Strony

29 stycznia 2015

Rozdział 5

W tym rozdziale pisałam bardziej o przemyśleniach i emocjach bohaterów, więc jest raczej mało akcji, ale może wam się spodoba. Może zauważyliście, że zmienił się trochę wygląd bloga. Napiszcie, który wolicie.
Miłego czytania :-)

***

- Na gacie Merlina!- wydarł się Syriusz, który ocknął się dopiero gdy usłyszał zbliżające się kroki.- Udajemy, że śpimy!- Black szybko zawinął się w kołdrę co za skutkowało zwróceniem ku na niego trzech zażenowanych spojrzeń.

Chwilę potem do dormitorium wparowała wściekła Dorcas. Przerażeni chłopcy spojrzeli po sobie, szybko przekonując się co do pomysłu współlokatora.

- Macie. Mi. To. Wytłumaczyć. Już!!!- krzyknęła wyraźnie zdenerwowana.

- Słonko…- zbliżył się do niej Łapa.- Powiedz tylko co mamy Ci wytłumaczyć? Transmutację, eliksiry…? Może masz problem z jakimś zaklęciem? Tylko przyjdź może jutro bo wiesz… Jest późno, jutro szkoła...- powiedział szybko patrząc na podłogę i szurając po niej butem.

- Jeszcze jedno słowo, a zatłukę!- wrzasnęła. Obserwowała chwilę jak chłopcy siedzą cicho, aż w końcu nie wytrzymała- No... Odezwiecie się?- zniecierpliwiona obserwowała jak James powoli unosi rękę.- Słucham…

- Kazałaś nam się nie odzywać…

- Co!? Nie… Wcale, że… Ugh! Nie żartujcie! Co Pettigrew robi w naszym dormitorium!?- znów krzyknęła co zaowocowało zatkaniem jej buzi ręką przez Pottera.

- Ci…- szepnął.- Chcesz, żeby cały Hogwart wiedział, że jesteśmy animagami…?

- A chcesz stracić rękę?- spytała się starając mu się wyrwać, więc szybko ją puścił.

- Nie- odparł i usiadł z powrotem na łóżku.

- Mówcie szybko. Czemu go tam wysłaliście?

- Prawdopodobnie lunatykował- odrzekł pewien siebie Frank.

- Myślałam, że to Remus ma od tego ksywkę- powiedziała z krzywym uśmiechem, jednak widząc minę Lupina z powrotem przybrała swoją maskę gniewu.- W ogóle kto wpadł na taki durny pomysł i… i dlaczego…?- zerknęła na chłopców, ale każdy patrzył tępo w podłogę.- Jesteście beznadziejni...- odparła z zamiarem wyjścia, ale Syriusz się odezwał:

- To ja!

- Ty?- zapytali wszyscy chórem.

- Przepraszam Dor…

Meadows pokręciła głową po czym wyszła. Chłopak świetnie widział jej pełne żalu i rozczarowania spojrzenie. Podszedł do drzwi i zamknął je, a zaraz potem udał się w stronę łazienki. Zatrzymał się na chwilę i rzekł:

- Mam nadzieję, że tego nie sknocisz Potter...







 ***







- No i co? Szczur wylazł?-zapytała brunetka wchodząc do pokoju dziewcząt.

 -Tak... Na szczęście...- Lilka ciężko opadła na łóżko.-Chodźmy już spać poprosiła.

-Ale miałaś powiedzieć coś o Jamesie- zaprotestowała Ala.

- Ale jutro rano są lekcje- przedrzeźniała Stewart Lils.

- Zgadzam się z Evans- oznajmiła Lorence - Musimy się wyspać. Wszystkie w łóżkach?-odpowiedziały jej 4 mruknięcia, więc zgasiła lampę stojącą przy jej posłaniu i szczelnie opatuliła się kołdrą.







***







- Hej...-powiedział Syriusz siadając obok Dorcas na śniadaniu.

- Hej.- odpowiedziała twardo dziewczyna.

- Gniewasz się jeszcze?- zapytał stukając palcami w stół. Ciągle miał wyrzuty sumienia, mimo, że pomysł podrzucenia Petera do młodych gryfonek nie był jego.

- Jesteś spostrzegawczy jak szczur.

- Trochę dziwne porównanie nie sądzisz?

- Sądzę, ale…- brunetka przerwała. Trudno było utrzymać jej kamienną twarz, więc spuściła głowę i zamrugała kilka razy próbując ukryć wzbierające pod powiekami łzy.

- Dor ja…- zaczął Black nie mogąc patrzeć na nieszczęście ukochanej. Widząc, że ma zamiar wyjść przysłonił jej drogę.- Proszę, wybacz mi… Co mogę zrobić?

- Po prostu odejdź… Nie tego chciałeś?- spytała Meadows i zaraz chwyciła torebkę, szybko go wyminęła i odbiegła w stronę wyjścia odprowadzona przez spojrzenie Blacka.







***







Dorcas biegła przed siebie odkąd opuściła Wielką Salę. Nagle zgięła się w pół i skrzywiła usta w grymasie. Chwyciła się za brzuch i zaczerpnęła pare oddechów. Musi potrenować biegi bo ciągle łapie ją kolka. Większość osób uważało, że skoro jest ścigającą Gryffindoru ma świetną kondycję, ale co prawda latanie na miotle jest dużo łatwiejsze niż przebiegnięcie całego Hogwartu w olimpijskim tempie.  

W nosie miała dzisiejsze lekcje i to czy dziewczyny jej szukają. Chciała się odciąć od wszystkich i w końcu dać upust swoim uczuciom i wypuścić litry łez, starannie ukrywanych pod całą toną tuszu do rzęs.

Udała się wolniejszym tempem na siódme piętro i stanęła naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem. Przeszła wzdłuż ściany trzy razy, intensywnie myśląc nad tym, jakiego miejsca teraz potrzebowała, czyli cichego, przytulnego saloniku. Przed nią jakby znikąd wyrosły ogromne drzwi. Nadusiła delikatnie na klamkę, ale po chwili zorientowała się, że tym razem była ona tylko ozdobą co nieco zbiło ją z tropu, ale prędko się ocknęła i wślizgnęła się delikatnie zamknąć drzwi by nie wywołać zbytniego skrzypienia.

Dor rozłożyła na podłodze koc, po czym wyłożyła z trzymanej torby wszystkie rzeczy. Przerzuciła książki i  znalazła tą upragnioną. Otworzyła ją na odpowiedniej stronie i wyjęła spośród kartek zniszczoną fotografię przedstawiającą ją z przyjaciółkami oraz huncwotami. Stała z prawej strony obejmującego ją Syriusza. Przyjrzała się lepiej jego cudownemu uśmiechu i błyszczącym z radości oczom. Przypomniał jej się ten cudowny dzień.



„ – To łaskocze!- zaprotestowała. Już pare minut chichrała się na trawie, ale było jej dobrze. Łapa przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował, po chwili znów zaczął łaskotać swoją dziewczynę. Nienawidziła   gdy ktoś to robił, ale teraz było inaczej. Czuła… Czuła się kochana. Dlaczego nie miałaby pozwolić komuś się kochać?

- Masz łaspieski?- spytał.

- Co!?- zaśmiała się i już nie z powodu napierającego na nią chłopaka.

- Ej, gołąbki!-krzyknął Rogacz. - Może nie przy ludziach!

- To, że nie chce cię Ruda nie znaczy, że musisz psuć innym życie!- wydarł się na kolegę Łapa.

- Moment! Kto naopowiadał ci takich głupot? Ja jestem całym jej życiem!

- Oczywiście Potter- odpowiedziała Lils.

- Naprawdę!?- w dwie chwile znalazł się przy zielonookiej.

- Owszem. Za 15 lat, gdy się obudzę, zobaczę twoją uśmiechniętą twarz, na moim palcu będzie błyszczała obrączka, a małe Potterowe bachorki będą w drodze dokładnie tak powiem- odparła z ironią.   

- Czy wy to słyszycie? Lily wprawdzie to ja miałem ci to zaproponować i nawet mam pierścionek na tę okazję od drugiej klasy, ale tak. Przyjmuje oświadczyny- utulił ją najmocniej jak mógł omal jej nie zgniatając.

- Puść mnie ty chochliku kornwalijski! W-tej-chwili!- zaczęła się z całej siły wyrywać, ale uścisk Jamesa był zbyt silny.

- Widzę już nasz ołtarz… Ustrojony białymi różami… Nie! Liliami… To są twoje ulubione kwiatki, prawda…?

- Tak, ale skąd…

- Lil wiesz, że on prowadzi kroniki na twój temat- poinformował ją Remus.

- A w swoim pamiętniczku zapisuje każdą sekundę spędzonego ze mną życia.

            James złapał się za serce i powiedział:

- Skąd to wiesz?

- Dar jasnowidzenia- pomachała dłońmi nad głową.

- Myślałam, że w to nie wierzysz…- odezwała się Dor.

- Bo to głupota.

- Och oczywiście…”



         Pamiętała ten dzień jakby był wczoraj... To była chyba końcówka 5 klasy, jeszcze przed tą całą aferą za Smarkiem i Potterem. Poprosili Mary McDonald, żeby zrobiła im wspólne zdjęcie. Wszyscy byli tacy radośni... Alicja zaczęła umawiać się z Frankiem, Evans zakolegowała się z okularnikiem, Remus zaczął w końcu zwracać uwagę na Ann, ona z Syriuszem byli tak bardzo szczęśliwi... Ponownie załkała. Nie rozumiała co się stało... Od początku tego roku często się sprzeczali, ale to było przegięciem... Jak mógł wpaść na tak durny pomysł i podrzucić im go do pokoju...? Zrozumiałe było to, że James mógł wymyślić taki plan by choćby dowiedzieć się o uczuciach Lilki, albo Remus, który chce się przypodobać Ann, ale czemu Łapa...? Może jej już nie ufał...? Może to było tak zaplanowane, żeby się rozstali bo miał jej już dość...? Tak. To nie w stylu Blacka... Chociaż "stary" Black mógłby tak postąpić... A jeżeli się w ogóle nie zmienił...? Nie! Nie mogła tak myśleć... Nagle zachciało jej się spać. Pomyślała o tym, jak miło byłoby teraz się położyć na wygodnym posłaniu z mnóstwem poduszek, przy palącym się kominku. Wszystko zmaterializowało się na jej zawołanie. Ułożyła się wygodnie i powoli zamknęła ciążące jej powieki.








***







Miley siedziała w sali od transmutacji i wysłuchiwała jakże żałosnej rozmowy Pottera z profesor McGonagall na temat braku pracy domowej. 

- Potter... Wiem, że wczorajszy wieczór spędziłeś na robieniu kawałów uczniom Slytherinu, dlaczego zamiast tego nie napisałeś wypracowania? Nauka jest na pierwszym miejscu!- podniosła głos nauczycielka.

James złożył ręce w koszyczek niczym Dumbledore po czym powiedział:

- Obawiam się, że już nie jesteśmy w przedszkolu...- cała klasa wybuchła śmiechem.

- Szlaban! Dzisiaj o 18 zgłoś się do pana Filcha- już się miała odwrócić gdy Rogacz dodał szeptem:

- O ile to na pewno "pan".

- Mówiłeś coś?

- Nie, ależ skąd...

Odwróciła szybko wzrok w stronę tablicy i zaczęła bębnić palcami w stół. Skupiła się na swoich myślach. Obejrzała się na dziewczyny. One też nie mogły się skupić. Wiedziała, że wszystkie myślą o tym samym: Co z Dorcas? Black powiedział, że wybiegła z WS. Podobno się posprzeczali, ale widać było, że nie chce o tym gadać. Niedługo powinna się skończyć druga godzina z panią jędzą, więc ustaliły, że wspólnie jej poszukają. Miała nadzieję, że nic jej się nie stało. Co prawda nie dogadywała się z nią tak dobrze jak z Lily lub Ann, ale mimo wszystko była jej bardzo dobrą przyjaciółką.

Rozmyślania przerwał jej dzwonek. Szybko zerwała się z miejsca, a za nią współlokatorki z huncami na czele.





***







Peter obejrzał się za przyjaciółmi. Przyjaciółmi… Pff… Oprócz wspólnego pokoju nic ich nie łączyło. Gdyby nie to, że trafił z nimi do dormitorium na pierwszym roku, pewnie nigdy nie zwróciliby na niego uwagi. Taki sobie James… Uzdolniony, dusza towarzystwa, najlepszy szukający w historii Hogwartu, albo taki Syriusz: przystojny, może mieć każdą dziewczynę jaką zechce… Remus… Może nie był tak znany jak poprzednie dwójka, ale zawsze wszystkim pomagał, to dzięki niemu większość planów wypalała, a mapa w ogóle powstała… A on… Czym zasłużył się Peter? Tylko im przeszkadza… To aż dziwne, że Frank jeszcze nie wszedł na jego miejsce. Gdyby był z nimi od początku na 100% byłby huncwotem. Longbottom został w ich sypialni po tym jak  w szóstej klasie został na święta w szkole magii, a w jego sypialni zalęgły się chochliki. Do czasu powrotu jego współlokatorów udało im się usunąć całe stadko, ale chłopcy zawarli „więź” i pozwolono wstawić do nich dodatkowe łóżko. Sam nie wiedział, czy lepiej by niebyło gdyby Franka z nimi nigdy nie było. Jakby się zastanowić to odebrał mu tę ostatnią cząstkę uwagi.

Zgarnął podręcznik oraz pergaminy do sakwy i wyszedł na korytarz.



To wszystko przez niego- podpowiedział mu głosik.

O co ci chodzi?

Pomyśl bezmózgu… Wcześniej zwracali na Ciebie minimum uwagi, a teraz…?

Zawsze Cię pomijają…

Kto?

WSZYSCY!!! Dziewczyny, huncwoci… Zawsze!

Nie rozumiem… Tolerują mnie…

Tolerują… Proszę Cię…Wstydzę się, że jestem Twoim sumieniem… Musisz się jakoś zemścić.

Czy sumienie nie powinno nakłaniać do dobrych rzeczy?

To zależy jakie… Mam dość patrzenia jak ci pozerzy się z Ciebie nabijają.

Czasem mnie doceniają…

I co w związku z tym? Wzięli sobie Franka. Kolegują się z tobą z litości.

Przymknij się!

Okej… Ciekawe jak sobie poradzisz z twoją „sytuacją”?



- Wariuję- mruknął pod nosem i popędził dalej drogą.




11 stycznia 2015

Rozdział 4

Tą notkę chciałbym zadedykować Tigrze, Assarii, Agacie Pritchard oraz Pannie Nikt. Mam nadzieję, że wszyscy będą nadal czytać i komentować choć w połowie tak często jak moja kochana Tigraria.

P.S. Tigra zgadnij co dzisiaj powie Miley i komu? - poruszanie brwiami- XD



***

Ann siedziała w bibliotece razem z Lily i przeglądała różne księgi. Ruda pisała właśnie wypracowanie na eliksiry, na które ona się nie zapisała. Przeglądała książkę o pisaniu artykułów, a dokładniej "Pisanie o wszystkim i o niczym, czyli poradnik dla młodych redaktorów". Od czwartej klasy marzyła o zostaniu dziennikarką. Zamierza udać się na kurs w tym kierunku zaraz po Hogwarcie. Oczywiście rodzice wciąż próbują ją namówić, żeby zajęła się czymś odpowiedniejszym jak nauczyciel. Rezygnując z eliksirów przestali przynajmniej biadolić  o karierze aurora czy też uzdrowicielu. Cały czas w domu mama z tatą porównują ją do Evans. Ciągle tylko: " Pomyśl Ann... Lily chce być uzdrowicielem, a ty? Przemyśl jeszcze jakąś pracę...", albo " Ann idź szybko umyć zęby! Lily zawsze tak dba o higienę. Trzeba myć przed i po śniadaniu". Ugh...         
Kochała Evansównę niczym siostrę i nigdy nie powiedziała jej o sytuacjach w mieszkaniu, ale miała trochę żal, że rodzice zachowywali się jakby Ruda była idealna. Miała piegi i...i... marchewkowe włosy..., ale kogo ona chce oszukać. Piegi dodawały jej uroku, a włosy idealnie kontrastowały z jej szmaragdowymi oczami. Głęboko westchnęła, odłożyła podręcznik i spojrzała na przyjaciółkę. Tak bardzo jej zazdrościła. Niepowtarzalnej urody, ocen, charakteru oraz... Jamesa... Nie chodziło o to, że jej się podobał, no może trochę, ale wiedziała, że od pewnego czasu coś się zmieniło w uczuciach Lilki. Fakt faktem, gdyby Potter zaprosił ją na randkę, a Lils nie miałaby nic przeciwko zgodziłaby się. W życiu była tylko na jednej randce i to beznadziejnej. Marzyła by uganiał się za nią ktoś przystojny i miły- taki jak Rogacz. Czuła, że też chce znaleźć sobie kogoś komu byliśmy na niej zależało, ale nawet nikt jej się nie podobał, oprócz jednej osoby- Remusa. Czuła się strasznie szczęśliwa gdy w pociągu okazało się, że to z nią chciałby się wybrać do wioski Hogsmeade, ale czy na pewno? Może wolałby pójść z jakąś młodszą krukonką, albo dużo ładniejszą niż ona puchonką. W końcu tu huncwot mógłby mieć każdą... Może nie tak dokładnie jak Syriusz lub James, ale większość dziewczyn zgodziło by się bez dwóch zdań. Przecież wybrał ją spośród swoich przyjaciółek. Może to tylko oznaka, że ona jest dla niego najmniej ważna...
- Stało się coś?- zapytała Lily z uśmiechem nachylając się znad pergaminu.- Już prawie 10 minut tak siedzisz i się na mnie patrzysz. Możesz już iść prawie kończę...
- Nie ja-a- zawahała się dziewczyna wychodząc z zadumy.- Zamyśliłam się- co miała powiedzieć? "Myślę o chłopaku, który chyba Ci się podoba, jego przyjacielu i o tym jak bardzo Ci zazdroszczę?". Nie mogłaby.
- Może lepiej już chodźmy- zaproponowała i podparła się pod boki po czym zaczęła się pakować.- Dziękuję, że tu ze mną siedziałaś.
-Nie ma sprawy- odparła Ann i skierowała się z Lilką w stronę wyjścia. Gdy minęły bibliotekę Lilka zaproponowała, żeby udać się do kuchni po przekąski.- To ty wiesz gdzie jest kuchnia?
- Yhm- Lila pokiwała głową po czym szczerze się uśmiechnęła.- Syriusz mi kiedyś pokazał. Byliśmy kiedyś na błoniach i złapał nas deszcz, pamiętasz? Potem przyszliśmy z herbatą i kakao.
- No tak rzeczywiście- klasnęła w dłonie i oznajmiła- Więc chodźmy!


***


Remus właśnie udał się w stronę biblioteki gdy zauważył wychodzącą stamtąd Ann wraz z Lily. Skrył się za stojącą nieopodal zbroją i zaczekał aż znikną za zakrętem by niezauważalnie wślizgnąć się do biblioteki. Od czasu zdarzenia w pociągu starał się jej unikać. Wstyd mu było za to co powiedział. Doskonale wiedział, że dla Lorence również nie jest obojętny w kwestii uczuć, ale jest dla niego zbyt wspaniała. Annabeth zasługiwała na kogoś lepszego niż on. Na kogoś kto będzie w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo i przyzwoite życie, a nie na... na potwora, wilkołaka... Nie wie nawet czym sobie zasłużył na tak wspaniałych przyjaciół jak huncwoci i huncwotki. Zaśmiał się na wspomnienie gdy mianowali dziewczyny huncwotkami. Byli dla niego jak rodzina… Brzydził się sobą… Nie chodzi nawet o ten jeden dzień w miesiącu gdy stawał się krwawą bestią. Zawsze był niebezpieczny. Wystarczy, że się zdenerwuje, a już wychodzą na wierzch jego wilcze cechy. Już dawno pogodził się z tym, że to jemu akurat się to przydarzyło. To co było nie do zniesienia to krzywda, którą może przynieść rodzinie i przyjaciołom…
- Cześć Remusie!- przywitała się z nim Ann, która właśnie weszła z powrotem do biblioteki i dosiadła się do chłopaka. – Co czytasz?- wskazała na książkę, którą trzymał w rękach.
          Chłopak zerknął na księgę, którą wziął z półki wcześniej nawet nie orientując się o czym jest, po czym przeczytał:
- „ Mityczne mity i ich codzienne odwzorowania”.
- Ooo… Trochę dziwny tytuł, ale jak przeczytasz to mi powiedz czy ciekawa- dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- Jasne… Po co wróciłaś?- zapytał.
- Wróciłam?
- No t-tak bo widziałem jak wychodzisz z Lily- jąkał się. Nie chciał, żeby wyszło na to, że je śledzi czy stara się je ignorować.
- Czemu nas nie zawołałeś czy co?
- A czemu zadajesz tak dużo pytań?- Ann prychnęła.
- Zostawiłam tu zeszyt.
- A czemu nie przyszłaś z Lily?
- No właśnie Lily! Miałam do niej dojść!- krzyknęła Lorence i wybiegła, ale zaraz potem zawróciła i chwyciła ponownie zostawione notatki.
            Gdy Remus został sam zachichotał pod nosem. Była niebywale inteligentna, ale czasem zachowywała się jak 5-latka. Jego ukochana 5-latka… właściwie to nie jego… Nigdy nie będzie jego… nie wiedział, że pewna jasnowłosa dziewczyna właśnie myślała to samo.


***


Alicja siedziała na parapecie w dormitorium i z zaparciem szkicowała widok za oknem. Została sama w dormitorium. Dorcas umówiła się z Syriuszem na spacer, a Miley poszła znaleźć dziewczyny. O uszy echem obijała jej się cisza- coś w stylu maślanego masła. Złapała za gumkę leżącą obok i starła przed chwilą narysowane drzewo. O tak Alicja Stewart była bardzo drobiazgowa jeżeli chodzi malowanie. Panna Ala miała niebywały talent do malowania. Każdy jej obraz był starannie dopracowany. Wiele razy inni prosili ją o portret czy coś w tym stylu, a potem zadowoleni proponowali jej zostanie malarką w przyszłości. Mimo licznych pochwał nie było wielką przyjemnoscią dla niej malowanie. Nie cierpiła gdy ktoś ją chwalił bowiem przypominało jej to o matce, która nigdy jej nawet nie pochwaliła. Głównie z tego powodu nauczyła się nie robić sobie dużych nadziei z nią związanych. Nie chodziło o  to, że mama nie zwracała na nią uwagi. Ze względu na słabo płatną pracę w mugolskiej knajpie  nigdy nie miała wystarczająco czasu by zająć się córką, którą zawsze kochała najbardziej na świecie. Ala westchnęła. Z matką musiały sobie radzić same. Ojciec zostawił je gdy mała miała roczek. Od niedawna Alicja brała w wakacje pracę w barze ciotki i pomagała matce w utrzymaniu. To niestety nie był jej jedyny problem. Ciężko westchnęła. Odłożyła na bok blok i ołówek, podkuliła nogi pod brodę i odwróciła się w stronę okna. Powoli zamknęła oczy i ponownie westchnęła z rozkoszy gdy delikatne promienie zachodzącego słońca muskały jej twarz. Chwilę potem znów je otworzyła i spojrzała na błonia, które zaczęła porównywać ze swoim obrazem, na który zerknęła krytycznym wzrokiem. I znowu myśli o problemie wróciły… Myśli o Franku… Zawsze uważano ich za idealną parę, ale ostatnio bardzo się od siebie oddalili. Wiele więcej czasu spędzał teraz z huncwotami. Parę razy nawet brał udział w dowcipach. Prawie w ogóle nie spędzali ze sobą czasu, ale nie mogła go winić. Oboje przyczynili się do powstanie tej przepaści między nimi. Szybkim ruchem zeskoczyła z parapetu i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Musiała się przejść.
Syriusz spacerował z Dorcas po błoniach. Uwielbiał tą małą czarną osóbkę. Było jednak coś o czym jej nie powiedział. Fakt wiedziała, że od 5 klasy mieszkał z Jamesem, ale nie wiedziała tak do końca czemu. Było mu o wiele lepiej z Rogaczem jednak gdyby nie to wydarzenie nie odważyłby się na tak śmiały ruch.
”Starszy Black schodził właśnie do salonu w rodzinnym domu Blacków ze względu na długie wołania Walburgii. Nienawidził wakacji. Najchętniej spędził by je w Hogwarcie zamiast wracać co roku do tej dziury, która tylko przypominała mu o czystości krwi i tych różnych pierdołach, do których przyczepiała się jego rodzina. Z obrzydzeniem przyglądał się głowom starych skrzatów domowych wiszących na ścianie.
- Idiotyczny zwyczaj- pomyślał Syriusz.
- Przyłaź tu ty pasożycie! Twój brat zszedł od razu!- krzyknęła jego matka, a raczej kobieta, która śmiała się tak nazywać.
          Niechętnie przyspieszył i już po chwili spojrzał w zimne jak stal oczy ojca i czarne jak smoła matki. Rozglądał się po pokoju udekorowanym w barwach Slytherinu. Rodzice wciąż wytykali mu to, że trafił do Gryfindoru co go jednak mało obchodziło.
- Słyszeliśmy…-zaczęła pani Black.- że masz dziewczynę. Nijaką Dorcas Meadows…
- Może- odburknął zastanawiając się do czego ta rozmowa prowadzi.
- Musisz przestać się z nią spotykać- oznajmiła.- To zdrajczyni krwi. W razie czego nie chcemy jej w rodzinie. Wystarczy nam to, że zadajesz się ze szlamami.
          Syriusz patrzył na nią otępiały poi czym krzyknął:
- Nie masz prawa za mnie decydować!
- Jesteś pewien?- zapytała z jadem w głosie po czym rzuciła na niego zaklęcie niewybaczalne.
          Chłopak tarzał się po podłodze krzycząc w  niebogłosy. Miał tylko jedną myśl: „umrzeć”. Jednak wychowując się w tej rodzinie dużo razy oberwał. Gdy żona Oriona zdjęła z syna zaklęcie ten zaczął głośno dyszeć i powoli wstawać. Spojrzał na kobietę z odrazą w oczach, a potem na ojca. Obaj byli prawie identyczni- oczywiście tylko z wyglądu. Te same długie czarne włosy sięgające do ramion, te same oczy i ten sam błahy uśmiech. Teraz patrzył na cierpienie syna. Rzucił im zgorszone spojrzenie i udał się do pokoju. Szybko wkładał najważniejsze rzeczy do kufra i udał się z powrotem na dół. Gdy dotykał już klamki usłyszał tylko:
- Jeśli teraz wyjdziesz nie licz na to, że pozwolimy Ci wrócić.
          Wtedy właśnie otworzył drzwi i wyszedł. Gdy stał już na podwórku powiedział;
- Jak mugole mówią? Klamka zapadła… 
          Chwilę potem był w Dolinie Godryka dzięki pomocy Błędnego Rycerza. Stanął przed domom państwa Potterów i zadzwonił dzwonkiem. Chwilę potem otworzył mu zdziwiony James…”
          Zaśmiał się na to wspomnienie. Pan i Pani Potterowie przyjęli go jak syna. Nigdy nie będzie im się w stanie odwdzięczyć za to, że nim się zaopiekowali i traktowali jak syna.
- O czym myślisz?- zapytała Dor.
- A wiesz. O wszystkim i o niczym- odparł po czym mocniej chwycił ją za rękę i powiedział:
- Chyba nie chcesz się spóźnić na nocowanie hm?
- A ty skąd wiesz?!- krzyknęła oburzona.
- Tajemnica huncwota- odparł i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.

***



W dormitorium 6-klasistek z Gryffindoru właśnie trwały przygotowywania do nocowania. Każda z dziewczyn była inna. Blondynki, brunetki, rude. Koleżeńskie, nieśmiałe, szczęśliwie zakochane i też nie. Każda miała inny gust jeżeli chodzi o ciuchy, muzykę czy chłopców, ale była rzecz, która je łączyła, a mianowicie: „Przyjaźń”.



***



  - Myślicie, że już zaczęły?- zapytał zestresowany James spacerując w tę i z powrotem po pokoju. Łapiąc tylko spojrzenia przyjaciół.
- Może usiądziesz?- zaproponował Syriusz.- Chodzisz już tak prawie pół godziny.
- Nie, dzięki- syknął Potter i wrócił z powrotem do wędrówki.
- Rogacz…- zaczął Frank.- czemu tak Ci zależy, żeby się dowiedzieć?
- Bo… Bo… Bo… Bo chcę wiedzieć!- zawołał histerycznie tupiąc nogami w podłogę niczym dziecko,  któremu rodzice odmówili kupna zabawi.
Chłopcy zgodnie westchnęli i powrócili do wcześniej wykonywanych czynności. Potter stanął, popatrzył na ignorujących już go przyjaciół i położył się na łóżku.
Miał w głowie wielki zamęt spowodowany, no... nawet sam nie wiedział czym. Przyjrzał się  szkarłatnemu baldachimowi wiszącemu nad jego posłaniem. Porozwieszał na nim zdjęcia i plakaty. Niektóre były związane z Quiditchem, ale zdecydowana większość to fotografie jego przyjaciół. Przeleciał wzrokiem po każdej z niej dokładnie łapiąc wszystkie szczegóły. Każdy pieg Evansówny, odstający włos Syriusza, każdą najmniejszą szramę na twarzy Remusa... Ugh Remus... Tak bardzo mu przykro, że nie może mu w żaden sposób pomóc. Wiedział, że Lupin strasznie doceniał to, że wciąż się z nim przyjaźnią, nie wspominając już o tym, że dla niego stali się animagami i to w dodatku nielegalnymi, ale... Chłopak czuł, że może coś zrobić. Coś co byłoby w stanie mu pomóc, lecz jak na złość nie umiał. Prędko przewrócił się na bok trzymając teraz twarz odwróconą do ściany. Jego kruczoczarne, wiecznie rozczochrane włosy opadły mu na oczy. Starał się przywołać jakieś miłe wspomnienie. Przed jego oczyma stanął obraz rudowłosej dziewczyny. Ponownie westchnął. Przecież nie miał czemu o niej myśleć. Nie była w nim zakochana. Ba...! Nawet go chyba do końca nie lubiła, a przynajmniej nie był jej bliższy niż Syriusz, którego traktowała jak brata. Nie...! Musiał przestać o tym myśleć. Może powinien sobie odpuścić...? Nie, jeszcze raz nie! Póki szanse nie będą do końca stracone, będzie walczył. Musi wiedzieć czy ma jakieś szanse... Tylko jak...? Nagle wpadł na pewien pomysł. Szybko odwrócił się do przyjaciół i z wielkim uśmiechem na twarzy powiedział:
- Chłopaki... Mam pomysł...




***



Severus Snape przebywał w dormitorium Slytherinu. Siedział na parapecie i oparł swoją głowę o zimną, kamienną ścianę i odetchnął z ulgą. Ciągle napływały wspomnienia... Nowy dom, poznanie Lily Evans, Hogwart, Potter, oddalenie się od Lilki, nazwanie jej szlamą aż po rozmowę z przed paru godzin.

" Panna Evans szła właśnie w stronę kuchni. Widział ją jeszcze przed chwilą z Lorens, która musiała po coś zawrócić. Sam nie wiedział, przyglądał się tylko Lily będąc dobrze ukrytym. Patrzył jak pokazywała swoje równe zęby, uśmiechając się do przyjaciółki. Jej szmaragdowe oczy błyszczały radośnie z podniecenia. Cała była rozpromieniona. Obejrzał jej rude włosy... Stop. Kasztanowe. Tak... Evansówna nie cierpiała gdy ktoś jej wypominał ich marchewkowy kolor.
Gdy upewnił się, że blondynka odeszła wyszedł z ukrycia i wychrypiał:
- Lily...
Przestraszona dziewczyna szybko się odwróciła i wysyczała:
- Czego chcesz Snape?
- Proszę porozmawiajmy...
- Jakoś wcześniej nie miałeś ochoty ze mną gadać. Bo poco? Po co zadawać się ze szlamą taką jak ja?
- Lily... Ja nie chciałem- zerknął na nią błagalnym wzrokiem.- Nie chciałem tego powiedzieć...
- Ale powiedziałeś- warknęła i odwróciła się z zamiarem odejścia, gdy ten złapał ją za nadgarstek i mocno do siebie przyciągnął. Poczuł nienaturalną chęć wpicia się w jej pełne usta. Kiedy była parę centymetrów od niego mocno go odepchnęła i rzekła przesyconym jadem głosem:
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj...- próbowała mu się wyszarpnąć, ale bez skutku bo złapał ją również za drugą dłoń.
- Lils!- rozległ się krzyk Simon, która najwyraźniej przyszła jej poszukać.
Ruda spojrzała na niego zimnym wzrokiem, którego nie zauważył nawet pamiętnego dnia po SUM-ach. Szarpnęła rękami w dół i posłała mu ostatnie mordercze spojrzenie, którego miał nadzieję już nigdy nie ujrzeć..."
I po co on to zrobił? Jakby już nie miała go dość. W głębi duszy nawet dziękował Miley, Mini czy jak jej tam. Gdyby ją pocałował chociaż na chwilę, która zapewne sprawiłaby mu tyle przyjemności to Evansówna nigdy nie wybaczyła byliśmy mu tego, chociaż u niej i tak jst na straconej pozycji... Głęboko westchnął. Jest jeszcze Potter... Niby go nienawidziła, ale byli przyjaciółmi, a poza tym... Widział. Tak. Severus Snape widział jak rudowłosa patrzyła na tego klauna. Może nie z miłością, ale z uczuciem... Tak jak nigdy nie patrzyła na niego...
W tym momencie mógłby oddać wszystko, by móc cofnąć się w czasie o ten rok, jeszcze raz stanąć twarzą w twarz z Jamesem Potterem i jego świtą, jeszcze raz przeżyć upokorzenie, ale nie wypowiedzieć tamtych słów. Oddałby wszystko… A przecież już nic nie ma. Ostatnią ważną dla niego rzeczą, była ich przyjaźń, a on ją stracił, jakby wyrzucił do kosza... I to na własne życzenie...


***




- To co? Wszystkie gotowe?- zapytała Ala siadając na okrągłym dywanie ułożonym w centrum pokoju.
Po chwili reszta dziewczyn się do niej dosiadła. Każda z poduszką pod ręką, ubrana w pżamę, trzymająca kubek jeszcze ciepłej czekolady. Wiedziały, że czekają je ciężkie zajęcia nazajutrz rano więc zgodnie ustaliły, że nie pójdą na kolację tylko poproszą Huncwotów o przyniesienie co nieco, a w końcu i tak przyniosły sobie trochę smakołyków z kuchni. 
- To od czego zaczynamy?- zadała pytanie Ann. 
- Proponuję zacząć od Ali i Frank... - przerwała Dorcas słysząc, że ktoś dobija się do pokoju. Dziewczyna szybko wstała i udała się w stronę drzwi, zza których wyłoniła się głowa Syriusza.
- Heeeeej...- powiedział chłopak z wielkim uśmiechem na buzi. Widząc pytające spojrzenie dziewczyny i jej uniesioną brew dodał: 
- No co? Przyniosłem wam żarcie.
- Ooo... To dzięki- uśmiechnęła się do chłopaka i cmoknęła go w policzek.
Chłopak spojrzał na nią smutnymi oczyma, jakby próbował wyprosić coś więcej, ale Meadows tylko pokręciła głową i po odebraniu pakunku zaczęła powoli zamykać drzwi wypychając go z dormitorium.
- Więc...- zaczęła Dor.- Jak to on powiedział? Syriusz przyniósł nam żarcie- przybrała głupi uśmiech i położyła jedzenie na biurku stojącym przy ścianie. Po chwili obróciła się do przyjaciółek, oparła obie ręce o stojący za nią mebel i wyszczerzyła się do reszty.- Już nikt nie powinien nam przeszkodzić.
- To siadaj bo ma mówić pani L- zaszczebiotała Evans.
- Pani L?- spytała Alicja.
- No Pani Longbottom- odpowiedziała Lil jakby było to oczywiste.
- Bardzo śmieszne- odparła z  ironią Stewart i rzuciła w nią poduszką.
-Auu- zawyła dziewczyna pocierając dłoń. Szybko przyciągnęła amunicję koleżanki do siebie i wystawiła język w jej stronę.
- Osz ty małpo...- wyciągnęła rękę w jej stronę by odebrać zgubę, ale przerwała jej Miley przypominając, że mają ograniczony czas.
- Dobrze... mamo- odparła Ruda próbując zachować powagę za co znowu została walnięta.
- No więc kontynuując...



***



- Uwaga!- krzyknął Black wchodząc do sypialni.- Śliwka nie widziała kompotu... Powtarzam śliwka nie widziała kompotu... Czy jakoś tak- dodał i opadł na łóżko.
- Co?!- spytał Frank.
- No mugole mówią coś takiego...
- Nie ważne... Widziały go?- zapytał prędko James.
- E. E- zaprzeczył Black.
- To dobrze. Wręcz świetnie...
- Wiesz, że jak Lilka się dowie to cię zabije- odrzekł Lupin.
- Trzeba zaryzykować...



***



- Szkoda...- odezwała się Ann.- Musisz natychmiast z nim porozmawiać.
- Właśnie. To dziwne...- dodała Lilka zamyślając się na chwilę.- Pomyślcie... Wszyscy mają was za taką idealną parę, a tu proszę. Problemy jak wszystkich.
- Masz rację- poparła współlokatorkę Miley.- Musisz porozmawiać z Frankiem.
- Mam nadzieję, że będzie dobrze- westchnęła Alicja i opadła na poduszki. Znowu myślała o Longbottomie. Nie mogła przestać... Kochała go... Tak. To z pewnością nie było tylko zauroczenie... Spojrzała prędko na Simon i zapytała:
- A tobie? Wpadł ktoś w oko?
- Mi? Nie... Raczej nie...
- Ale chwila- przerwała Ruda.- Przecież jesteś z Jamesem.
- Z Jamesem?- zrobiła zaskoczoną minę.
- No... Potterem... Rogaczem... Napuszonym łbem! - krzyknęła zdenerwowana.
- Właśnie... Nie zdążyłam Ci powiedzieć... Zerwaliśmy...- Mil obserwowała jak twarz rudowłosej przybiera wyraz... ściany? Być może. Jej buzia nie wyrażała, żadnych uczuć, ale ten stan nie trwał długo, bo po chwili zakrzyknęła:
- Co!?- szybko wstała.- A-ale... Ale jak? Kiedy? Dlaczego my nic nie wiemy...- spojrzała po dziewczynach. Każda skierowała wzrok w podłogę, albo przegryzała wargę. - Nie wierzę... Wszystkie wiedziały. Prawda?
- Lils nie powiedziałam Ci bo nie było okazji.
- Ale mogłaś o tym wspomnieć chociaż rano! Właściwie...- ciężko opadła na poduszki.- Co mnie to obchodzi...
- Chyba dużo- szepnęła cicho Ann.
- Co tam szemrzesz?- zapytała Lily.
- Myślę, że Ci na nim zależy- odparła stanowczo podnosząc się z ziemi. - Bo niby skąd taka reakcja?
- Stąd, że moja przyjaciółka nie miała czasu mi powiedzieć kilka krótkich zdań, które cała reszta znała już pewnie na pamięć- rzuciła oskarżająco.
- Evans. Powiedz prawdę- zarządziła Meadows.
Zielonooka odwróciła głowę, aby reszta nie widziała jej załzawionych oczu. Obijało jej się tysiące myśli, ale w końcu głęboko westchnęła i gdy miała opowiedzieć wreszcie o skrywanych długo uczuciach Stewart głośno krzyknęła.
- Al co się stało?- zapytała Lila momentalnie stając obok przyjaciółki.
- SZ-SZCZUR!!!
- Szczur?- zapytała Dor zgrzytając zębami. Ona jako jedyna była wtajemniczona w przemiany Huncwotów.- Poczekajcie tu chwilę...
- Gdzie idziesz?- spytała Miley stojąc w najbardziej oddalonym kącie pokoju.
- Do naszych "kochanych" przyjaciół- rzekła twardo i wyszła kierując się ku sypialniom Gryfonów.



***



- Jak myślicie, o czym gadają?- zapytał Rogacz wciąż dumny z narodzonego w jego głowie planu.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł- wyraził się Remus.- Powinny mieć chyba trochę prywatności, prawda?
- Oj, Luniu... Przesadzasz...
- Nie. Wcale nie przesadzam James. Uważam, że...- przerwał mu krzyk.
- Na Merlina!- zerwał się Syriusz.- Co to było?
- Myślę, że to na pewno się nie skończy dobrze...- westchnął Lupin i zaczął szykować usprawiedliwienia dla całej ekipy.