Widać
było, że ta dwójka ma się ku sobie, ale oboje nie mogli się odważyć na pierwszy
krok.
Grali jeszcze
chwilę. Kilka razy pojawiły się pytania i wyzwania, podczas których najczęściej
cierpieli ślizgoni z powodu chłopców. Po około pół godzinie do przedziału
wparował James. Usiadł obok swojej dziewczyny i zaczął się tłumaczyć:
- Sorry, że
przyszedłem dopiero teraz, ale źle się poczułem. Chociaż widzę, że niezbyt za
mną tęskniliście- zaśmiał się i przejechał dłonią po kruczoczarnych, roztrzepanych
włosach, na co Lily siedząca na przeciwko skrzywiła się. - W każdym razie też
gram. Kto kręci?
- Ja-
odpowiedziała Dorcas. Kręcąc wypadło na Jamesa.- Prawda czy wyzwanie?
- Prawda.
-Co czujesz do
Miley?
- Ja...
- Ja... Czy
mogłabyś powtórzyć pytanie? - zapytał James próbując nieudolnie grać na zwłokę.
- Co czujesz do
Miley? A tak przy okazji to mógłbyś słuchać- powtórzyła Dor robiąc obrażoną
minę.
Chłopak kompletnie
nie wiedział, co zrobić. Nie mógł przecież powiedzieć, że traktuje swoją dziewczynę
jak przyjaciółkę. Napotkał wyczekujące spojrzenie reszty.
Spojrzał na Lily.
- I tak nic do
mnie nie czuje...- pomyślał, a zaraz po tym przemówił:
- Jesteś wyjątkowa
i… Naprawdę do żadnej dziewczyny nie czułem czegoś takiego jak… Jak do ciebie-
odpowiedział.
Była to
prawda, ale mimo wszystko zestresowany spojrzał na fałszoskop, który ku jego
uldze milczał jak zaklęty.
Zerknął w stronę rudowłosej. Przez moment wydawało mu się, że przez jej
twarz przebiegł cień smutku, ale widząc jak szczerze się śmieje, gdy Peter,
siedzący podłodze stara się włożyć sobie do ust sześć ciastek na raz, zniknął.
Według chłopaka to jeden z najpiękniejszych widoków, jakie mogą być... Chodzi
oczywiście o Lily, a nie o obżerającego się Pettigrew. Długo by tak dumał gdyby
nie głos Blacka:
- Stary my
rozumiemy, że Lily jest atrakcyjną partią, ale mógłbyś już kręcić.
Rogacz posłał mu
mordercze spojrzenie i chwycił za butelkę.
- Lunio prawda czy
wyzwanie?- spytał po zakręceniu.
-Wyzwanie.
- Zaproś
dziewczynę z tego przedziału, która ci się podoba na wyjście do
Hogsmeade- powiedział uśmiechając się chytrze. Wiedział, że zaprosi
Lorence.
- Em... Ann czy
chciałabyś pójść ze mną do Hogsmeade?- na jego słowa wszyscy się głupkowato
uśmiechnęli.
- Chętnie-
odpowiedziała i zarumieniła się po raz kolejny tego dnia.
Remus jeszcze
chwilę patrzył na dziewczynę, ale otrząsnął się i zakręcił butelką. Wypadło na
Dorcas.
- Prawda czy
wyzwanie? - zapytał.
- Prawda.
- Co myślisz o
każdej dziewczynie w tym przedziale?
- Cóż... Lily jest
moją najlepszą przyjaciółką, jest życzliwa, wrażliwa i uparta jak osioł. Alicja
to wspaniała przyjaciółka. Zawsze pomocna, ale miała mi narysować kota w
czwartej klasie, czego do tej pory nie zrobiła. Ann jest raczej
supermózgiem, jak Lily nie da spisać wypracowanie to ona pomoże. I jeszcze
Miley... Znamy się dopiero od dzisiaj więc nie wiem do końca jaka jesteś, ale
myślę, że się dogadamy- gdy skończyła odetchnęła bo wszystko mówiła na prawie
jednym wdechu.- Cóż to teraz ja kręcę- uśmiechnęła się podstępnie i zaczęła.
Wypadło na jej chłopaka.
- O nie...- jęknął
Black i ułożył się wygodniej.
- Oj tak -
odpowiedziała śmiejąc się. - Prawda czy wyzwanie?
-Prawda.
- Ile dziewczyn
miałeś przede mną? - zapytała.
- Wyzwanie.
- Ok twoje
wyzwanie: odpowiedz na pytanie- powiedziała stanowczo i założyła rękę o rękę.
-Ten przedział
jest dla nas za mały-zauważył, pomimo, że miał rację, bo były tu aż trzy
dodatkowe osoby, brunetka spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
- Z 6...- chłopcy
zaczęli się śmiać, gdy fałszoskop zapiszczał- dziesiąt...- kiedy mechanizm nie
przestał dodał:
- Może więcej może
mniej, ale Dorcuś to nie jest ważne- objął siedzącą mu już na kolanach
dziewczynę w pasie. - Ważne jest to, że ty jesteś dla mnie najważniejsza.
- Masło maślane-
powiedziała Lily.- A teraz kręć Black bo czas ucieka, a tylko ja z Peterem nie
byliśmy wylosowani...
- Już... No to
teraz na twoje życzenie Evans prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Zjedz
żółto-czerwoną fasolkę.
- Nie...
- Tak...
- Ma ktoś fasolki
wszystkich smaków?- gdy się spytała dostała opakowanie cukierków od Petera i
zaczęła je przeszukiwać.- Nienawidzę cię ty patafianie…-mamrotała pod nosem.
Gdy w końcu
znalazła odpowiednią odezwała się:
-Muszę...?
- Musisz-
odpowiedziała za niego Ala.
Lilka wygrzebała
przysmak i zaczęła go oglądać. Bardzo dobrze znała ten smak... Jeszcze raz
spojrzała na przyjaciółkę, ale zamiast błagać odpowiedziała tylko:
- Jesteście
okrutni...- i zaczęła udawać szloch.
Ugryzła kawałek,
prawie od razu go wypluła i pobiegła do łazienki. Widząc to Alicja i Syriusz
zaczęli się śmiać. Patrząc na miny swoich przyjaciół wciąż płacząc ze śmiechu
wydusili z siebie:
- Kiedyś jak tylko
we trójkę zostaliśmy w Hogwarcie - zaczął Black, ale zastopował mając kolejny
napad śmiechu.- Też w to graliśmy. Alicja wybrała jej 5 fasolek i... i...
- I jedna z nich
była o smaku wymiocin!
Tym razem wszyscy
szczerze się zaśmiali. Nie tak szczerze jak Black i Stewart, ale jednak.
- Bardzo
zabawne... Normalnie "porzygam się ze śmiechu"- odparła ironicznie
Lily, która właśnie weszła do przedziału.- Muszę iść teraz po mróżki, żeby nie
czuć było tego smaku... i zapachu...
- Nie musisz mam
tu kilka...- powiedziała Ann i podała je Evans. Ta jednym chełstem wzięła je
wszystkie i zamknęła buzię, czując, że język delikatnie przymarza jej do
podniebienia.
Grali jeszcze z
pół godziny, zanim przebrali się i wyszli z pociągu zmierzając ku Hogwartowi.
***
Grupa przyjaciół siedziała już przy stole Gryffindoru. Do pomieszczenia
weszła właśnie nauczycielka transmutacji z Tiarą Przydziału oraz grupką dzieci
stojącą za jej plecami. Profesor od transmutacji wystawiła na środek podestu
małe krzesełko, a w kościstych dłoniach trzymała listę z nazwiskami oraz Tiarę
Przydziału.
Położyła czapkę na krzesełku, a po chwili zaczęła
śpiewać.
„Już młoda taka
nie jestem, chodź jeszcze wam posłużę i radzę wam w przyjaźni pozostać jak
najdłużej. Zło się nad wami kłębi, niektórzy mu już ulegli. Zastanówcie się nad
swoim wyborem, bo odwrotu pewnie nie będzie, wybierzcie czy chcecie żyć lepiej
czy bardziej sprawiedliwie…”
Tiarze przerwał Syriusz śmiejąc się.
- Te jej teksty
zawsze dają nam tyle do myślenia.
- Tak… Szczególnie
w zeszłym roku- dodał James. – „Słodkości tu macie bez liku, nie wylądujcie na
odwyku”.
Zaśmiali się ponownie.
- Król poezji się
znalazł…- mruknęła Lily.
- Co?-
niedosłyszeli chłopcy.
- Nie, nic.
Tiara właśnie
skończyła wyśpiewywać coroczną pieść, a przyjaciele z niecierpliwością czekali
na wyjście nowych uczniów. Obawiali się, że ich znajoma nie trafi do ich domu,
przez co ich nowa więź mogła się urwać. Wątpliwe było, że pozostaną w tak
dobrych warunkach jak gdyby była gryfonką.
Dziewczyny
uciszyły chichoczącego Jamesa, któremu Łapa powiedział właśnie coś na ucho.
-Zaczyna
się-szepnęła Ann i wlepiła wzrok w wychodzących jedenastolatków, których szereg
zaburzała wyższa dziewczyna, która zestresowana wypatrywała przyjaciół w
Wielkiej Sali.
- Breake, Monica!-
krzyknęła McGonagall.
Po chwili na środek wyszła niziutka blondynka,
rozglądająca się ze strachem po Sali. Dziewczynka usiadła na niskim stołku,
mnąc drobnymi rączkami spódniczkę. Profesorka nałożyła jej na głowę stary,
poszarpany kapelusz.
- RAVENCLAW!-
wykrzyknęła.
- Coach, Bart!
Po kolei podchodziły co raz to nowe dzieci.
- Simon, Miley!-
krzyknęła Minerwa.
Szatynka wyszła na
podest. Jako, że była wysoka w porównaniu do nowych pierwszoklasistów, siadając
na stołku musiała podkulić nogi. Profesorka nałożyła na jej głowę tiarę.
Dłuższą chwilę nic się nie działo, przez co przyjaciele obserwowali zajście z
niepokojem.
-Waleczne serce,
pewna siebie... Tak... Przebiegła, ale nie zrobiłaby nikomu krzywdy, no chyba,
że w obronie własnej bądź czyjejś. Tak. To dobra cecha. Jak sądzisz moje
dziecko? Ja to myślę nad Gryffindorem lub Hufflepuffem. Gdzie byś wolała
trafić, co? I tu i tu zdziałasz jakieś dobro.
-Proszę
Gryffindor.
-Skoro prosisz...
Po chwili na sali
rozniosło się głośne:
-GRYFFINDOR!