Strony

18 kwietnia 2015

Rozdział 8

 Jest! Jest nowy rozdział! Chyba całkiem ok... :-/ Trochę się namęczyłam, ale mam! No ja dumna taka ;-) No to miłego czytania.



      
Młoda dziewczyna siedziała na parapecie pustego dormitorium podziwiając krajobraz zza okna. Nie cieszyła się jednak na widok spokojnie powiewających liści drzew, latających ptaków, cieszących się ostatnimi powiewami jesieni ze względu na zimne wiatry. Nie mogła skupić wzroku na niczym oprócz boiska. Boiska, na którym doszło do pamiętnego wypadku. James Potter od sześciu dni leży nieprzytomny w skrzydle szpitalnym, a ona nie mogła zrobić nic co pomogłoby mu wyzdrowieć, albo chociaż wybudzić go ze śpiączki. Przez cały ten czas wybudził się tylko raz i gdy pielęgniarka go przebadała natychmiast podała mu eliksir słodkiego snu. Odgarnęła niesforne kosmyki niegdyś płomiennych włosów wystających z warkocza, które aktualnie przybrały matowo-rudy kolor. Głośno westchnęła i oparła zbolałą od natłoku myśli  głowę o zimną ścianę. Podciągnęła kolana mocniej do siebie i pociągnęła nosem. Wszyscy mocno przeżywali wypadek Rogacza, ale najmocniej wpłynęło to na Syriusza i Lily. Wyglądali jak cienie ludzi. Wiedzieli, że Black i Potter to nierozłączni towarzysze i mimo, że każdy z huncwotów był zżyty z resztą to oni właśnie mieli tytuł braci. Chłopak już od dawna szykował zemstę na Regulusie. Jedynie przyjaciele i ich zdrowy rozsądek odciągał go od wprowadzenia jej w życie.

          Całe szczęście przejęcie udzieliło się wszystkim tak bardzo, że nie spostrzegli jak panna Evans cierpi mimo usilnego wmawiania ludziom jak i sobie o mniemanej nienawiści. Prawda była taka, że w jakiś sposób ten napuszony chłopak wpływał na nią i niekoniecznie chciała to zmienić.

          Zeskoczyła z siedziska i żwawym krokiem udała się ku wyjściu z pokoju.







***







- Hej chłopie trzymasz się jakoś?- zagadał Frank do Syriusza, który właśnie przegonił grupkę piątoklasistek w Pokoju Wspólnym.

- Nie wiem o co ci chodzi…- odpowiedział naburmuszony.

- My też tęsknimy za Jamesem, ale podobno jego stan się poprawia. Chociaż… Ty na pewno o tym wiesz… W końcu odwiedzasz go codziennie…

- Dzięki, że mnie oświeciłeś mądralo- odparł sarkastycznie i przekręcił się w fotelu tak, że siedział odwrócony od kolegi i patrzył na krople spływające z szyby.

- Nie będę cię męczył gadką, że wszystko będzie dobrze…- zaczął Longbottom, ale widząc spojrzenie stalowych tęczówek pełne wyrzutów zreflektował się i dodał- chociaż oczywiście już nie długo się obudzi. Pomyśleliśmy, że skoro pojutrze jest wyjście do Hogsmeade zaciągniemy cię tam, żebyś się trochę odstresował…

- Raczej nie… Dzięki…

- Bo…

- Słuchaj Frank naprawdę nie czuję się najlepiej- Black wstał i szybkim krokiem wyszedł z pokoju wspólnego udając się w bliżej nieokreślone miejsce.







***







               Regulus Black stał pod drzewem i palił papierosa. Dym napływał mu do płuc dając krótkotrwałe ukojenie. Cała jego złość skupiona była na jednym chłopaku- Jamesie Potterze. Nie zastanawiał się nawet czemu. On to po prostu wiedział. Po pierwsze mecz. Nie dość, że do odrobienia ma dwa miesiące szlabanów to jeszcze teraz wszyscy nad nim łażą i mu współczują… Nawet ta szlama Evans… Przecież równie dobrze mógłby dostać tłuczkiem… No i jeszcze Syriusz…

- Znaczy zdrajca- dodał w myślach.

            Całe życie oprócz Andromedy nie miał żadnej bliskiej kuzynki ani kuzyna, którzy nie byliby „ nie przesiąknięci” złem od najmłodszych lat. Tylko on choć nigdy nie dzielił poglądów na temat czystości krwi ze swoim bratem i brakło mu odwagi by pomóc mu przy rodzicach. Mimo to czasem gdy w jakiś sposób go popierał, a starszy Black po kłótni z rodzicami zamykał się na całe dnie w pokoju, przynosił mu coś do jedzenia, ale zawsze robił to w tajemnicy przed Walburgią i Orionem, żeby nie stracić w ich oczach.

            Jednak za każdym wyjazdem do Hogwartu on i Potter byli coraz bliżej siebie zapominał o nim, aż w końcu… Aż w końcu to jemu Syriusz przyznał tytuł „ brata”. Nie dziwił się mu… Kiedy chłopak opuszczał dom ten tylko stał bojąc się zabrać głos. Pomimo tego bolało… Bolało, że był inny. Że był „fajny”. Regulus był tylko popychadłem. Zawsze popychadłem… Byli mniej ważni od niego, na przykład taki sobie Snape. Jednak to jego brat dostał wszystko… Wygląd, którego jemu wszystko też nie brakowało, charakter, popularność, talent…

            Zdenerwowany kierunkiem rozmyślań rzucił niedopałek papierosa na ziemię i przydeptał butem. Podszedł jeszcze do jeziora i rzucił swojemu rozmytemu odbiciu huncwocki uśmiech niczym swojego brata, ale wyszedł mu tylko grymas.

-Kolejna rzecz, którą tylko on umie- prychnął i odszedł.








***



 


- Syriusz nie najlepiej znosi wypadek Jamesa- odezwał się Remus siedząc wieczorem na kanapie w Pokoju Wspólnym.

- Lily też…- zaczęła Miley.- Wszyscy się o niego martwimy, ale ta dwójka wygląda jak cienie ludzi.

- Każdą wolną chwilę przy nim siedzą tylko zmieniając się nawzajem- zauważyła Dorcas.

- Zaproponowałem Blackowi, żebyśmy za trzy dni poszli do Hogsmeade, ale on tylko coś odwarknął i odszedł- westchnął głęboko Frank.- Myślicie, że Evans podoba się Potter?- spytał zupełnie od czapy.

- Czemu akurat teraz o tym wspominasz?- zadała mu pytanie zdziwiona Dorcas.

- No… Ona jakby najbardziej się tym przejęła, a jeszcze nie dawno pałała do niego tylko nienawiścią.

- Czy ja wiem chyba by nam powiedziała?- pomyślała na głos Alicja.

            Przez całą rozmowę słowem nie odezwała się tylko Ann oraz Peter, który jak zwykle zajadał fasolki.

- A ty co sądzisz Ann? Lorence!- krzyknęła zdenerwowana Meadows gdy nie doczekała się żadnej reakcji ze strony przyjaciółki.

- C-co?

- Słuchasz mnie?- spytała nachylając się nad nią.

- Nie, mówiłaś coś…?- widząc karcący wzrok dziewczyny dodałam.- Przepraszam…

- Pytałam co sądzisz o relacji Evans Potter.

- No… Nie wiem… Przejęła się jak my wszyscy.

          Podkuliła nogi w fotelu i odwróciła się w stronę kominka. Ciepło ognia ogrzewało jej rumianą twarz. Uśmiechnęła się z rozkoszy. Uwielbiała ciepło. Jak na ironię urodziła się w zimę. Słyszała głosy rozmawiających przyjaciół, ale nie zwróciła na nich większej uwagi. Wciąż miała wyrzuty sumienia po przeczytaniu pamiętnika Lily. Nie chciała mówić o tym dziewczynom, a tym bardziej chłopakom.

- Może zaczęła coś do niego czuć?- dotarł do jej uszu głos Alicji.

- Wydaje mi się, że to możliwe. Ostatnio źle się czuła w jego towarzystwie. Tak… nieśmiało…-przypomniała sobie Simon.

- Dziewczyny dajcie spokój…- westchnęła zmęczona Lorence.- Na razie mamy dość problemów z Jamesem.

- Tak chyba masz rację…- Remus wstał z kanapy.- Jutro wszyscy go odwiedzimy. Dobranoc.

- Dobranoc- odpowiedzieli mu.








***







- Dzień Dobry- powiedział Remus siadając obok Lily w Wielkiej Sali.

- Dla kogo dobry dla tego dobry- odpowiedziała mu dziewczyna biorąc łyk herbaty.

- Czemu jesteś taka ponura?- spytał ze zmartwieniem na twarzy.

- Ty nie jesteś? Twój najlepszy przyjaciel leży nieprzytomny w szpitalu- odparła obojętnie.

- Byliśmy u niego przed chwilą-westchnął cicho.

- Czemu mnie nie zawołaliście?- zapytała.

- Spałaś. Ostatnio byłaś bardzo zmęczona-  powiedział.

- Przepraszam, że się martwię…- mruknęła i zmarszczyła brwi.

- Nikt się na ciebie nie gniewa Lily…

- A gdzie reszta?

- Zaraz pewnie wróci- odpowiedział wciąż jej się przyglądając. Była bardzo blada i miała sińce pod oczami. Jej włosy były porozrzucane, a nie ładnie ułożone jak zwykle. W oczach nie było tych niebezpiecznych ogników, które zawsze jej towarzyszyły. Próbowała wziąć sobie tost, ale chłopak szybko chwycił ją za dłoń.- Jesteś bardzo zimna.

- Chłodno tu.

- Może się przeziębiłaś?

- Nie sądzę… O patrz!- kiwnęła głową na wejście, którym weszli ich przyjaciele.- Przyszli. Pójdę na chwilę do Jamesa- wyszarpnęła mu lekko dłoń, posłała miły uśmiech i skierowała się ku wyjściu.


 doctor who animated GIF







***







          Weszła cicho do skrzydła szpitalnego i rozejrzała się po pomieszczeniu. W rogu stała pielęgniarka i opiekowała się jakimś chłopcem w rogu, który zaczął wymiotować ślimakami. Mimowolnie skrzywiła się. Zauważyła, że pani Wainscott pokazała jej by zaczekała aż podejdzie, ale ona cicho odpowiedziała:

- Tylko na chwilkę.

- Do pana Pottera?- widząc jak dziewczyna kiwa głową głośno westchnęła, ale w końcu odparła- Jak ma wyzdrowieć gdy ciągle ktoś tu przyłazi? No dobrze, ale szybko- gdy wróciła do badanie pacjenta, rudowłosa wślizgnęła się za zasłonki oddzielające chłopaka od reszty.

          Usiadła na krześle stojącym przy jego posłaniu i dokładnie go obejrzała. Wyglądał jeszcze gorzej niż ona. Jego włosy miały matowy, wręcz szarawy odcień. Strasznie zbladł mimo kropli potu powoli spływających z jego czoła przez walkę z organizmem. Pani Wainscott z pewnością podała mu dużo eliksirów na zrośniecie kości i tego typu sprawy.

          Odgarnęła ciemne kosmyki z jego twarzy i zobaczyła długą bliznę tuż przy czuprynie.

- Przynajmniej nie będzie jej widać- pomyślała.

          Pogładziła delikatnie jego twarz. Mimo tego jak wyglądał jego skóra wręcz parzyła. Chwyciła jego dłoń i mocno ją ścisnęła próbując dodać mu siły. Przybliżyła się do niego i w oczach zabłysły jej łzy. Przybliżyła swoją twarz do jego i lekko pocałowała jego zimne, wręcz martwe usta. Odsunęła się i oblizała nerwowo wargi. Powoli wstała i gdy rozsunęła zasłonki zamarła słysząc jedno słowo. Wypowiedziane przez tę jedną osobę:

- Lily…
 


3 kwietnia 2015

Rozdział 7

Tak trochę dziwnie... Ostatnio nie dodawałam tych rozdziałów przez miesiąc, a teraz dodaję drugi dzień po innym. Łał... Sądzę, że jest też w miarę długi i nawet nienajgorszy, ale cały czas się uśmiecham bo ja coś wiem, a wy nie... HaHaHaHa! Miłego czytania :-)
- Nie wierzę! Jak on mógł!- wrzasnęła Dorcas siedząc przed lustrem. Właśnie wyszła spod prysznica, a Alicja wyczesywała jej z włosów resztki smoły.
- Oni wszyscy- poprawiła ją Stewart i mocniej pociągnęła za szczotkę na co czarnowłosa syknęła.- Przepraszam. Masz szczęście, że masz ciemne włosy, więc tak bardzo nie widać tego…czegoś.
- Czy oni się na mnie uwzięli?- spytała z żalem bardziej siebie niż przyjaciółki.
- Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze- wytłumaczyła Evans leżąc na łóżku i gapiąc się w sufit.
- Tłumacz to sobie jak chcesz. Ja i tak wiem swoje- burknęła i odwróciła się mocno w przeciwną stronę.
- Ej!- krzyknęła Ala.- Ty chyba mnie nie doceniasz. Ja się tu staram, więc się przynajmniej nie wierć.
- Sory…

- Uważam, że przesadzasz. Znam Syriusza i wiem, że nie zrobiłby ci czegoś takiego tak po prostu.
            Meadows spojrzała w lustro. Długie wciąż mokre włosy opadały na jej ramiona, a jej duże brązowe oczy niebezpiecznie błyszczały. Była zła, wściekła. Chłopak, na którym jej tak bardzo zależało, wciąż robił coś, że stopniowo się od siebie odsuwali. A może to była ona? Równie dobrze Lilka mogła mieć rację, a to ona wyolbrzymia. Jednak czy honor pozwoli jej na to by się przyznać do błędu.
- Warkocz?- spytała luźno „fryzjerka”.
- Warkocz- potwierdziła i szeroko się uśmiechnęła do własnego odbicia.


***


- Czytaliście dziś tablicę ogłoszeń?- zagadnął Remus.
- Nie, a co?- spytał James.
- Jutro mecz, a w niedzielę za tydzień wyjście do Hogsmeade.
- Pewnie się cieszysz co?- zapytał wesoło Łapa.
- Czemu tak sądzisz…?- spojrzał na niego podejrzliwie Lupin.- O czymś nie wiem?
- Nie pamiętasz przyjazdu do szkoły…?- zaczął Syriusz.
- Konkretniej- zachęcił go do rozmowy blondyn.
- Gra w prawda i wyzwanie…- kontynuował.- Zaproś, którąś dziewczynę do Hogsmeade…
- No nie wiem… Myślicie, że nadal chce pójść?
- Oczywiście- odpowiedział James.- Ślini się do ciebie bardziej niż Lilka do mnie.
- Łał…- powiedział Black.- Czyli jednak Evans ma rację. Ty na serio masz jakieś urojenia.
- Hahaha… Przezabawne- zironizował obiekt kpin.
- Powinieneś wziąć się za to jeszcze dzisiaj- zaproponował mu Frank, który aktualnie ogrywał Petera w szachy.
- No czy ja wiem… Jest już późno. Pewnie śpi- wymigiwał się Remi.
- Luniaczku jest wpół do siódmej- oznajmił mu Rogacz.- Sam się dziwię, że nie zrobiliśmy jeszcze imprezy w pokoju wspólnym.
- Zaczekaj z tym do jutra aż wygracie mecz, a Ann zaproszę po nim.
- Yhm. Już ci wierzę- mruknął szukający.
***



            Od rana w Wielkiej Sali panowała wrzawa. Wszyscy uczniowie zarówno młodsi jak i ci starsi podniecali się zbliżającym meczem gryfoni vs. krukoni. Pierwsze starcie w tym roku.
- Przydałoby się wygrać- zaczęła rozmowę Evans.- Możecie zacząć z dobrym miejscem w tabeli.
- Ty nas tutaj Ruda nie pouczaj, ok?- zapytał pewny siebie Syriusz.
- Wy nigdy się nie stresujecie?- spytała zdziwiona Ann.- Ja muszę wciskać Dorcas jedzenie, a wy tak po prostu: „wygramy to”?
- Czemu mamy się stresować? Mamy najlepszą drużynę- pochwalił nieskromnie James.
- Owszem, ale nie robiliście w tym roku naborów, a Slytherin może mieć o wiele lepsza drużynę niż wcześniej- zgasiła ich chwilowy zapał Lils.
- A co?- podsunął się do niej Potter.- Chcesz się zgłosić do drużyny?
- Nie mam czasu. Doszły mi korepetycje z eliksirów- odpowiedziała luźno smarując sobie kanapkę dżemem.
- Potrzebujesz korepetycji?- spytał zdziwiony i zarzucił jej ramię na szyję.
- Nie- zrzuciła jego rękę i dodała.- Udzielam. Temu puchonowi. Jak mu było Will Smith? Jest chyba ścigającym.
- Uuuu- zawyła Ala.- Ciacho- Frank trącił ją łokciem.- No co? Przecież nie takie jak ty- pochwaliła chłopaka.
- No myślę- złapał ją za rękę i przyciągnął do serca.- Jesteś tylko moja.
- Jakie to urocze…- powiedziała Ann, ale Peter jej przerwał:
- Normalnie zwymiotuję.
- Ej- oburzył się Longbottom.
- Było nie jeść tyle ciastek Glizdogonie- zganił go Remus.
- Liluś nie mówiłaś mi nic o tym chłopcu.
- Tylko nie Liluś, Potter- zagroziła mu palcem i wróciła do konsumpcji śniadania. 
- Ale przyjdziesz na mecz? Musisz jesteś moim szczęśliwym amuletem- powiedział co Lilka skwitowała śmiechem.- Ok. Jeśli przegramy ze ślizgonami będzie na ciebie.
***


- Syriusz Black podaje kafla do Dorcas Meadows. Dziewczyna rzuca i… TAK!!! 90:60 dla Gryffindoru. Co za dziewczyna! Halo! Wiem, że mnie słyszysz jakby co to no… Wiesz jestem wolny w przyszłą niedzielę, więc mogę z tobą wyskoczyć do Hogsmeade jeśli chcesz- nawijał Mike Stebbins, który dwa lata temu przejął rolę komentatora po Ludo Bagmanie, który obecnie robi karierę w drużynie quidditcha.
- Ej Stebbins! Nie pozwalaj sobie! - krzyknął Syriusz, ale jego dziewczyna chcąc zrobić mu na złość posłała komentatorowi buziaczka.
- Ślizgoni właśnie zbliżają się do bramek lwów- ciągnął dalej nie przejmując się uwagą chłopaka.- Czy rzucą…? Nie! Matt Charper dzielnie broni strzał drużyny przeciwnej!
       Mecz ciągnął się niewyobrażalnie długo aż słońce przysłoniły deszczowe chmury. Co dodatkowo podniosło poprzeczkę szukającym, którym znicz ukazał się zaledwie dwa razy podczas prawie trzygodzinnej gry.
- No dawaj… Pokarz się- szeptał James krążąc nad boiskiem. Wiedział, że musi się streszczać. Część widzów, którzy na mecze przychodzili głównie z poczucia obowiązku już opuszczali stadion, a i gracze mieli coraz mniej siły. Spojrzał na trybuny i spostrzegł rudą czuprynę, która mu się przyglądała. Gdy zauważyła, że chłopak również na nią spogląda posłała mu pokrzepiający uśmiech, który obudził w nim nowy zapał do gry. Wrócił na swoją pozycję gdy w dole coś błysnęło.
- Złoty znicz- pomyślał.
             Schylił się ostro w dół i poszybował w stronę żółtej plamki. Niestety, szukający ślizgonów- Regulus Black, szybko obudził się z zadumy i w miarę możliwości zrównał się z gryfonem. Ścigali się tak aż do momentu, gdy Rogacz odzyskał prowadzenie, pozbawiając przeciwnika szans. Wtedy nosiciel zieleni mocno szarpnął za miotłę Jamesa, a on zaczął spadać. Po drodze chwycił w dłoń złotą piłeczkę. Gdy prawie uderzył w ziemię Dumledore poderwał się z miejsca i rzucił na chłopca nikomu nie znane zaklęcie łagodząc tym jego wypadek.
            Wszyscy zebrali się wokół nastolatka.
- James!- krzyknął Syriusz gdy wylądował.- Co mu jest!?- spytał spanikowany pielęgniarki oglądającej go.
- Zemdlał, ale chyba prócz złamań nic mu nie będzie- odepchnęła go od przyjaciela i zawołała- Nosze tutaj!- uniosła go na magiczne posłanie i sprawnie przetransportowała do skrzydła szpitalnego.- Dyrektorze może udać się pan ze mną?
- Chodźmy. A i profesor Mcgonagall- zwrócił się do swojej zastępczyni.- Proszę odpowiednio ukarać pana Blacka.


***



- Jak myślicie co z nim?- spytała zdenerwowana Lily. James ciągle przebywał w Skrzydle Szpitalnym, a jedyną osobą, która mogła mu towarzyszyć był Syriusz.
- Nie martw się na pewno będzie wszystko w porządku- pocieszyła przyjaciółkę Miley.
- A ty się nie martwisz?
- Bardzo się martwię, ale wierzę, że Rogacz z tego wyjdzie-przytuliła rudowłosą do siebie.- Jutro powinniśmy go odwiedzić bo dzisiaj na pewno nas nie wpuszczą.
            Cała paczka gryfonów siedziała w pokoju wspólnym martwiąc się stanem przyjaciela. Po raz pierwszy od długiego czasu Gryffindor nie świętował wygranego meczu. Nikt nie miał na to siły, a zresztą dwaj organizatorzy siedzieli właśnie u pielęgniarki. Jeden z obrażeniami fizycznymi, a drugi z naruszona psychiką.
 - Ciekawe kiedy go wypuszczą…- zainteresował się Remus.
- Kiedy się obudzi-szepnął Łapa gdy wszedł do pomieszczenia. Zrobił to jednak na tyle głośno, że zdołali usłyszeć to jego przyjaciele.
- Co z nim Syriuszu?- zapytał się Frank.
- Nie ma jakichś wielkich obrażeń. Kilka złamań, ale pani Wainscott podała mu już eliksir, więc kości szybko się zrosną. Problem w tym, że… James zapadł w śpiączkę.
- Żartujesz?- spytała z nadzieją.
-Jeśli chodzi o Jamesa nigdy nie żartuję- powiedział ponuro i wyminął wszystkich zebranych.
            Lily zasłoniła sobie usta ręką i ciężko usiadła. W jej oczach szkliły się łzy, zresztą jak u pozostałych, dla których Potter znaczył coś więcej niż gwiazda drużyny lub obiekt westchnień.
***
- Pani Wainscott co teraz będzie z uczniem?- spytał dyrektor nie odrywając wzroku od ucznia leżącego na jednym z szpitalnych łóżek.
- Trzeba powiadomić rodziców. Podałam chłopcowi Szkiele-Wzro, ale na tym moja pomoc się kończy. Będzie pod stałą kontrolą, ale zapadł w bardzo silny sen i sądzę, że nie będzie w stanie się sam obudzić.
- Nie rozumiem.
- Chcę powiedzieć, że musi to być jakiś silny impuls z zewnątrz, coś co sprawiłoby, że nawet świadomie funkcjonując odczułby to jako silną dawkę prawdopodobnie bardzo szczęśliwych emocji.
- Rozumiem, niech odpocznie, a w razie gdyby się wybudził proszę mnie natychmiast zawiadomić.
- Oczywiście panie profesorze. Miłej nocy.
- Nawzajem- dodał i pośpiesznie opuścił pomieszczenie.